piątek, 1 kwietnia 2016

Rozdział 39

Rozdział 39


  Wiem tylko jedno – z tej bitwy nie wszyscy wyjdą żywi. Po moim przemówieniu i okazaniu mej słabości społeczność zaczęła obmyślać plan zniszczenia naszego jedynego wroga. Wiem od Daniela, że gdy zobaczyli mnie z cierpieniem w oczach w ich umysłach pojawiła się żądza mordu. Chcieli zabijać za to, że ja cierpiałam. Czy tak będzie do końca wyglądać moje życie? Czy jeżeli będę cierpieć inni, całkiem obcy mi ludzie, będą chcieli pomścić moje męczarnie?

 Następnego dnia w akademii był ogromny tłok. Zaczęli się zjeżdżać jedni z najsłynniejszych białych czarowników na tej planecie. Wszyscy witali się, jak starzy przyjaciele. Najstarsi witali młodszych z radością, a najmłodsi przyglądali się im, jak kosmitom. Chociaż żadne z nich nie pytało się, jak będzie wyglądać wojna, wiedziałam, że martwią się o to, co będzie jutro. Czy dożyją pokoju na świecie? A może nie będzie im dane zobaczyć, jak czarni i biali stają się znowu jednością? Czułam, że większość z nich mnie znienawidzi za mój plan. Lecz ktoś musiał dać im do zrozumienia, że będzie to druga najbardziej krwawa bitwa w historii czarowników.


  Śpieszyłam właśnie do biblioteki, która nawiasem mówiąc była właśnie odbudowywana. Miałam się tam spotkać z moimi przyjaciółmi. Nie tylko nowoprzybyli do akademii będą musieli nauczyć się wielu rzeczy. Nie chciałam ich okłamywać, ale niewiele umiałam. Nie wiedziałam zbyt dużo o ,,Bitwie Pokoju”, nie znałam wielu zaklęć i kompletnie nie potrafiłam walczyć w ręcz. Powiem tak – miałam trzy dni na przygotowanie się do przedstawienia mojego planu starszyźnie. Jeżeli nie będzie on zbyt dobry, poddamy się. A na to nie chciałam pozwolić. 

  Kiedy byłam coraz bliżej celu podróży, dopadały mnie kolejne wątpliwości. Miałam tak codziennie. Nie dość, że byłam cała obolała po wczorajszych ćwiczeniach, to dzisiaj jeszcze czekało mnie odbudowywanie biblioteki i nauka o poprzedniej wojnie. Ten dzień nie zapowiadał się zbyt dobrze. Nagle w kogoś wpadłam. Gdy uniosłam głowę by spojrzeć na mojego towarzysza, jeszcze bardziej zniechęciłam się do wszystkiego. Isaac. Nie za bardzo wiedziałam, jaką rolę odgrywał ten chłopak w naszej historii, ale niemiłosiernie mnie denerwował. Ten jego wieczny uśmieszek na twarzy był niczym bicz na plecy. On nigdy nie widział w niczym problemu. Zawsze był pewien, że wszystko pójdzie dobrze. I jeszcze ta jego cholerna pewność, że jest przystojny. Myślał, że może zdobyć każdą. Włącznie ze mną. W ciągu jego pobytu tutaj przystawiał się do mnie z milion razy, po każdej próbie poderwania mnie obrywał od Daniela. Z jednej strony dawało mi to pewność, że mój chłopak mnie kocha, ale z drugiej cała ta sytuacja narażała go na niepotrzebny stres. A wiecie, jaki Dan jest, gdy jest zestresowany – zaborczy i nieprzyjemny. Tak, więc to wszystko nie stawiało nas w zbyt dobrej sytuacji. 

  - Dokąd to śpieszysz, moja piękna? – spytał Isaac, znowu z tym uśmieszkiem na twarzy. Przez chwilę rozważałam, czy nie uderzyć go.
  
  - Po pierwsze: nie nazywaj mnie tak. Po drugie: czyżbym cię nie przydzieliła do remontowania piwnicy? I po trzecie: dlaczego kręcisz się w obszarach zabronionych, dla ciebie? – rzuciłam mu wyzywające spojrzenie. Chłopak cofnął się o krok do tyłu i uśmiechnął się arogancko.

  - Ach, tak? Zgrywamy szefową? – powiedział z nutką ironii w głosie. Zmarszczyłam czoło i założyłam ręce na piersi. Isaac uniósł ręce w obronnym geście i puścił mi oczko. – Spokojnie. Twoja babcia kazała mi się przenieść do biblioteki. Powiedziała, że będziesz miała tam jakąś naradę i że się wam przydam. 

  Czy ja się nie przesłyszałam? Moja babcia przydzieliła go do nas? Czy to są jakieś żart? Przecież mówiłam jej, że Daniel źle na niego reaguje. Zresztą nie tylko Daniel. Spojrzałam na drzwi pomieszczenia, do którego oboje zmierzaliśmy. Już dawno ktoś miał je wyjąć z nawiasów. Czekali tam moi przyjaciele. Moja jedyna nadzieja. I ja miałam wprowadzić tam tego idiotę? Chłopaka, który doskonale wie, jak wkurzyć setkę ludzi? No chyba nie… Lecz z drugiej strony zdaniem babci, jest on naprawdę potężnym czarownikiem. Potrafi wskrzeszać. To on mnie wskrzesił. Powinnam mu być wdzięczna. 

  - No dobrze, chodź. – powiedziałam z żalem, a on wyszczerzył się. – Tylko jeżeli mnie wkurzysz, od razu wyrzucam cię do kuchni. Jasne? – spytałam, a on tylko machnął na mnie ręką i ruszył ku drzwiom. Doskonale, już widzę minę Daniela. 

