czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział 24



Rozdział 24



Niektórzy mówią, że ogień to najsilniejszy z żywiołów. Ale ja jestem innego zdania. Ogień da się zwalczyć wodą, piaskiem. Więc wcale nie jest taki niezniszczalny. Moim zdaniem najsilniejszym żywiołem jest powietrze. Powietrze można stłumić, ale nie zlikwidować. Powietrze jest niezniszczalne. Ten żywioł możemy zaliczać do przyjaźni. Dlaczego? Dlatego, że nawet jeśli przyjaźń zniknie to nigdy nie zagaśnie uczucie, które żywiły do siebie dwie osoby. Przyjaźń zawsze jest i pomimo tego, że nieraz bywa tak, że ludzie którzy mieli ze sobą wiele wspólnego na drugi dzień są sobie obcy to nigdy o sobie nie zapomną. Będą wspominać siebie po długim czasie i będzie im brakować tego uczucia, że ma się kogoś kto zawsze będzie i wysłucha. Niestety powietrze potrafi być ulotne… Tak samo jak ludzie. Wystarczy, że popełnisz jeden błąd i powietrze ucieka z twoich płuc. Nie zostaje w tobie… Już nigdy. Z ludźmi jest podobnie. Tylko, że w ich wypadku słowa są tymi błędami. Wypowiesz w złości, upojeniu lub radości nie te słowa co trzeba było i ważna dla ciebie osoba znika. Ucieka od ciebie. I kiedy później rozumiesz to co powiedziałeś to i tak nic nie zmieni. Twoje wytłumaczenia nic nie zmienią. Bo niestety jest tak, że ludzie zbyt poważnie biorą słowa. Zbyt poważnie nas rozumieją. I to najczęściej bywa powodem bólu wielu ludzi.

Pierwszym moim odczuciem po przebudzeniu się był okropny ból w piersi. Był tak ogromny, że chciało mi się wrzeszczeć z bólu. Niestety tego nie mogłam zrobić. Nie mogłam mówić. Nie rozumiałam, dlaczego… I wtem wszystkie wydarzenia uderzyły we mnie, jak cegła spadająca z okna. Ktoś wkradł się do biblioteki i rozniecił pożar… Podpalił wszystkie książki. Jego celem na bank było podpalenie mnie. Cholera jasna! Spróbowałam się podnieść, ale uniemożliwiły mi to dwie silne dłonie położone na moich barkach. Nawet nie musiałam sprawdzać kto to taki bo wiedziałam, że Olek.

- Serio – zaczęłam i ziewnęłam. – Teraz będziecie mnie traktować, jak inwalidę, czy co?

- Nie… - nie odpowiedział mi Olek. Zerwałam się i ujrzałam na krześle obok łóżka Gustawa. Hm, co on tu robi? – Pewnie zastanawia cię to co tu robię? Otóż Olek jest aktualnie zajęty i mi kazali cię pilnować. Moim zdaniem robię to, dlatego że uważają, że sama nie dasz rady, ale ich zdanie dlatego bo ktoś może próbować cię zabić i mam być twoim aniołem stróżem. Co pewnie nie jest potrzebne, ale cóż.

Powiercił się chwilę nie wiedząc co chce powiedzieć. Tak trochę do niego niepodobnie. Oboje milczeliśmy. Myślę, że to nie była cisza niezręczna tylko taka, która ma dużo do powiedzenia. Kiedy tak sobie siedzieliśmy naszła mnie pewna myśl, że Gus może nie chce tu siedzieć. No bo w końcu komu by było wygodnie na plastikowym krześle? Już chciałam się go spytać, czy chce iść, ale do pokoju wszedł Olek i reszta brygady. Mój towarzysz wstał i przywitał się ze wszystkimi. No prawie ze wszystkimi. Zuzia, Maja i Patrycja olały go i pognały w moim kierunku. Najmłodsza była przy mnie najszybciej i od razu rzuciła się na mnie i mnie przytuliła. Ojej, jak słodko. Dwie starsze usiadły na bokach mojego łóżka i obie położyły dłonie na moich udach.

- Tak dobrze, że żyjesz! – krzyknęła Maja. Krzyk nie był wyraźny bo swoją twarzyczkę wtulała w moją szyję.

- No ja się też cieszę, ale to nie jest powód, dla którego musisz mnie udusić.

Po tych słowach dziewczyna mnie puściła i usiadła normalnie przy czym zakryła Zuzię. Miałam je wszystkie u swojego boku. Przyjrzałam się każdej uważnie. Co ja bym bez nich zrobiła? Kochałam je ponad życie i chociaż dwie z nich znałam od niedawana to bardzo by mi ich brakowało gdyby tak nagle zniknęły. Każda patrzyła na mnie z radością. Przeniosłam wzrok na chłopców. Była ich tylko dwójka. Olek i Gustaw. Olek był i jest moim najlepszym przyjacielem i życie bez niego to byłby koszmar. Gus, Gus, Gus… Z nim to różnie bywa. Nie czułam do niego tego co do reszty. Był mi, hm może nie obojętny, ale nie niezbędny. Przy nim zawsze czułam się jak przy zwykłym znajomym. Nie żebym go nie lubiła, owszem lubię go, ale jakoś by mi go nie brakowało jakby zniknął z mojego życia. I jestem pewna, że on tak samo myślał o mnie. Po jakimś czasie do pokoju przybyły babcia, mama, pani Gałązka i pani Gruszka. Każda z nich miała ponurą minę i nie wyglądały na zbytnio zadowolone. Chłopcy ustawili im krzesła przed moim łóżkiem, a one na nie usiadły. Zapadła grobowa cisza. I co teraz?

