środa, 24 czerwca 2015

Rozdział 26



Rozdział 26

- Jezu, jak mnie łeb boli...
Co? Kto to powiedział? Czułam, że mam pod sobą coś bardzo zimnego i mokrego. Kiedy otworzyłam oczy ujrzałam szarą płytę nad sobą. Co? Gdzie ja, do diabła jestem?! Spróbowałam się podnieść, ale uniemożliwiła mi to czyjaś ręką leżąca na moim brzuchu.
- Nie wstawaj Iga! – syknął męski głos. Co? Jaka Iga? – Nie pamiętasz, że nie wolno nam się podnosić? To wszystko przez Agę. – chwila przerwy i bardzo głębokie westchnięcie. – Narobiła zamieszania, przyprowadziła tu te kundle i teraz Adam i jego ojciec wyżywają się na nas.
Już wszystko rozumiałam. Znów byłam w ciele Igi, tylko nie za bardzo wiem, jak się w nim pojawiłam, bo w końcu ja tego nie pragnęłam. Możliwe, że to Iga mnie tu ściągnęła tylko po co? Ręka na moim brzuchu, a raczej na brzuchu Igi zacisnęła się, a właściciel narządu zajęczał, tak jakby z bólu. Znałam ten jęk. Daniel.
- Co jest?! – spytałam i zdałam sobie sprawę, że nie mówię głosem Igi, tak jak poprzednio tylko swoim. No to teraz nic nie rozumiem.
- Co?! Kto tu jest?! – chłopak krzyknął i zabrał dłoń. Chciałam krzyknąć, żeby tego nie robił, ale z mojego tymczasowego gardła nie wydobywał się żaden głos. – Proszę odpowiedzieć! Natychmiast.
Nie mogłam nic powiedzieć… Nic. O co w tym wszystkim chodziło?
- Daniel... To ja. – Jest! Udało mi się wydusić coś z siebie. Katem oka zauważyłam, jak Daniel się poruszył. Wyciągnął gdzieś rękę i szturchnął kogoś. Szturchany warknął. Dylan. Usłyszałam, jak Daniel mówi do brata szeptem, że znów tu jestem, a bliźniak odpowiedział mu, że trudno skoro muszę. Wtedy do dyskusji dołączył się tato i zaczął tłumaczyć chłopcom, że to niemożliwe gdyż czarni założyli czar ochronny i nikt ani nic nie da rady się przez to przedrzeć. Mimo tak racjonalnych tłumaczeń Daniel nadal im nakręcał, że tu jestem i że muszą to sprawdzić.
- Te, Iga – powiedział Dylan lekceważącym głosem. Phi, idiota. – Powiedz, że to ty i pójdziemy dalej spać, bo Daniel tęskni za swoją lalunią i ma zwidy.
 Że co? Laluni? Debil.
- Co mam powiedzieć, idioto? – spytałam. Wiedziałam, że usłyszał mój głos i że teraz sam sobie nie wierzy. Ale z jednej strony nie mogłam uwierzyć, że tato by tak szybko odpuścił. Miałam nadzieję, że on nigdy nie przestanie wierzyć, że kiedyś ich uratujemy. Nie chciałam naprawdę w to wierzyć, ale musiałam. – Wiem, że to jest ogółem nie prawdopodobne, ale musicie uwierzyć, że tu jestem i nie wiem na ile. Nie chciałam tu się pojawić. Nie planowałam tego. Uwierzcie. Naprawdę nie miałam tego w planach. –W tym momencie pomyślałam o tym co działo się w akademii. O tym co miało się zadziać pomiędzy mną a Jankiem. I w tym momencie uświadomiłam sobie, że Daniel czyta w myślach. Boże…
- Aga – zaczął drżącym głosem. – Proszę powiedz co się miało stać między tobą, a jakimś Jankiem? Powiedz!
Proszę pozwólcie mi teraz z powrotem znaleźć się w akademii! Proszę!!! Niestety nikt nie usłyszał moich błagań. W żadnym calu nie zapowiadało się, żebym zaraz miała wrócić do swojego ciała. Ciemno tutaj… Chciałabym patrzeć Danielowi w oczy, kiedy to powiem. Byłam ciekawa, czy dam radę wyczarować ogień z palców. Zaczęłam intensywnie myśleć o ogniu, który wystrzeliwuje z moich rąk. Myślałam, myślałam i udało się. Co prawda był to mały płomyczek, który płonął na moim wskazującym palcu, ale wystarczył, żeby oświetlić twarz chłopaka.
- Daniel – zaczęłam bardzo cicho i poczułam, jak w oczach Igi pojawiają się łzy. – Janek jest jednym z wilkołaków. Poznałam go, jak zostałam porwana przez jego rodziców. Jego dziadek rozorał mi twarz. Jest cała w bliznach. Ale on mnie chroni. Jest bardzo miły. Ma przyjaciółkę Martę, która jest wampirem. Rozumiesz to? Na dodatek mieszkają razem. Wampir i wilkołak. Co za Meksyk.
- Przejdź do rzeczy Agnieszko! – krzyknął przerywając mi. No to czas rozpieprzyć sobie życie.
- I on mnie zauroczył – szepnęłam i poczułam, że łzy płyną. – Ale ja cię Daniel kocham. Nawet nie wiesz jak! Tylko on był tak blisko no i po prostu… Zauroczył mnie. Przepraszam.
- Doszło do czegoś? – spytał, ale ja wolałam milczeć. – Spytałem czy do czegoś doszło!
- Niezupełnie… My się tylko całowaliśmy. – Kiedy to powiedziałam Daniel zaczął kląć i kręcić głową.
- I to wystarczy – powiedział łamiącym się głosem po pięciu minutach. – To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie…  
I wtem zemdlałam.

