Rozdział 39
Wiem tylko jedno – z tej
bitwy nie wszyscy wyjdą żywi. Po moim przemówieniu i okazaniu mej słabości
społeczność zaczęła obmyślać plan zniszczenia naszego jedynego wroga. Wiem od
Daniela, że gdy zobaczyli mnie z cierpieniem w oczach w ich umysłach pojawiła
się żądza mordu. Chcieli zabijać za to, że ja cierpiałam. Czy tak będzie do
końca wyglądać moje życie? Czy jeżeli będę cierpieć inni, całkiem obcy mi
ludzie, będą chcieli pomścić moje męczarnie?
Następnego dnia w akademii był
ogromny tłok. Zaczęli się zjeżdżać jedni z najsłynniejszych białych czarowników
na tej planecie. Wszyscy witali się, jak starzy przyjaciele. Najstarsi witali
młodszych z radością, a najmłodsi przyglądali się im, jak kosmitom. Chociaż
żadne z nich nie pytało się, jak będzie wyglądać wojna, wiedziałam, że martwią
się o to, co będzie jutro. Czy dożyją pokoju na świecie? A może nie będzie im
dane zobaczyć, jak czarni i biali stają się znowu jednością? Czułam, że większość
z nich mnie znienawidzi za mój plan. Lecz ktoś musiał dać im do zrozumienia, że
będzie to druga najbardziej krwawa bitwa w historii czarowników.
Śpieszyłam właśnie do biblioteki,
która nawiasem mówiąc była właśnie odbudowywana. Miałam się tam spotkać z moimi
przyjaciółmi. Nie tylko nowoprzybyli do akademii będą musieli nauczyć się wielu
rzeczy. Nie chciałam ich okłamywać, ale niewiele umiałam. Nie wiedziałam zbyt
dużo o ,,Bitwie Pokoju”, nie znałam wielu zaklęć i kompletnie nie potrafiłam
walczyć w ręcz. Powiem tak – miałam trzy dni na przygotowanie się do
przedstawienia mojego planu starszyźnie. Jeżeli nie będzie on zbyt dobry,
poddamy się. A na to nie chciałam pozwolić.
Kiedy byłam coraz bliżej celu
podróży, dopadały mnie kolejne wątpliwości. Miałam tak codziennie. Nie dość, że
byłam cała obolała po wczorajszych ćwiczeniach, to dzisiaj jeszcze czekało mnie
odbudowywanie biblioteki i nauka o poprzedniej wojnie. Ten dzień nie zapowiadał
się zbyt dobrze. Nagle w kogoś wpadłam. Gdy uniosłam głowę by spojrzeć na
mojego towarzysza, jeszcze bardziej zniechęciłam się do wszystkiego. Isaac. Nie
za bardzo wiedziałam, jaką rolę odgrywał ten chłopak w naszej historii, ale
niemiłosiernie mnie denerwował. Ten jego wieczny uśmieszek na twarzy był niczym
bicz na plecy. On nigdy nie widział w niczym problemu. Zawsze był pewien, że
wszystko pójdzie dobrze. I jeszcze ta jego cholerna pewność, że jest przystojny.
Myślał, że może zdobyć każdą. Włącznie ze mną. W ciągu jego pobytu tutaj
przystawiał się do mnie z milion razy, po każdej próbie poderwania mnie obrywał
od Daniela. Z jednej strony dawało mi to pewność, że mój chłopak mnie kocha,
ale z drugiej cała ta sytuacja narażała go na niepotrzebny stres. A wiecie,
jaki Dan jest, gdy jest zestresowany – zaborczy i nieprzyjemny. Tak, więc to
wszystko nie stawiało nas w zbyt dobrej sytuacji.
- Dokąd to śpieszysz, moja
piękna? – spytał Isaac, znowu z tym uśmieszkiem na twarzy. Przez chwilę
rozważałam, czy nie uderzyć go.
- Po pierwsze: nie nazywaj
mnie tak. Po drugie: czyżbym cię nie przydzieliła do remontowania piwnicy? I po
trzecie: dlaczego kręcisz się w obszarach zabronionych, dla ciebie? – rzuciłam mu
wyzywające spojrzenie. Chłopak cofnął się o krok do tyłu i uśmiechnął się
arogancko.
- Ach, tak? Zgrywamy szefową?
– powiedział z nutką ironii w głosie. Zmarszczyłam czoło i założyłam ręce na piersi.
Isaac uniósł ręce w obronnym geście i puścił mi oczko. – Spokojnie. Twoja
babcia kazała mi się przenieść do biblioteki. Powiedziała, że będziesz miała
tam jakąś naradę i że się wam przydam.
Czy ja się nie przesłyszałam?