  Gdy weszłam do biblioteki uderzył mnie zapach farby i widok Daniela, Gusa i Szczepana bez koszulek. Oparłam głowę o futrynę i przyjrzałam się im dokładnie. Dopiero teraz zauważyłam, jak różni są od siebie. Najwyższy był Gus, zaraz po nim Daniel, a na końcu Szczepan. Za to najbardziej umięśniony był Daniel. W sumie, nie za bardzo rozumiałam, dlaczego akurat Szczepana przydzielili do przenoszenia mebli. Przecież na pierwszy rzut oka widać, że on jest raczej mózgowcem, a nie siłaczem. Postanowiłam to zmienić. Lecz jeszcze chwilę postoję i popatrzę. 

  - Baczność! – ktoś krzyknął za moimi plecami. Gdy się odwróciłam, ujrzałam moją mamę wraz z Patrycją. Śmiały się i to najwyraźniej ze mnie. Puściłam im oczko i wróciłam do ponownego przyglądania się chłopcom. Lecz ich już tam nie było, zdążyli gdzieś odejść. Na powrót oparłam się o futrynę i głęboko westchnęłam. – Ciężkie to życie, powiadasz? 

  - Mamo, wiesz że tak. – zażartowałam. Spojrzałam na nią, wcale nie wyglądała lepiej ode mnie. Sińce pod oczami, pogryzione wargi i potargane włosy. Była zmęczona, ale nadal nie dawała za wygraną. To w niej najbardziej ceniłam. Przeniosłam wzrok na Patrycję. Moja najlepsza przyjaciółka. Dziewczyna, która zerwała z miłością swojego życia, gdy dowiedziała się że ta przyczyniła się do mojego porwania. Byłam przeszczęśliwa, że akurat mi trafił się ktoś taki. – Dobra, chodźmy odbudować tą bibliotekę, a także naszą przyszłość! – wykrzyknęłam i ruszyłam w kierunku pudeł z farbami. Zauważyłam, że od mojego wczorajszego malowania ich nie ruszał. A przecież była druga zmiana. Jeżeli w takim tempie będziemy to robić, to nigdy nie zdążę wyszkolić ludzi do walki. Westchnęłam głęboko i wzięłam się za malowanie.

  Nie była to najgorsza praca, lecz mimo wszystko wolałabym być w grupie segregującej książki. Owszem, mogłam się tam przydzielić, ale nie chciałam podważać decyzji mojej babki. Byłam święcie przekonana, że wie co robi. Zaczęłam zastanawiać się nad moją mową. Musiałam wymyślić coś co da im stuprocentową nadzieję, że wiem co robię. Bo w gruncie rzeczy nie miałam pojęcia, jak zachęcić ich do walki i jak sprawić, że zaufają mi i moim decyzjom. Wiedziałam, że chcę im opowiedzieć co działo się gdy byłam w zaświatach. Chciałabym znaleźć osoby, które są doświadczone w dziedzinach walki w ręcz, a także w rzucaniu zaklęć. Potrzebowałam grupę informatyków, którzy mogliby się włamać do systemu bezpieczeństwa czarnych. Okej wiem co myślicie: ,,To czarownicy używają komputerów?” Oczywiście, że tak. Przecież to nic dziwnego. W zamyśleniu nie zauważyłam, że obok mnie stoją chłopcy nadal bez koszulek. W ich oczach pojawiły się iskry rozbawiania. W sumie cieszyłam się, że mimo wszystko są szczęśliwi. 

  - Aga, kochanie czas abyś poznała historię ,,Bitwy Pokoju”. Odłóż ten pędzel i chodź. 

  Posłusznie ruszyłam za nimi. Niestety po drodze założyli koszulki. Zaprowadzili mnie w najbardziej odległe miejsce w bibliotece, czyli też jedyne, które zostało skończone. Byli już tam wszyscy, jak zwykle tylko mnie brakowało. Na ziemi leżała ogromna księga, a wokół niej siedzieli moi przyjaciele i Isaac. Gdy Daniel tylko ujrzał swego byłego przyjaciela, cały się napiął, a jego myśli krążyły cały czas wokół jednego słowa: Sadysta. Nie poznałam jeszcze całej historii tego tajemniczego chłopaka, chociaż wiele razy prosiłam Daniela aby mi ją opowiedział. Zawsze mnie zbywał jakimś głupstwem i na tym się kończyło. Postanowiłam, że po dzisiejszym spotkaniu porozmawiam z nim na poważnie. Muszę wiedzieć, czy można ufać temu chłopakowi. 