***

Z bólem jest różnie. Niekiedy pojawia się znikąd. Nagle, nie pytając się o nic. Nieraz pojawia się w dokładnie zaplanowanym przez nas momencie, ale nie trwa zbyt długo. Jeszcze częściej powodem naszego cierpienia jest druga osoba. Ale jest jeden taki ból, a raczej kujące cierpienie, które chowa się po katach. Niby zawsze jest, ale potrafi być niewidzialne. I ten ból jest w każdym z nas. Ukryty. I wyłania się tylko wtedy kiedy jest naprawdę potrzebny. No bo życie bez bólu jest nijakie. Nie można dorastać bez bólu. Ten ból pojawia się w najodpowiedniejszym momencie, ale ma swój haczyk. Niestety jak się już pojawi to nigdy nie odchodzi w kąt. Codziennie wbija w twoje serce po dwie igiełki, żeby przypomnieć o swoim istnieniu. Niektórzy doznają tego bólu w młodości, inni na stare lata. Lecz kiedy już się pojawi to nigdy nie zniknie.
Ocknęłam się leżąc na ziemi. Wokół mnie wszyscy byli zabrani w jedną kupkę, a w tle słyszałam marudzącą Izabel. Ale nie to było w tej chwili najważniejsze. Nie to, że czułam krew w ustach. Nie to że Maja szeptała, że mam rozbitą głowę. Nie to że moja mama płakała. Mnie już ten świat nie obchodził. Najważniejsze były słowa, które usłyszałam chwilę temu. To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie…  To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie…  To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie…  Te słowa krążyły po mojej głowie. Nic innego tylko te siedem słów, które wypowiedziała najważniejsza osoba w moim życiu. Nie czułam nic oprócz bólu, który wywiercał w moim sercu ogromną dziurę. Czułam się pusta od środka. Tak jakby ktoś rozciął moją klatkę piersiową i wyjął z niej serce, a zamiast niego włożył puszkę. Nie mogłam przestać myśleć o tym co powiedział Daniel. To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… Czułam, że te słowa już nigdy nie wyjdą mi z głowy, a moje serce nie odnajdzie właściwej drogi do jego prawidłowego miejsca.
Nie zauważyłam nawet, jak Olek przeniósł mnie na łóżko, a Katarina zaopatrzyła moje rany. Wokół mnie zabrało się całe moje podstawowe towarzystwo i czekali aż coś powiem. Ale ja czułam się, tak jakby mnie tam wcale nie było. Nie odczuwałam presji, którą pewnie każde z nich na mnie wywierało. Chciałam wyć, krzyczeć, bić. Nie mogłam uwierzyć, że kiedy uratujemy naszych z rąk czarnych, Daniel mnie nie przytuli na przywitanie. Nie pocałuje. Nie mogłam uwierzyć, że to koniec. Chociaż nie tak, że nie mogłam uwierzyć, ja tego nie chciałam. Z mojego krainy rozpaczy wyrwała mnie Maja. Usiadła na jednym boku mojego łóżka i pogłaskała mnie po policzku.
- Aga – zaczęła łkając. – Powiedz coś. Martwimy się.
Widziałam, że jej na tym zależy, ale nagle znów te słowa do mnie wróciły. Niestety tym razem łzy już poleciały zaczęłam wyć. Dosłownie wyć. Wyłam i wiłam się na łóżku. Wrzeszczałam. Biłam pięściami o materac. Po dwudziestu minutach opadłam z sił, ale łzy nie przestały płynąć. Zwinęłam się w kłębek i zaczęłam szeptać słowa, które już nigdy nie wyjdą mi z głowy.
- To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie…

piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 25



Rozdział 25

Kiedy Janek zauważył Izabel momentalnie został odrzucony do tyłu. On poleciał! Izabel wkroczyła do pomieszczenia, a drzwi za nią zatrzasnęły się z hukiem. Spojrzała gniewnym wzrokiem na Janka. Machnęła dłonią i chłopak podniósł się z podłogi. Teraz wisiał w powietrzu. Co jest kurwa? Izabel usłyszała moją myśl bo skrzywiła się zniesmaczona. Podeszła do mnie. Złożyła dłonie w kółko i rozpostarła je na całą szerokość. Ja i ona znalazłyśmy się w błyszczącej kulce, która z początku wyglądała jak bańka mydlana, ale po dłuższym wpatrywaniu się dostrzegłam, że na bańkę mydlaną troszkę zamożne.
- Nie wypada aby młoda dziewczyna używała takich słów. – powiedziała ni z gruszki, ni z pietruszki Izabel. Że co przepraszam? – Nie przepraszaj… Po prostu będziesz moją następczynią, więc chciałabym, żebyś była godną, dobrze wychowaną najpotężniejszą. – przerwała i usiadła na jednym z łóżek. – A to – wskazała na Janka. – to nigdy nie będzie godne mojej następczyni. Przecież to zmoknięty, brudny, zapchlony szczeniak. Ani nie da ci szczęścia, a co dopiero potomstwa. To nie może istnieć.
Spokojnie, Aga spokojnie… Nie no nie będę spokojna, jak ta stara, pomarszczona staruszka wygaduje takie rzeczy o moich przyjaciołach. Nie, nie, nie…
- Jak śmiesz w ogóle coś takiego mówić? – pytam się cichym szeptem. – Jak ty, najpotężniejsza możesz wygadywać coś takiego?! Nie masz w żadnym wypadku, czegoś co zwą sumieniem? – zaśmiałam się i spojrzałam na nią surowym wzrokiem. – Nie, nie masz. Jesteś zgorzkniałą, starą jędzą, która myślała, że jak popełni udawane samobójstwo to będzie święta i uwielbiana. Myliłaś się. Jesteś nikim i zazdrościsz wszystkim czegoś takiego, jak przyjaźń.
Nie mogłam nic więcej powiedzieć, chociaż wiele słów cisnęło mi się na usta, ale Izabel wkurzona na ogromną skalę zaczęła testować na mnie swoje umiejętności. Na początku niewidzialną dłonią podniosła mnie do góry i zaczęła dusić. Nie mogłam w to uwierzyć. Co do kurwy nędzy? Musiałam się jakoś bronić bo bym tu umarła. Dusząc się podniosłam dłonie i wyobraziłam sobie, że łamię jej rękę na pół. Jak pomyślałam tak się stało. Kobieta mnie puściła i zawyła. Spojrzała na rękę, a później na mnie i uśmiechnęła się tajemniczo. Położyła na swojej uszkodzonej ręce dłoń i przesuwając nią powoli szeptała coś. Kiedy skończyła jej ręka była cała i zdrowa. Co? Co?! Po tym, jak upewniła się, że wszystko w porządku z jej ręką przeniosła wzrok na mnie i uśmiechnęła uradowana.
- Pierwszy test zaliczony. – rzekła i podeszła do mnie. – Daj, usunę te pręgi – powiedziała po czym wyciągnęła dłoń w stronę mojej szyi. Z początku bałam się, że teraz będzie mnie próbowała udusić własno ręcznie, ale po chwili namysłu postanowiłam, że dam się obejrzeć. Kobieta przeciągnęła dłonią po mojej szyi szepcząc przy tym cichuteńko. Też tak chcę!
- Izabel, jak ty to robisz?