Moja babcia przydzieliła go do nas? Czy to są jakieś żart? Przecież mówiłam
jej, że Daniel źle na niego reaguje. Zresztą nie tylko Daniel. Spojrzałam na
drzwi pomieszczenia, do którego oboje zmierzaliśmy. Już dawno ktoś miał je
wyjąć z nawiasów. Czekali tam moi przyjaciele. Moja jedyna nadzieja. I ja
miałam wprowadzić tam tego idiotę? Chłopaka, który doskonale wie, jak wkurzyć
setkę ludzi? No chyba nie… Lecz z drugiej strony zdaniem babci, jest on
naprawdę potężnym czarownikiem. Potrafi wskrzeszać. To on mnie wskrzesił.
Powinnam mu być wdzięczna.
- No dobrze, chodź. –
powiedziałam z żalem, a on wyszczerzył się. – Tylko jeżeli mnie wkurzysz, od
razu wyrzucam cię do kuchni. Jasne? – spytałam, a on tylko machnął na mnie ręką
i ruszył ku drzwiom. Doskonale, już widzę minę Daniela.
Gdy weszłam do biblioteki
uderzył mnie zapach farby i widok Daniela, Gusa i Szczepana bez koszulek. Oparłam
głowę o futrynę i przyjrzałam się im dokładnie. Dopiero teraz zauważyłam, jak
różni są od siebie. Najwyższy był Gus, zaraz po nim Daniel, a na końcu
Szczepan. Za to najbardziej umięśniony był Daniel. W sumie, nie za bardzo
rozumiałam, dlaczego akurat Szczepana przydzielili do przenoszenia mebli.
Przecież na pierwszy rzut oka widać, że on jest raczej mózgowcem, a nie
siłaczem. Postanowiłam to zmienić. Lecz jeszcze chwilę postoję i popatrzę.
- Baczność! – ktoś krzyknął
za moimi plecami. Gdy się odwróciłam, ujrzałam moją mamę wraz z Patrycją.
Śmiały się i to najwyraźniej ze mnie. Puściłam im oczko i wróciłam do ponownego
przyglądania się chłopcom. Lecz ich już tam nie było, zdążyli gdzieś odejść. Na
powrót oparłam się o futrynę i głęboko westchnęłam. – Ciężkie to życie,
powiadasz?
- Mamo, wiesz że tak. –
zażartowałam. Spojrzałam na nią, wcale nie wyglądała lepiej ode mnie. Sińce pod
oczami, pogryzione wargi i potargane włosy. Była zmęczona, ale nadal nie dawała
za wygraną. To w niej najbardziej ceniłam. Przeniosłam wzrok na Patrycję. Moja
najlepsza przyjaciółka. Dziewczyna, która zerwała z miłością swojego życia, gdy
dowiedziała się że ta przyczyniła się do mojego porwania. Byłam przeszczęśliwa,
że akurat mi trafił się ktoś taki. – Dobra, chodźmy odbudować tą bibliotekę, a
także naszą przyszłość! – wykrzyknęłam i ruszyłam w kierunku pudeł z farbami.
Zauważyłam, że od mojego wczorajszego malowania ich nie ruszał. A przecież była
druga zmiana. Jeżeli w takim tempie będziemy to robić, to nigdy nie zdążę
wyszkolić ludzi do walki. Westchnęłam głęboko i wzięłam się za malowanie.
Nie była to najgorsza praca,
lecz mimo wszystko wolałabym być w grupie segregującej książki. Owszem, mogłam
się tam przydzielić, ale nie chciałam podważać decyzji mojej babki. Byłam
święcie przekonana, że wie co robi. Zaczęłam zastanawiać się nad moją mową.
Musiałam wymyślić coś co da im stuprocentową nadzieję, że wiem co robię. Bo w
gruncie rzeczy nie miałam pojęcia, jak zachęcić ich do walki i jak sprawić, że
zaufają mi i moim decyzjom. Wiedziałam, że chcę im opowiedzieć co działo się
gdy byłam w zaświatach. Chciałabym znaleźć osoby, które są doświadczone w
dziedzinach walki w ręcz, a także w rzucaniu zaklęć. Potrzebowałam grupę
informatyków, którzy mogliby się włamać do systemu bezpieczeństwa czarnych.
Okej wiem co myślicie: ,,To czarownicy używają komputerów?” Oczywiście, że tak.
Przecież to nic dziwnego. W zamyśleniu nie zauważyłam, że obok mnie stoją
chłopcy nadal bez koszulek. W ich oczach pojawiły się iskry rozbawiania. W
sumie cieszyłam się, że mimo wszystko są szczęśliwi.
- Aga, kochanie czas abyś
poznała historię ,,Bitwy Pokoju”. Odłóż ten pędzel i chodź.
Posłusznie ruszyłam za nimi.