  Gustaw poprosił mnie abym usiadła pomiędzy Zuzą, a Patrycją. Sam zajął miejsce naprzeciwko mnie, a dwóch jego towarzyszy usadziło się po jego bokach. Księga była otwarta na trzy setnej stronie. Widniał na niej ogromny napis: ,,Bitwa Pokoju. Dzieje mężnych wojowników.” Widziałam, że na kolejnej stronie znajduje się opis krwawej wojny i spis osób, które walczyły. Przejechałam delikatnie palcami po złotych literach. Wiedziałam, że nie będzie to zwykła lektura. Ten tekst da mi natchnienie na walkę o lepsze jutro. Ta historia to nasza nadzieja.
  - Agnieszko, to ty będziesz osobą, która będzie czytać nam ten tekst. Nie mogę być, to ja, czy Patrycja. Jeżeli chcesz w pełni zrozumieć, jak zwalczyć wroga, musisz sama zagłębić się w tą historię. Musisz się tam przenieść. Musisz poczuć to co oni czuli. Gotowa? To zaczynaj.
  - ,,Historia ta nie jest przeznaczona, dla osób o słabych nerwach. Lecz każdy szanowany biały czarownik musi dokładnie znać tą historię. Możliwe, że kiedyś w przyszłości da ona wam wskazówki, jak stoczyć walkę, w której nie ucierpi zbyt wielu białych. Tak więc, jeżeli jesteś osobą o nerwach wręcz godnych dziecka, zamknij tą księgę i nigdy do niej nie wracaj. Zaczynam naszą opowieść.
Jak każdemu czarownikowi wiadomo czarni i biali czarownicy, kiedyś żyli w zupełnej zgodzie. Od 1000 roku kolejni najpotężniejsi zyskiwali władzę. Był to ciągle ten sam ród, najczęściej najpotężniejszymi stawali się mężczyźni, w wielu przypadkach byli braćmi. Aż w roku 1900 najpotężniejszą została kobieta. Jej brat nie chciał dopuścić, aby to ona w połowie rządziła czarownikami. Uważał ją za bardzo nieodpowiedzialną i lekkomyślną. Lecz ona nie chciała opuścić swojego stanowiska. Postanowił najpotężniejszy, że lud zadecyduje kto będzie miał stuprocentową władzę. Mężczyzna był święcie przekonany, że nikt o zdrowych zmysłach nie wybierze jego siostry. Lecz ludzie z uparciem wybierali młodą kobietę. I tak mężczyzna sam pozbawił się swoich rządów. Nie chciał pogodzić się z tym faktem, więc w akcie rozpaczy wyzwał swą siostrę na walkę. Zgodziła się ona, bo nie miała innego wyboru. Lecz postawiła jeden warunek, nie będą walczyć sami. Pozwolą walczyć także zwykłym ludziom. I tak społeczność czarowników podzieliła się na czarnych i białych. Czarni należeli do popleczników najpotężniejszego, a biali zaś do zaufanych ludzi najpotężniejszej. Walka miała odbyć się w przeddzień maja. Wszyscy wiedzieli, że to będzie walka na śmierć i życie.
W dzień wyznaczony na ostateczną walkę, to jest 31 maja, najpotężniejsza zdała sobie sprawę, że naraża swoich ludzi na niebezpieczeństwo. Uświadomiła sobie, że wysyła niewinnych ludzi na śmierć. Postanowiła, że uratuje ich przed tą walką. Wczesnym rankiem wyruszyła do swego brata w celu zawarcia pokoju. Była nawet gotowa oddać mu swoją moc. Lecz w drodze do królestwa czarnych, przypomniała sobie słabą stronę jej brata. Wiedziała, że tylko jedna osoba jest w stanie go powstrzymać. Więc zboczyła z drogi i ruszyła po swoją ostatnią nadzieję.
Kiedy załatwiła już wszystko z ,,ostatnią deską ratunku” ruszyła prosto na pole bitwy. Zostało jej okropnie mało czasu. Będąc na Wielkiej łące, przy akademii zauważyła setki uzbrojonych ludzi, gotowych na walkę. Tych w białej i w czarnej zbroi. Każdy z nich myślał o swojej rodzinie, swoim życiu. Walczyli tylko dla pokoju na świecie. Najpotężniejsza przyrzekła sobie, że uratuje ich od konieczności zabijania. Gdy znalazła się na czele swojej armii podniosła się dyskusja wśród czarnych. Nigdzie nie było ich przywódcy. Gdy byli już prawie przekonani, że ich opuścił, nagle wyskoczył z nicości wraz z człowiekiem przytroczonym do konia. Gdy najpotężniejsza ich ujrzała, zamarła. Niewolnikiem jej brata był jej ukochany. Wiedziała po co najpotężniejszy go tu przyprowadził. Chciał aby ona poddała się bez walki. I wtedy, w nagłym przypływie gniewu, rzuciła ona w stronę swego brata śmiertelne zaklęcie. Lecz ono nie trafiło w niego, tylko w jej ukochanego. Gdy tylko zdała sobie z tego sprawę z jej gardła wydobył się krzyk. Krzyk tak głęboki, tak pełen cierpienia, że obie armie, które już zdążyły się zacząć ze sobą potykać, zastygły. Wszyscy skupili wzrok na najpotężniejszej. A ona delikatnie zsunęła się z konia. Usiadła na ziemi i z cichym płaczem skierowała twarz do nieba. Prosiła Boga o sprowadzenie z powrotem do żywych jej ukochanego. Chciała znowu go objąć. Żałowała tego co zrobiła. I kiedy w głębokiej rozpaczy nadal patrzyła w niebo podszedł do niej jej brat. Zaoferował, że wskrzesi jej wybranka. Ale coś za coś. Chciał w zamian za jego życie całkowitej władzy. Najpotężniejsza mimo swej ogromnej rozpaczy, wiedziała że nie może pozwolić na to aby jej brat panował nad światem. I poświęciła życie swej jedynej miłości. Sięgnęła za siebie i schwyciła się ,,swojej jedynej deski ratunku” jaką była mała wróżka Julietta. Miała ona moc zatrzymania czasu i stworzenia bariery pomiędzy dobrem, a złem. Pomiędzy czarnymi, a białymi. Tylko ona jedna mogła powstrzymać wszystkich ludzi zebranych na ,,Wielkiej łące” przed zabijaniem. Lecz nie robiła tego za darmo. Jedno z najpotężniejszych musiało oddać swoje życie. Życie za pokój na świecie. I chociaż najpotężniejsza oddała swoje życie to wojna i tak się odbyła. Tym razem wojna o terytorium. I zaraz po zakończeniu jej Julietta zbudowała mur, który miał na długi czas odseparować od siebie czarnych i białych.
Przepowiednia mówi, że za ponad 1000 lat urodzi się najpotężniejsza, która na zawsze zlikwiduje podział na czarnych i białych. Zniszczy dobro i zło. Zostanie tylko dobro. Lecz ona także będzie musiała za to zapłacić ogromną cenę. A Julietta będzie czekać, aż ona wezwie pomoc. Wtedy wkroczy i stworzy świat na nowo.”
 