- Co? – spytała zdziwiona kobieta. Przeniosłam wzrok na jej dłonie, a ona ze śmiechem nimi pomachała. – Aaa, to. To nic trudnego. Ty tez byś tak potrafiła tylko musisz ćwiczyć, a z tego co wiem to ostatnio albo jesteś porwana, albo uważają że nie żyjesz, a jeszcze częściej leżysz w szpitalu i zdarzają ci się takie sytuacje, jak ta tutaj przed chwilą. – wskazała głową na łóżko, a ja mimowolnie się zarumieniłam. – A nawiązując do tego co się tutaj wyprawiało, kiedy weszłam. Posłuchaj mnie Agnieszko – zaczęła i spojrzała na mnie poważnym wzrokiem. – Musisz pamiętać, że będziesz moją następczynią i że reszta czarownic i czarowników będzie cię traktować, jak królowa i nie możesz sobie pozwolić na to by być z kimś pokroju tego psa. – chciałam jej przerwać, ale ona spiorunowała mnie wzrokiem. – Żadnych ale! Możesz być tylko z kimś z białych czarowników. Zabronione jest ci bycie z: czarnym, wilkołakiem, elfem, wampirem, wróżem, syrenem, zwykłym człowiekiem i innymi, którzy nie są czarownikami. Oczywiście możesz każdego z tych gatunków mieć teraz, jako zabawkę do póki, do póty nie wróci ten twój Daniel. Osobiście uważam, że jest najlepszym kandydatem na twojego męża i pana naszego rodzaju. Rozumiesz?
Nie chciałam rozumieć. Nie chciałam tego słyszeć. Byłam w szoku. W szoku, że zostałam tak cholernie głupio naznaczona. To wszystko było po prostu nie fair! Nie rozumiałam, dlaczego nie będę mogła być szczęśliwa. No bo przecież jeżeli przestałabym kochać Daniela, a zaczęła np. jakiegoś wampira to by mnie najpewniej spalili na stosie. To było kompletnym gównem. Jak już będę najpotężniejsza to zmienię tą ustawę. Na bank będę mogła. Izabel nabrała gwałtownie powietrza i spojrzała na mnie z furią w oczach. Ups, chyba usłyszała. Lecz nic nie udało jej się zrobić bo wrota utworzyły się z cichym hukiem i stanęły w nich, babcia, mama, Maja, Ala, Zuzia i Patrycja. Izabel nie zdążyła nic zrobić, bo jej pole zniknęło i zaraz uwiesiła się na niej Majka aby nie uciekła. I tu leży pies pogrzebany.
- Izabel! – krzyknęła babcia z wyrzutem w głosie. – Co ty tu robisz? Przecież nie żyjesz!
Najpotężniejsza przewróciła oczami i swoimi niewidzialnymi rączkami zdjęła z siebie Maję. Poprawiła włosy i podeszła do Patrycji, po czym schwyciła ją za podbródek i obejrzała dokładnie.
- Co tu robi ludzkie dziecię? – spytała z goryczą w głosie. – I to na dodatek dziecię z myślami nieczystymi i przeszłością godnej ladacznicy?  
Co do diabła? Czy ona potrafi zobaczyć czyjeś myśli sprzed kilku dni? I czyjąś przeszłość? Mega…
- Och, ona jest tą wybranką Olka czy jak mu tam? – spytała Izabel z obrzydzeniem wypisanym na twarzy. – No cóż nie mogę powiedzieć, że chłopak dokonuje dobrych wyborów.
Czy ta kobieta nie ma sumienia?! Za grosz skrupułów?! Rozumiem, może mnie obrażać, ale nie moich przyjaciół. Co to, to nie! Wyciągnęłam wyprostowaną dłoń i pomyślałam, że policzkuję Izabel. Udało się! Jej głowa odleciała do tyłu. Wszyscy zebrani spojrzeli na mnie z szokiem kryjącym się w oczach. A u Mai i mamy widziałam strach. Co?
- Aga – zaczęła zszokowana mama. – Jak ty tak mogłaś? Nie tak cię wychowałam!
 Co?! Czego one tu nie rozumieją?! Czego, kurwa?!
- Ale wy głupie jesteście! – krzyknęłam i pokazałam dłonią na Izabel. – Ona wami manipuluje! Nie widzicie tego? Ona robi z wami co chce! To jest nielogiczne! – przerywam na chwilę i opadam na łóżko. – Jak będę jej następczynią to zrobię porządek z wszystkimi.
I zemdlałam. Znowu.