- Agnieszko – zaczęła panna Gałązka. – Wszyscy jesteśmy pewni, że ten pożar był spowodowany tym, że ktoś chce cie zabić. Niestety nie mamy pojęcia kto to taki. Pierwszą myślą byli czarni, ale skąd oni mogli wiedzieć, że jesteś w bibliotece? Więc oni odpadli. Kolejni likantropy, ale po rozmowie z nimi wnioskujemy, że to na pewno nie oni. Dalej nie wiemy kto. To musiał być ktoś kto wiedział, że jesteś w bibliotece i przeżywasz chwilowe załamanie… To musiał być ktoś z nas. Dlatego nie możesz teraz nikomu ufać. Nikomu. Rozumiesz?

Zapadła długa, niezręczna cisza. Jak to nie mogę nikomu ufać? Przecież jestem pewna, że to żadna z dziewczyn i żaden chłopak. No po prostu jestem tego tak pewna, jak faktu, że krowa daje mleko.

- Kogo to była decyzja? – spytałam cicho.

- Moja. Moja i tylko moja. Jestem twoja matką Aga i martwię się o ciebie. Chciałabym abyś jeszcze troszkę pożyła.

- Mamo! – krzyknęłam, a raczej pisnęłam. No przecież tak nie można! – Dobrze wiesz, że to żadne z nich – pokazałam na moich przyjaciół. – No nie powiesz mi, że nie wierzysz w to. Nie powiesz!

Ale mama nic nie powiedziała. Zapiszczałam i schowałam się pod kołdrę co było mega dziecinne, lecz co mam począć kiedy nie wiem co robić? Słyszałam ich wołania, ale miałam to gdzieś. Nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się z wielkim rozmachem. Odrzuciłam nakrycie i ujrzałam Janka wraz z rodzicami, Martą, Katariną i Angusem. Na każdej z twarzy widniał wyraz determinacji. Dorośli wstali i przywitali się z nowo przybyłymi, a młodzież i Maja kiwnęła tylko głowami. Ja nic nie zrobiłam. Miałam ich gdzieś. Patrzyłam cały czas w sufit. Nagle poczułam, że prawa część łóżka podnosi się, a po chwili znów upada. Odwróciłam głowę w tamtą stronę. Ujrzałam Janka, który był uśmiechnięty, ale wiedziałam, że nie jest mu do śmiechu.

Chrząknęłam. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Spojrzałam na Olka i poprosiłam go bezgłośnie, żeby wszyscy opuścili pokój. Oczywiście zrozumiał. Powiedział, że chciałabym odpocząć i wcale nie chciałabym tego robić przy wszystkich. Z wielkimi oporami towarzystwo opuściło pokój. Wreszcie mogłam spokojnie pomyśleć.

Daniel… Mój kochany Daniel… Kochałam go, tak jak jeszcze nikogo. Był dla mnie wszystkim. Ale kiedy widziała Janka to całe stado motyli w moim brzuchu ruszało do lotu. Przy nim wszystkie odczucia jakie były możliwe się pojawiały. Nie wiedziałam kogo w końcu kocham. Ale czy można to nazwać miłością? Skoro sama nie wiem kogo wolę? Przemyślenia przerwał mi Janek wchodzący otwartym oknem. Co? O boże…

- Co ty wyprawiasz?! – spytałam szeptem, a chłopak nic nie powiedział tylko uśmiechnął się żarliwie. Oh, aż mi gorąco się zrobiło.

Janek podszedł na palcach do drzwi po drodze zabierając krzesło i przystawił je nim. Odwrócił się w moją stronę i szybkim biegiem podążył do mnie. Usiadł na jednym z boków łóżka i gładząc ręką moje włosy zaczął mi się przyglądać. Zamknęłam oczy. Czułam się jak w siódmym niebie. Odczucie było prawie takie samo jakby mnie całował. Mogłabym tak trwać bez końca, ale Janek miał jednak inny plan.

- Królewno – zaczął ściszonym głosem. – Kim jest Daniel?

O nie… Dlaczego pyta o to, a nie o coś innego? Dlaczego, ja się pytam?!

- No wiesz… Daniel to mój… em, przyjaciel. To mój przyjaciel! – skłamałam. Gratulacje! 0:1 życie. – A skąd to pytanie?

- Nie… Nie ważne. – stwierdził Janek i schwycił moją dłoń po czym pocałował czubki palców. – Wiesz, odkąd cię zobaczyłem to po prostu nie mogłem przestać o tobie myśleć. Byłaś taka wyjątkowa. U mnie w środowisku nie ma takich, jak ty i od razu poczułem chęć pocałowania cię, ale przede wszystkim dowiedzenia się jaka jesteś. I teraz… Teraz wiem, że jesteś delikatna i powinienem być zawsze przy tobie i cię chronić. Zawsze być i nigdy nie opuszczać. – przerwał i spojrzał głęboko w moje oczy. – Przeprowadzam się do akademii. Żeby być zawsze przy tobie…

Nie dokończył bo przyciągnęłam go do siebie i zaczęłam delikatnie całować. Chłopak nachylił się.  On całował powoli, nieśpiesznie i delikatnie. Zatopiłam dłonie w jego włosach. Były takie puszyste. Niestety drzwi pokoju otworzyły się z hukiem, a w nich stanęła sama Izabel.  

3 komentarze:

  1. Ruda kocham cie! A zarazem nienawidzę cie !
    Czemu taki moment !
    Pozdrawiam!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. "Usiadł na jednym z boków łóżka"
    "Chłopak podniósł się z krzesła"
    Niezgodność treści
    A tak wgl to się popłakałam przy wstępie
    I wgl szuper!

    OdpowiedzUsuń