  Gdy skończyłam czytać wszyscy siedzieli spięci, ich spojrzenia były skupione na mnie. Chyba oczekiwali, że jakoś to skomentuję, ale nie mogłam tego zrobić. W mojej głowie na nowo pojawiły się te głosy. Skrzeczące głosy, które cały czas mówiły to samo: ,,Oddaj swoją moc, a nikt nie ucierpi. Zrób to!” Lecz tym razem, gdzieś tam głęboko usłyszałam głos, który wszędzie poznam. Mówił on drwiąco w kółko to samo: „Agnieszko, wiesz że nie ma odwrotu. Musisz się poznać. Wtedy nikt nie umrze!” Adam. Zaczęłam krzyczeć. Krzyczałam tylko przez ten głos. Przez te słowa. Chciałam, jak najszybciej przestać słyszeć. Przestać czuć. Przed straceniem przytomności usłyszałam, jak Daniel krzyczy do Isaaca co się dzieje. Do końca życia zapamiętam jego odpowiedź.

  - Agnieszka umiera. Powrót z zaświatów nie był dobrym pomysłem. Ktoś tam się o nią domaga. Musimy wezwać moją matkę.

piątek, 26 lutego 2016

Rozdział 38, cz. 2

  No tak. Kiedy świat zdecydował się postawić przede mną jeden z najtrudniejszych wyborów, moja głowa była całkowicie pusta. Musiałam wybierać: poświęcić się i pójść do Adama, co równałoby się z poddaniem, ale obronieniem moich przyjaciół; albo zrekrutowanie ludzi do walki i stawienie czoła wrogowi, co byłoby równe z narażeniem przyjaciół na śmierć. I tak źle, i tak źle. Ale musiałam wybrać, a ten wybór powinien być najlepszą decyzją w moim życiu. Boże, ratuj. 

    Spojrzałam na moich przyjaciół. Byli tu wszyscy, od Daniela do Gustawa. Przez mój krótki pobyt w zaświatach uświadomiłam sobie, że bardzo ich potrzebuje. Bez nich praktycznie nie istnieję, a aby wygrać, muszę w pełni im zaufać. To był mój cel. Kotwica, której muszę się trzymać, żeby cokolwiek osiągnąć. Mój wzrok zatrzymał się na mężczyźnie o płonących wściekłą zielenią oczach, kruczoczarnych włosach, małych zmarszczkach w kącikach oczu i posturze byka. Jestem prawie pewna, że widzę go pierwszy raz na oczy. Wiedziałam o nim tylko to, że był dziadkiem Daniela i Dylana, i że obaj chłopcy bardzo za nim tęsknili, tak samo on za nimi. W naszym małym gronie pojawił się jeszcze jeden nowicjusz, i jak zdążyłam już zauważyć, był niezbyt lubiany. O nim wiedziałam trochę więcej, a mianowicie to, że miał na imię Isaac, był byłym przyjacielem Daniela i nikt mu nie ufał. A ja, przyszła najpotężniejsza, byłam zdezorientowana. Postanowiłam dowiedzieć się wszystkiego o dwóch nowych sprzymierzeńcach. Nagle zauważyłam, że spojrzenia wszystkich są utkwione we mnie. Na niektórych twarzach widniał serdeczny uśmiech, lecz na innych wyraz zirytowania. Na moje policzki wypełzł rumienieć, a na wargach pojawił się uśmiech.

   - Ta decyzja z pewnością jest jedną z tych najtrudniejszych w moim życiu, ale, jak to mówią, do odważnych świat należy. – przerwałam na krótką chwilę i omiotłam spojrzeniem wszystkich zebranych. Na ich twarzach widniały najróżniejsze emocje, ale jedną, która przewyższała wszystkie była nadzieja. Nadzieja na lepsze jutro. Bezpieczne życie. – Ale jestem pewna, że czego nie wybrałabym, i tak byłoby źle, więc nie chcę przeciągać. Będziemy walczyć. I pokażemy czarnym, że z nami się nie zadziera. 

   Moi znajomi uradowali się i zaczęli już obmyślać własne plany co do naszej walki z czarnymi. Nie chciałam im psuć dobrego humoru, ale przecież nie było szans, żeby każdemu podobał się mój plan. Byłam pewna, że to wydarzenie wystawi na próbę nie tylko nasze zdrowie, ale też nasze przyjaźnie. Niestety, jak to wojna, będzie nieść za sobą wiele ofiar, tych materialnych, jak i ludzkich.

   - Musimy opracować plan. Lecz najpierw jedna bardzo ważna rzecz. – przerwałam i spojrzałam na Janka i Amandę. – Muszę wiedzieć czy nam pomożecie. Bez was na pewno nie damy rady. Teraz tylko decyzja należy do was. Chcecie się dla nas poświęcić? 

   - Oczywiście, kochanie! – wykrzyknęła Amanda, a jej narzeczony spiorunował ją wzrokiem, lecz ona, o dziwo, nie dała się spławić i po rzuceniu mu morderczego spojrzenia uśmiechnęła się do mnie. – Aga, możesz być pewna, że likantropy bez wątpienia ci pomogą. 

