Rozdział 26
- Jezu, jak mnie łeb boli...
Co? Kto to powiedział? Czułam, że mam
pod sobą coś bardzo zimnego i mokrego. Kiedy otworzyłam oczy ujrzałam szarą
płytę nad sobą. Co? Gdzie ja, do diabła jestem?! Spróbowałam się podnieść, ale
uniemożliwiła mi to czyjaś ręką leżąca na moim brzuchu.
- Nie wstawaj Iga! – syknął męski
głos. Co? Jaka Iga? – Nie pamiętasz, że nie wolno nam się podnosić? To wszystko
przez Agę. – chwila przerwy i bardzo głębokie westchnięcie. – Narobiła
zamieszania, przyprowadziła tu te kundle i teraz Adam i jego ojciec wyżywają
się na nas.
Już wszystko rozumiałam. Znów byłam w
ciele Igi, tylko nie za bardzo wiem, jak się w nim pojawiłam, bo w końcu ja
tego nie pragnęłam. Możliwe, że to Iga mnie tu ściągnęła tylko po co? Ręka na
moim brzuchu, a raczej na brzuchu Igi zacisnęła się, a właściciel narządu
zajęczał, tak jakby z bólu. Znałam ten jęk. Daniel.
- Co jest?! – spytałam i zdałam sobie
sprawę, że nie mówię głosem Igi, tak jak poprzednio tylko swoim. No to teraz
nic nie rozumiem.
- Co?! Kto tu jest?! – chłopak krzyknął
i zabrał dłoń. Chciałam krzyknąć, żeby tego nie robił, ale z mojego
tymczasowego gardła nie wydobywał się żaden głos. – Proszę odpowiedzieć!
Natychmiast.
Nie mogłam nic powiedzieć… Nic. O co
w tym wszystkim chodziło?
- Daniel... To ja. – Jest! Udało mi
się wydusić coś z siebie. Katem oka zauważyłam, jak Daniel się poruszył.
Wyciągnął gdzieś rękę i szturchnął kogoś. Szturchany warknął. Dylan.
Usłyszałam, jak Daniel mówi do brata szeptem, że znów tu jestem, a bliźniak
odpowiedział mu, że trudno skoro muszę. Wtedy do dyskusji dołączył się tato i
zaczął tłumaczyć chłopcom, że to niemożliwe gdyż czarni założyli czar ochronny
i nikt ani nic nie da rady się przez to przedrzeć. Mimo tak racjonalnych tłumaczeń
Daniel nadal im nakręcał, że tu jestem i że muszą to sprawdzić.
- Te, Iga – powiedział Dylan lekceważącym
głosem. Phi, idiota. – Powiedz, że to ty i pójdziemy dalej spać, bo Daniel
tęskni za swoją lalunią i ma zwidy.
Że co? Laluni? Debil.
- Co mam powiedzieć, idioto? –
spytałam. Wiedziałam, że usłyszał mój głos i że teraz sam sobie nie wierzy. Ale
z jednej strony nie mogłam uwierzyć, że tato by tak szybko odpuścił. Miałam
nadzieję, że on nigdy nie przestanie wierzyć, że kiedyś ich uratujemy. Nie
chciałam naprawdę w to wierzyć, ale musiałam. – Wiem, że to jest ogółem nie prawdopodobne,
ale musicie uwierzyć, że tu jestem i nie wiem na ile. Nie chciałam tu się
pojawić. Nie planowałam tego. Uwierzcie. Naprawdę nie miałam tego w planach. –W
tym momencie pomyślałam o tym co działo się w akademii. O tym co miało się zadziać
pomiędzy mną a Jankiem. I w tym momencie uświadomiłam sobie, że Daniel czyta w
myślach. Boże…
- Aga – zaczął drżącym głosem. –
Proszę powiedz co się miało stać między tobą, a jakimś Jankiem? Powiedz!
Proszę pozwólcie mi teraz z powrotem znaleźć
się w akademii! Proszę!!! Niestety nikt nie usłyszał moich błagań. W żadnym
calu nie zapowiadało się, żebym zaraz miała wrócić do swojego ciała. Ciemno
tutaj… Chciałabym patrzeć Danielowi w oczy, kiedy to powiem. Byłam ciekawa, czy
dam radę wyczarować ogień z palców. Zaczęłam intensywnie myśleć o ogniu, który wystrzeliwuje
z moich rąk. Myślałam, myślałam i udało się. Co prawda był to mały płomyczek,
który płonął na moim wskazującym palcu, ale wystarczył, żeby oświetlić twarz
chłopaka.
- Daniel – zaczęłam bardzo cicho i
poczułam, jak w oczach Igi pojawiają się łzy. – Janek jest jednym z wilkołaków.
Poznałam go, jak zostałam porwana przez jego rodziców. Jego dziadek rozorał mi
twarz. Jest cała w bliznach. Ale on mnie chroni. Jest bardzo miły. Ma
przyjaciółkę Martę, która jest wampirem. Rozumiesz to? Na dodatek mieszkają
razem. Wampir i wilkołak. Co za Meksyk.