Niestety po drodze założyli koszulki. Zaprowadzili mnie w najbardziej odległe
miejsce w bibliotece, czyli też jedyne, które zostało skończone. Byli już tam
wszyscy, jak zwykle tylko mnie brakowało. Na ziemi leżała ogromna księga, a
wokół niej siedzieli moi przyjaciele i Isaac. Gdy Daniel tylko ujrzał swego
byłego przyjaciela, cały się napiął, a jego myśli krążyły cały czas wokół
jednego słowa: Sadysta. Nie poznałam jeszcze całej historii tego tajemniczego
chłopaka, chociaż wiele razy prosiłam Daniela aby mi ją opowiedział. Zawsze
mnie zbywał jakimś głupstwem i na tym się kończyło. Postanowiłam, że po
dzisiejszym spotkaniu porozmawiam z nim na poważnie. Muszę wiedzieć, czy można
ufać temu chłopakowi.
Gustaw poprosił mnie abym
usiadła pomiędzy Zuzą, a Patrycją. Sam zajął miejsce naprzeciwko mnie, a dwóch
jego towarzyszy usadziło się po jego bokach. Księga była otwarta na trzy setnej
stronie. Widniał na niej ogromny napis: ,,Bitwa Pokoju. Dzieje mężnych
wojowników.” Widziałam, że na kolejnej stronie znajduje się opis krwawej wojny
i spis osób, które walczyły. Przejechałam delikatnie palcami po złotych
literach. Wiedziałam, że nie będzie to zwykła lektura. Ten tekst da mi natchnienie
na walkę o lepsze jutro. Ta historia to nasza nadzieja.
- Agnieszko, to ty będziesz
osobą, która będzie czytać nam ten tekst. Nie mogę być, to ja, czy Patrycja. Jeżeli
chcesz w pełni zrozumieć, jak zwalczyć wroga, musisz sama zagłębić się w tą
historię. Musisz się tam przenieść. Musisz poczuć to co oni czuli. Gotowa? To
zaczynaj.
- ,,Historia ta nie jest przeznaczona, dla osób o słabych nerwach. Lecz
każdy szanowany biały czarownik musi dokładnie znać tą historię. Możliwe, że
kiedyś w przyszłości da ona wam wskazówki, jak stoczyć walkę, w której nie
ucierpi zbyt wielu białych. Tak więc, jeżeli jesteś osobą o nerwach wręcz
godnych dziecka, zamknij tą księgę i nigdy do niej nie wracaj. Zaczynam naszą
opowieść.
Jak każdemu czarownikowi wiadomo czarni i biali
czarownicy, kiedyś żyli w zupełnej zgodzie. Od 1000 roku kolejni najpotężniejsi
zyskiwali władzę. Był to ciągle ten sam ród, najczęściej najpotężniejszymi
stawali się mężczyźni, w wielu przypadkach byli braćmi. Aż w roku 1900 najpotężniejszą
została kobieta. Jej brat nie chciał dopuścić, aby to ona w połowie rządziła
czarownikami. Uważał ją za bardzo nieodpowiedzialną i lekkomyślną. Lecz ona nie
chciała opuścić swojego stanowiska. Postanowił najpotężniejszy, że lud
zadecyduje kto będzie miał stuprocentową władzę. Mężczyzna był święcie
przekonany, że nikt o zdrowych zmysłach nie wybierze jego siostry. Lecz ludzie
z uparciem wybierali młodą kobietę. I tak mężczyzna sam pozbawił się swoich
rządów. Nie chciał pogodzić się z tym faktem, więc w akcie rozpaczy wyzwał swą
siostrę na walkę. Zgodziła się ona, bo nie miała innego wyboru. Lecz postawiła
jeden warunek, nie będą walczyć sami. Pozwolą walczyć także zwykłym ludziom. I
tak społeczność czarowników podzieliła się na czarnych i białych. Czarni
należeli do popleczników najpotężniejszego, a biali zaś do zaufanych ludzi
najpotężniejszej. Walka miała odbyć się w przeddzień maja. Wszyscy wiedzieli, że
to będzie walka na śmierć i życie.
W dzień wyznaczony na ostateczną walkę, to jest 31
maja, najpotężniejsza zdała sobie sprawę, że naraża swoich ludzi na
niebezpieczeństwo. Uświadomiła sobie, że wysyła niewinnych ludzi na śmierć.
Postanowiła, że uratuje ich przed tą walką. Wczesnym rankiem wyruszyła do swego
brata w celu zawarcia pokoju. Była nawet gotowa oddać mu swoją moc. Lecz w
drodze do królestwa czarnych, przypomniała sobie słabą stronę jej brata.