  Nie powiem, zdziwiło mnie to, że Janek wcale nie protestował i podporządkował się słowom swojej dziewczyny.          Byłam tak zszokowana, że nie zauważyłam, kiedy babcia do mnie podeszła. 

   - Kochanie, idź teraz ze swoimi przyjaciółmi i rób to, co Daniel ci powie, dobrze? A my zgromadzimy całą akademię na podwórzu. Przyjdźcie, kiedy będziecie gotowi. 

   Po tych słowach wszyscy dorośli opuścili nas. Zostałam sama z najbliższymi dla mnie osobami. Dopiero teraz miałam okazję im się dokładniej przyjrzeć. Żadne z nich, oprócz nowoprzybyłego Isaaca, nie wyglądało zbyt dobrze. Sińce pod oczami, potargane włosy i ubrania, połamane paznokcie i ten martwy wyraz twarzy. Teraz zauważyłam, jak bardzo wstrząsnęła nimi moja śmierć. Automatycznie wyobraziłam sobie, co musieli czuć. Jak bardzo ich zraniłam. Ale mimo wszystko uśmiechali się do mnie, a w ich oczach kłębiła się bezgraniczna wiara we mnie i moje umiejętności. Byłam wzruszona tym, że mam takich przyjaciół.

   - Przestaniemy tak stać w milczeniu? – ciszę przerwał głos Isaaca przesycony sarkazmem. – Nie zdążyłem się przedstawić – zwrócił się do mnie z szelmowskim uśmiechem. – Isaac Gajewski. Miło mi. 

  Zatkało mnie. Nie wiedziałam, czy także mam się przedstawić, ale w jego oczach było coś, co mnie zahipnotyzowało. Widziałam w jego oczach coś znajomego. W sercu poczułam ukłucie tęsknoty. O co chodzi? Nagle do mojej głowy zaczęły spływać myśli. Tysiące myśli. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie doświadczyłam. Czułam się, jakby ktoś wywiercał w mojej głowie dziurę i próbował dotrzeć do mojego mózgu. Upadłam na kolana z łzami spływającymi po policzkach. Przez te wszystkie natarczywe myśli, przerwała się jedna najsilniejsza: ,,Umrzecie. Najpierw twoi przyjaciele, a później ty. Zapłacicie mi za moją stratę.” Po tych słowach zaczęłam histerycznie krzyczeć. 

   - Daniel! Pomóż mi! Oni są wszędzie! – krzyczałam, ale nie widziałam go. Nie widziałam nic. Słyszałam tylko ten obleśny głos, który przeszywał moje myśli niczym igła materiał. – Nie wytrzymam tego dłużej! DOŚĆ! – wrzasnęłam i wszystkie okna poszły w drobny mak. Głosy zniknęły, a ja opadłam bezsilnie na ziemię. Zaczęłam płakać. Płakałam z bólu, który pulsował w moich skroniach. Nagle ktoś mnie podniósł i wylądowałam w ciepłych ramionach. Poczułam zapach palonego drewna. Daniel. Mój kochany Daniel. Moje całe życie. Byłam w jego ramionach. Bezpieczna. – Dan, postaw mnie. Chcę wam pomóc. Musimy wyjaśnić uczniom i nauczycielom, że jedynym rozwiązaniem jest walka. Potrzebujecie mnie. Zaufaj mi. Dam radę. 

 *** 

   Po dwóch godzinach przekonywania moich przyjaciół, że wszystko jest w porządku, stałam na prowizorycznej scenie na podwórzu akademii. Przede mną byli zebrani wszyscy, którzy tutaj mieszkali. Wiedziałam od babci, że do końca tygodnia mają się zjechać do nas wszyscy biali czarownicy. Ludzie, którzy przeszli do legendy. A ja będę miała na celu wyszkolenie ich i przygotowanie do walki, która na pewno przejdzie do historii. Nie powiem, niezłe bagno. Ale nie jestem w tym sama, mam ze sobą grupę przyjaciół, która zawsze stoi za mną murem. 

  - I co tak się przyglądasz? – usłyszałam głos, który zawsze mnie uspokajał. Daniel. – Już wiesz, co powiedzieć temu tłumowi, aby był pewien, że z tobą wygramy?

   - Szczerze? Nie. – odpowiedziałam, a chłopak, obejmując mnie od tyłu, oparł brodę na mojej głowie. – Nie jestem pewna, czy cokolwiek z siebie wyduszę. A jeśli tak, to czy to będzie miało jakikolwiek sens. Boję się, że nie dam sobie rady. Że się poddam, wtedy, kiedy najbardziej będziecie mnie potrzebować.

   - Słońce – powiedział i obrócił mnie twarzą do siebie. – Wszystko, co zadecydujesz, co powiesz będzie wspaniałe. Bo ty jesteś wspaniała, silna i odważna. Jesteś naszą jedyną nadzieją i jeśli uwierzysz, że wszystko, co zadecydujesz będzie dobre, to tak będzie. Proszę, po prostu uwierz w siebie. – Kiedy skończył mówić, pocałował mnie w czoło i odszedł, aby zostawić mnie samą z decyzją, co powiem ludziom, którzy pokładają we mnie nadzieje. No to czas iść dać nadzieję.

   Stanęłam na podwyższeniu i spojrzałam na zebranych. Ludzie, którzy stali i wlepiali we mnie wzrok byli moją jedyną nadzieją, a ja ich. Musiałam zrobić to tak, jak należy.