- Przejdź do rzeczy Agnieszko! –
krzyknął przerywając mi. No to czas rozpieprzyć sobie życie.
- I on mnie zauroczył – szepnęłam i
poczułam, że łzy płyną. – Ale ja cię Daniel kocham. Nawet nie wiesz jak! Tylko
on był tak blisko no i po prostu… Zauroczył mnie. Przepraszam.
- Doszło do czegoś? – spytał, ale ja
wolałam milczeć. – Spytałem czy do czegoś doszło!
- Niezupełnie… My się tylko
całowaliśmy. – Kiedy to powiedziałam Daniel zaczął kląć i kręcić głową.
- I to wystarczy – powiedział łamiącym
się głosem po pięciu minutach. – To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro
mi, skarbie…
I wtem zemdlałam.
***
Z bólem jest różnie. Niekiedy pojawia
się znikąd. Nagle, nie pytając się o nic. Nieraz pojawia się w dokładnie
zaplanowanym przez nas momencie, ale nie trwa zbyt długo. Jeszcze częściej powodem
naszego cierpienia jest druga osoba. Ale jest jeden taki ból, a raczej kujące
cierpienie, które chowa się po katach. Niby zawsze jest, ale potrafi być niewidzialne.
I ten ból jest w każdym z nas. Ukryty. I wyłania się tylko wtedy kiedy jest naprawdę
potrzebny. No bo życie bez bólu jest nijakie. Nie można dorastać bez bólu. Ten
ból pojawia się w najodpowiedniejszym momencie, ale ma swój haczyk. Niestety
jak się już pojawi to nigdy nie odchodzi w kąt. Codziennie wbija w twoje serce
po dwie igiełki, żeby przypomnieć o swoim istnieniu. Niektórzy doznają tego
bólu w młodości, inni na stare lata. Lecz kiedy już się pojawi to nigdy nie
zniknie.
Ocknęłam się leżąc na ziemi. Wokół
mnie wszyscy byli zabrani w jedną kupkę, a w tle słyszałam marudzącą Izabel.
Ale nie to było w tej chwili najważniejsze. Nie to, że czułam krew w ustach.
Nie to że Maja szeptała, że mam rozbitą głowę. Nie to że moja mama płakała.
Mnie już ten świat nie obchodził. Najważniejsze były słowa, które usłyszałam
chwilę temu. To wystarczy abyśmy już nie
byli parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy już nie byli parą.
Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy
już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… To
wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… Te słowa krążyły po mojej głowie. Nic
innego tylko te siedem słów, które wypowiedziała najważniejsza osoba w moim
życiu. Nie czułam nic oprócz bólu, który wywiercał w moim sercu ogromną dziurę.
Czułam się pusta od środka. Tak jakby ktoś rozciął moją klatkę piersiową i
wyjął z niej serce, a zamiast niego włożył puszkę. Nie mogłam przestać myśleć o
tym co powiedział Daniel. To wystarczy
abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy już nie byli
parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi,
skarbie… To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie…
Czułam, że te słowa już nigdy nie wyjdą mi z głowy, a moje serce nie odnajdzie
właściwej drogi do jego prawidłowego miejsca.
Nie zauważyłam nawet, jak Olek przeniósł
mnie na łóżko, a Katarina zaopatrzyła moje rany. Wokół mnie zabrało się całe
moje podstawowe towarzystwo i czekali aż coś powiem. Ale ja czułam się, tak
jakby mnie tam wcale nie było. Nie odczuwałam presji, którą pewnie każde z nich
na mnie wywierało. Chciałam wyć, krzyczeć, bić. Nie mogłam uwierzyć, że kiedy
uratujemy naszych z rąk czarnych, Daniel mnie nie przytuli na przywitanie. Nie
pocałuje. Nie mogłam uwierzyć, że to koniec. Chociaż nie tak, że nie mogłam
uwierzyć, ja tego nie chciałam. Z mojego krainy rozpaczy wyrwała mnie Maja.
Usiadła na jednym boku mojego łóżka i pogłaskała mnie po policzku.
- Aga – zaczęła łkając. – Powiedz coś.
Martwimy się.
Widziałam, że jej na tym zależy, ale
nagle znów te słowa do mnie wróciły. Niestety tym razem łzy już poleciały
zaczęłam wyć. Dosłownie wyć. Wyłam i wiłam się na łóżku. Wrzeszczałam. Biłam
pięściami o materac. Po dwudziestu minutach opadłam z sił, ale łzy nie przestały
płynąć. Zwinęłam się w kłębek i zaczęłam szeptać słowa, które już nigdy nie
wyjdą mi z głowy.
- To
wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy
już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy już nie byli parą.
Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie…
To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy
już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy już nie byli parą.
Przykro mi, skarbie…