Wiedziała, że tylko jedna osoba jest w stanie go powstrzymać. Więc zboczyła z
drogi i ruszyła po swoją ostatnią nadzieję.
Kiedy załatwiła już wszystko z ,,ostatnią deską
ratunku” ruszyła prosto na pole bitwy. Zostało jej okropnie mało czasu. Będąc
na Wielkiej łące, przy akademii zauważyła setki uzbrojonych ludzi, gotowych na
walkę. Tych w białej i w czarnej zbroi. Każdy z nich myślał o swojej rodzinie,
swoim życiu. Walczyli tylko dla pokoju na świecie. Najpotężniejsza przyrzekła
sobie, że uratuje ich od konieczności zabijania. Gdy znalazła się na czele
swojej armii podniosła się dyskusja wśród czarnych. Nigdzie nie było ich
przywódcy. Gdy byli już prawie przekonani, że ich opuścił, nagle wyskoczył z
nicości wraz z człowiekiem przytroczonym do konia. Gdy najpotężniejsza ich
ujrzała, zamarła. Niewolnikiem jej brata był jej ukochany. Wiedziała po co
najpotężniejszy go tu przyprowadził. Chciał aby ona poddała się bez walki. I
wtedy, w nagłym przypływie gniewu, rzuciła ona w stronę swego brata śmiertelne
zaklęcie. Lecz ono nie trafiło w niego, tylko w jej ukochanego. Gdy tylko zdała
sobie z tego sprawę z jej gardła wydobył się krzyk. Krzyk tak głęboki, tak
pełen cierpienia, że obie armie, które już zdążyły się zacząć ze sobą potykać,
zastygły. Wszyscy skupili wzrok na najpotężniejszej. A ona delikatnie zsunęła
się z konia. Usiadła na ziemi i z cichym płaczem skierowała twarz do nieba.
Prosiła Boga o sprowadzenie z powrotem do żywych jej ukochanego. Chciała znowu
go objąć. Żałowała tego co zrobiła. I kiedy w głębokiej rozpaczy nadal patrzyła
w niebo podszedł do niej jej brat. Zaoferował, że wskrzesi jej wybranka. Ale
coś za coś. Chciał w zamian za jego życie całkowitej władzy. Najpotężniejsza
mimo swej ogromnej rozpaczy, wiedziała że nie może pozwolić na to aby jej brat
panował nad światem. I poświęciła życie swej jedynej miłości. Sięgnęła za
siebie i schwyciła się ,,swojej jedynej deski ratunku” jaką była mała wróżka
Julietta. Miała ona moc zatrzymania czasu i stworzenia bariery pomiędzy dobrem,
a złem. Pomiędzy czarnymi, a białymi. Tylko ona jedna mogła powstrzymać
wszystkich ludzi zebranych na ,,Wielkiej łące” przed zabijaniem. Lecz nie
robiła tego za darmo. Jedno z najpotężniejszych musiało oddać swoje życie.
Życie za pokój na świecie. I chociaż najpotężniejsza oddała swoje życie to
wojna i tak się odbyła. Tym razem wojna o terytorium. I zaraz po zakończeniu
jej Julietta zbudowała mur, który miał na długi czas odseparować od siebie czarnych
i białych.
Przepowiednia mówi, że za ponad 1000 lat urodzi się
najpotężniejsza, która na zawsze zlikwiduje podział na czarnych i białych.
Zniszczy dobro i zło. Zostanie tylko dobro. Lecz ona także będzie musiała za to
zapłacić ogromną cenę. A Julietta będzie czekać, aż ona wezwie pomoc. Wtedy
wkroczy i stworzy świat na nowo.”
Gdy skończyłam czytać wszyscy
siedzieli spięci, ich spojrzenia były skupione na mnie. Chyba oczekiwali, że
jakoś to skomentuję, ale nie mogłam tego zrobić. W mojej głowie na nowo
pojawiły się te głosy. Skrzeczące głosy, które cały czas mówiły to samo:
,,Oddaj swoją moc, a nikt nie ucierpi. Zrób to!” Lecz tym razem, gdzieś tam
głęboko usłyszałam głos, który wszędzie poznam. Mówił on drwiąco w kółko to
samo: „Agnieszko, wiesz że nie ma odwrotu. Musisz się poznać. Wtedy nikt nie
umrze!” Adam. Zaczęłam krzyczeć. Krzyczałam tylko przez ten głos. Przez te
słowa. Chciałam, jak najszybciej przestać słyszeć. Przestać czuć. Przed
straceniem przytomności usłyszałam, jak Daniel krzyczy do Isaaca co się dzieje.
Do końca życia zapamiętam jego odpowiedź.
- Agnieszka umiera. Powrót z
zaświatów nie był dobrym pomysłem. Ktoś tam się o nią domaga. Musimy wezwać
moją matkę.