   - Witajcie! Jak pewnie każdy z was wie, w ciągu tego tygodnia zdążyłam umrzeć i powstać z martwych. I teraz musimy zacząć walczyć. Lecz nie możemy iść na pole walki bez przygotowania. Zorganizujemy ćwiczenia. Każdy z was dostanie szansę na udoskonalenie swoich umiejętności. Będziecie mogli walczyć ramię w ramię ze swoimi rodzicami. Ale musicie mi coś przyrzec. Nigdy nie przestaniecie wierzyć w swoją siłę. Musicie cały czas wierzyć w siebie. Bo jeżeli wy będziecie pewni swej mocy, to nikt nie będzie mógł podważyć waszych umiejętności. Ta bitwa będzie należeć do was. To wy będziecie panami swego losu. Musicie być tylko pewni swojej siły. Obiecajcie mi nigdy się nie poddać. Nie ważne, jak straszna będzie sytuacja. Wy będziecie dalej walczyć. Obiecujecie? Niestety nie zdążyłam nic więcej dodać, bo głosy powróciły. Znowu upadłam na kolana i zawyłam.

   Niestety, ale powrót z żywych nie był najlepszym pomysłem. To jest mój koniec.

czwartek, 28 stycznia 2016

Rozdział 38, cz. 1



Rozdział 38


Isaac. Isaac, którego cztery lata temu wygnaliśmy z akademii za nadużywanie swoich mocy. Zabijał niewinne zwierzęta, a następnie je wskrzeszał. Nie dość, że było to z pewnością niemoralne, to czyny te sprawiały mu przyjemność. Uznaliśmy to za coś nie do wybaczenia i wysłaliśmy go na wygnanie. A on teraz tu stoi. Stoi w pokoju mojej ukochanej, jak gdyby nigdy nic. Na jego twarzy widniał ten sam uśmieszek co zwykle, a oczy wlepione miał w Agnieszkę. Nie mam pojęcia dlaczego, ale wkurzał mnie niemiłosiernie.
- Isaac. Na korytarz. Już.
Nie czekałem długo aż intruz się ruszy. Gdy tylko wyszedł przez drzwi, stanął na korytarzu uświadomiłem sobie, że nie za bardzo wiem po co go tam wypędziłem. No cóż. Będę musiał improwizować. Kiedy stanąłem przed nim i ujrzałem te lodowate oczy wszystkie wspomnienie do jego osoby wróciły. Wróciło to, jakim dobrym, a zarazem zakłamanym przyjacielem był. Pomagał mi poderwać dziewczyny, a później na boku je bajerował i obściskiwał się z nimi po kątach. Taki był. Zakłamany szczur, którego bawi ludzkie cierpienie.
- Ładna, ta twoja Aga. – zaczął z obleśnym uśmiechem, a mnie krew zalała. Jak śmiał tak o niej mówić?! Nie myśląc zbyt długo zamachnąłem się na niego. Moja pięść z impentem dotknęła jego twarzy. Odchylił się i przytrzymał dłonią nos, ale po chwili zaczął rechotać. Co do cholery?! – Daniel… Nic się nie zmieniłeś! Cały czas zaborczy i poważny.
- Nic o mnie nie wiesz! – krzyknąłem. Nie wiedziałem, dlaczego byłem taki niemiły. Dlaczego miałem ochotę poćwiartować go, podeptać jego zwłoki i zatańczyć na jego grobie. Ale wiedziałem jedno – nie pozwolę mu praktykować swego jakże chorego hobby na osobach, które są dla mnie ważne. – Co ty tu, do cholery robisz?
- Ratuję twoją Agnieszkę ze szponów śmierci – odparł i wyszczerzył się. – A tak naprawdę przyjechałem na wezwanie pani Kazimiery. Zdziwiony, no nie? – spytał, gdy ujrzał me zszokowane spojrzenie. Nie zdążyłem zareagować, bo Aga jak oparzona wyskoczyła z pokoju, przyjrzała się nam, przewróciła oczami i pokazała mi wiadomość na telefonie, która głosiła, że czym prędzej mamy stawić się w spalonej bibliotece na rozkaz Izabel. Nie zwlekając ani minuty ruszyliśmy, a Isaac podążył za nami. Słyszałem myśli Agnieszki, która nie za bardzo rozumiała kim jest ten niebieskooki chłopak i dlaczego rozkwasiłem mu nos.
Po dwudziestu pięciu minutach szybkiego marszu znaleźliśmy się w umówionym miejscu. Byli tu już praktycznie wszyscy: Olek, Zuza, Dylan, Izabel, Maja, Katarina, August, Szczepan, Janek, Amanda, Gustaw, Patrycja, Iga, ojciec i matka Agnieszki i jej babka. Był tu także nierozpoznawalny dla mnie człowiek. Wysoki mężczyzna o płonących, zielonych oczach, czarnych, jak smoła włosach i nienagannej posturze. Gdy tylko zwrócił się w moją stronę od razu go rozpoznałem. Był to człowiek, który odgrywał w moim życiu ważną rolę. Był niczym ojciec, który nie pragnie cię zabić. Zawsze był gdy życie zaczynało dawać w kość. Wiedziałem, że nie było to dla niego proste wrócić tutaj do nas. Ale jest. I wiem, że już na zawsze będzie. A tym człowiekiem jest mój dziadek.

***

Nie rozumiałam jednego: mianowicie, dlaczego w moim nowym pokoju niewiadomo skąd pojawił się typ imieniem Isaac i z jakiego powodu został pobity przez mojego chłopaka. Naprawdę nie wiedziałam, czym tak ten z pozoru niewinny chłopak, tak zdenerwował Daniela. Ale nieważne. Teraz ważne jest to, że żyję. To że wyjaśniłam sobie wszystko z Danielem. I to że nie jestem już ranna. Stałam teraz wśród najbliższych dla mnie osób (i Isaaca) i zaczynałam rozumieć, jakim skarbem są przyjaciele. Gdzieś kiedyś przeczytałam, że rodzina to nie więzy krwi, ale osoby, które nas wspierają. Więc tak oto stoję wśród mojej rodziny. Mojej prawdziwej rodziny.
- Agnieszka! – usłyszałam krzyk mojej przyjaciółki Zuzy. Spojrzałam na nią pytająco, a ona kiwnęła głową na moją babcię i mężczyznę z włosami tak czarnymi, że śmiem podejrzewać że ukradł je krukowi. – Twoja babka mówiła o tym, że czas najwyższy postawić sprawę jasno. Musisz zadecydować, jako przyszła najpotężniejsza, co mamy dalej robić. Adam zaczyna się mścić za śmierć swojego ojca. Jako że Sebastian umarł, jego syn zyskał całą moc. Ty nie masz jej tak wiele, jakbyś chciała. Aby dorównać Adamowi musiałabyś uśmiercić Izabel. Wiemy, że tego nie zrobisz i cieszymy się z tego, lecz potrzebujemy planu. Planu tak dobrego, że jak najmniej z nas umrze. Musimy zabić Adama. Lecz przepowiednia głosi, że ktoś bardzo ważny dla ciebie umrze. Umrze śmiercią tak okropną, że zostanie zapomniany.

Cdn.

sobota, 9 stycznia 2016

Rozdział 37



Rozdział 37


Tego chyba nikt się nie spodziewał. Agnieszka, której serce stanęło wiele godzin temu, teraz oddycha i mówi. Żyje. Wydawało się to wręcz niemożliwe, ale że żyjemy w świecie magii, to raczej stało się możliwym. I myślę, że przez to kim jestem i jak żyję, teraz mam ogromny problem, którego rozwiązania nie znam. Otóż muszę powiedzieć mojej ukochanej o moim prawdziwym ja, wytłumaczyć dlaczego zdradziłem ją z jej kuzynką. Nie będzie to proste zadania, patrząc też na jej kiepskie samopoczucie spowodowane zmartwychwstaniem.
- Kochaaaniee – wyjąkałem, a na jej twarzy pojawił się grymas zniesmaczenia na dźwięk tego słowa. – Wyjaśnię ci wszystko, obiecuję. Lecz najpierw muszę wszystkim uświadomić, że żyjesz i masz się dobrze.
Już się podnosiłem i ruszałem w kierunku drzwi, kiedy niewidzialna siła ściągnęła mnie z powrotem na miejsce, które przed chwilą zajmowałem. Spojrzałem na moją, jeszcze niedawno martwą, wybrankę. Była bardzo wkurzona, a jej oczy dosłownie strzelały piorunami. Dobrze, że nie ma mocy zabijania spojrzeniem, bo bym już na pewno nie żył. – pomyślałem, a Aga zaśmiała się gorzko. No tak… Ona odczytuje bezbłędnie moje myśli.
- Nie trudź się. – wycedziła przez zęby. – Pozostali już wiedzą, że żyję.  Wiedzą także, że mają nas niepokoić bo musimy pilnie pogadać. – powiedziała i usiadła. Jęknąłem cicho. Nie wyglądało to zbyt dobrze. – Więc, słucham. Dlaczego zdradziłeś mnie z Alicją?
I tu się zaczynały schodki. Co miałem jej powiedzieć? Bo chciałem sobie ulżyć? Bez wątpienia była to trafna odpowiedź, ale wiedziałem że tak naprawdę zrobiłem to z innego powodu. Tylko nie do końca wiedziałem, czy Agnieszka zaakceptuje takie tłumaczenie. Lecz, jak to mówią: Raz kozie śmierć.
- Zrobiłem to z nienawiści do siebie. Nienawidziłem się za to, że ty umarłaś bo ja nie potrafiłem zapewnić ci należytej ochrony. Zrobiłem to, dlatego że chciałem zapomnieć, że już nigdy nie powiem ci, jak cię kocham. Że już nigdy cię nie pocałuję, nie poczuję ciepła twojego ciała. Nie usłyszę twojego perlistego śmiechu, płaczu który łamie moje serce, sarkazmu w głosie, gdy rozmawiasz z Dylanem. Nie chciałem pamiętać, że ciebie zabraknie tuz obok mnie. Zrobiłem to, dlatego że połowa mojego serca właśnie umarła. – odpowiedziałem praktycznie na jednym wdechu. Patrzyłem na nią wyczekująco. Widziałem, że wewnątrz siebie toczy zażartą walkę o zaufanie do mnie. I chyba ja ją wygrałem.
- Okej. Wierzę ci. Też bym tam zrobiła. – powiedziała i uśmiechnęłam się ponuro. – Pozwól, że zadam ci serie pytań, a ty po prostu, bez żadnych wymówek, odpowiesz mi na nie szczerze. Pierwsze pytanie: Co miałeś na myśli mówiąc: Taka piękna, nieświadoma tego, kim tak naprawdę jestem. I to mnie w tobie zauroczyło?
- Och, myślałem że to jest oczywiste. Nie wiedziałaś kim tak naprawdę jestem, nie mogłaś się we mnie zakochać tylko ze względu na moje korzenia. Byłaś taka czysta. Nigdy nawet bym nie mógł podejrzewać, że zechcesz być już tylko moja, dlatego że jestem czystej krwi.
- Okej… - rzekła i przyjrzała mi się uważnie. – Dlaczego jesteś taki brutalny podczas seksu?
To pytanie zbiło mnie z pantałyku. Skąd ona to wiedziała? Przecież nie zdążyłem jej tego ujawnić. Czyżby cały czas przyglądała się sytuacji, która działa się wśród żywych. Spojrzałem na nią i ujrzałem ponaglające spojrzenie. Obiecałem jej, że odpowiem na każde pytanie. I zamierzam tej obietnicy dotrzymać.
- Trudne pytanie, skarbie. – mimowolnie zauważyłem jej grymas obrzydzenia. Zabolało. – Nie wiem, czy wystarczająco jasno to wyjaśnię, ale tylko tak potrafię. Przez cały mój okres ,,dojrzewania” poznawałem wiele dziewczyn. Wiesz, każda wiedziała kim jestem i miałem wrażenie, że są skore do spotykania się ze mną tylko, dlatego że jestem kim jestem. Nigdy przy żadnej z nich nie czułem, tego co powinienem czuć. Zero pociągu fizycznego. Miałem już 16 lat i takie odczucia powinny być na porządku dziennym, a ja tego nie czułem. Przez pewien czas myślałem z Dylanem, że jestem gejem, ale to też się nie potwierdziło. Byłem kompletnie zagubiony. Nigdy nie poczułem pożądania, a tak bardzo chciałem go doświadczyć. I gdy miałem 17 lat poznałem Alicję. Przy nie czułem się inaczej niż przy innych dziewczynach. Była dojrzalsza. Lubiłem ją bardzo, ale pociągu fizycznego nadal nie odczuwałem. Lecz nie chcąc się do tego przyznać przed nikim wmawiałem sobie, że czuję do niej coś czego nigdy nie czułem. Podniecała mnie. Tak myślałem. Po czterech miesiącach naszego związku nadszedł dzień, kiedy zrobiłem to pierwszy raz. Byłem strasznie nieczuły i brutalny, ale Ali to nie przeszkadzało, a mi dawało zapomnieć. Tak, odkryłem że kiedy najprawdopodobniej robię jej krzywdę, zapominam o wszystkich problemach i przestaję czuć ból. Byłem zachwycony, że znalazłem w końcu swój prywatny narkotyk. Nie minęło dużo czasu od pierwszego razu, a robiliśmy to kolejny raz. I tak w niewielkich odstępach czasowych pieprzyłem się z Alicją i zapominałem. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że nie odczuwam podczas seksu żadnej przyjemności, za to Ala czuła ją i to bardzo. Przez ten przykry fakt stałem się jeszcze bardziej brutalny. Widziałem w jej myślach, że wiele osób jej mówiło, że nasz związek ją niszczy, ale ona się upierała, że ją kocham. A to było gówno prawda. Nie chciałem jej dłużej zwodzić. Robiłem to przez dwa lata. Miesiąc przed twoim przyjazdem zerwałem z nią. Jak się okazało ona o tym myślała. Nie miała mi za złe, że po prostu ją zostawiłem.
Zakończyłem swoja opowieść i ciężko westchnąłem. Spojrzałem na Agnieszkę i zobaczy – łem, że czeka na więcej. Co chciała wiedzieć? Nagle usłyszałem jej myśl, że nadal nie wie dlaczego odmawiałem jej seksu.
- To proste, dlaczego to robiłem! – rzuciłem zirytowany, ale po zobaczeniu jej skruszonej miny uspokoiłem się i zacząłem łagodniejszym głosem. – Kochanie, odmawiałem ci bo cię kocham. Kiedy wpadłem na ciebie pod akademią, wszystkie emocje, jakie powinny się obudzić kilka lat wcześniej, właśnie ruszyły do akcji. W jednej minucie poczułem pożądanie i byłem gotów cię tam bez opamiętania całować. Ty, jakaś dziewczyna z ulicy, to ty mnie pobudziłaś. Moim celem było rozkochanie cię w sobie. Im dłużej słuchałem, jak mówisz, tym bardziej się w tobie zakochiwałem. Po dniu, już kochałem cię bezgranicznie. I dopiero, kiedy byliśmy już para uświadomiłem sobie, że nie powinienem cię ranić swoją brutalnością podczas seksu. I postanowiłem dojść dlaczego tak się dzieje. A dopóki tego nie wiedziałem, nie mogłem pozwolić aby cokolwiek zaszło za daleko.
-  Wiesz już, czym to było spowodowane? – spytała, a ja zaśmiałem się gorzko.
- Tak. Miałem sporo czasu na przemyślenie tego wszystkiego i doszedłem do wniosku, że to przez brak miłości. Nigdy nie kochałem żadnej dziewczyny. Ty byłaś tą pierwszą i najpewniej podczas seksu byłbym dla ciebie najdelikatniejszy na świecie. Teraz tylko musimy to potwierdzić.
Agnieszka zaśmiała się i puściła do mnie oczko. To ona. Moja najcudowniejsza ukochana. Moje całe życie było szczęśliwe, a jej oczy świeciły się. Kiedy ona była szczęśliwa to cały świat był szczęśliwy. Nagle okno jej nowego pokoju otworzyło się, a chwile później w pokoju pojawił się chłopak o burzy brązowych, kręconych włosów. Jego oczy były blado niebieskie. Nie, nie, nie.
- O! Daniel, co za miła niespodzianka! – krzyknął sarkastycznie. Po czym spojrzał na Agnieszkę. Chwilę na nią patrzył, a następnie oblizał usta. Nie podobało mi się to spojrzenie. Jego mocą było rozbieranie kogoś wzrokiem. Dosłownie i w przenośni. Tym chłopakiem był nikt inny, jak mój dawny ex przyjaciel.
- Isaac.