***

Agnieszko… Agnieszko! Zbudź się! Muszę ci powiedzieć coś ważnego. Otóż w twoim otoczeniu jest ktoś kto zamierza skrzywdzić ciebie i twoich bliskich. Ale ty na razie nie wiesz kto to taki. Nie wiesz kim będzie twój oprawca. Pamiętaj, że nie każdy jest twoim przyjacielem, nawet jeśli tak uważasz. Musisz być ostrożna! Uważaj!!! On nadchodzi… Jest coraz bliżej, bliżej. Obok ciebie!!! Nie, Agnieszko… Nie umieraj!!!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
UWAGA! OGŁOSZENIE PARAFIALNE!!!
Ze względu na to, że wakacje tuż, tuż rozdziały na blogu będą się pojawiać w troszeczkę inny sposób. Żeby nie tracić czasu, którego będę miała po dziurki w nosie będę chciała wiedzieć czy ktoś to czyta. Ale to nie wszystko! Po naszych dwu miesięcznych wakacjach ja ide do gimnazjum. Wiecie nowi nauczyciele i te sprawy. I sedno tej jakże nudnej historii jest takie, że chcę naprawiać swoje błędy. I jeżeli widzisz jakiś błąd, nie ważne czy ortografia czy tez nie to napisz w komentarzu. Chciałabym wiedzieć co wam nie pasuje. Ano i to jeszcze nie koniec! Z racji tego, że te rozdziały piszę dla was to jak macie jakieś szczególne uwagi, zamówienia co do danego rozdziału to piszcie! Wszelką krytykę przyjmę z ogromną godnością, której pewnie nie mam =D 
DZIĘKUJĘ!!! 

czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział 24



Rozdział 24



Niektórzy mówią, że ogień to najsilniejszy z żywiołów. Ale ja jestem innego zdania. Ogień da się zwalczyć wodą, piaskiem. Więc wcale nie jest taki niezniszczalny. Moim zdaniem najsilniejszym żywiołem jest powietrze. Powietrze można stłumić, ale nie zlikwidować. Powietrze jest niezniszczalne. Ten żywioł możemy zaliczać do przyjaźni. Dlaczego? Dlatego, że nawet jeśli przyjaźń zniknie to nigdy nie zagaśnie uczucie, które żywiły do siebie dwie osoby. Przyjaźń zawsze jest i pomimo tego, że nieraz bywa tak, że ludzie którzy mieli ze sobą wiele wspólnego na drugi dzień są sobie obcy to nigdy o sobie nie zapomną. Będą wspominać siebie po długim czasie i będzie im brakować tego uczucia, że ma się kogoś kto zawsze będzie i wysłucha. Niestety powietrze potrafi być ulotne… Tak samo jak ludzie. Wystarczy, że popełnisz jeden błąd i powietrze ucieka z twoich płuc. Nie zostaje w tobie… Już nigdy. Z ludźmi jest podobnie. Tylko, że w ich wypadku słowa są tymi błędami. Wypowiesz w złości, upojeniu lub radości nie te słowa co trzeba było i ważna dla ciebie osoba znika. Ucieka od ciebie. I kiedy później rozumiesz to co powiedziałeś to i tak nic nie zmieni. Twoje wytłumaczenia nic nie zmienią. Bo niestety jest tak, że ludzie zbyt poważnie biorą słowa. Zbyt poważnie nas rozumieją. I to najczęściej bywa powodem bólu wielu ludzi.

Pierwszym moim odczuciem po przebudzeniu się był okropny ból w piersi. Był tak ogromny, że chciało mi się wrzeszczeć z bólu. Niestety tego nie mogłam zrobić. Nie mogłam mówić. Nie rozumiałam, dlaczego… I wtem wszystkie wydarzenia uderzyły we mnie, jak cegła spadająca z okna. Ktoś wkradł się do biblioteki i rozniecił pożar… Podpalił wszystkie książki. Jego celem na bank było podpalenie mnie. Cholera jasna! Spróbowałam się podnieść, ale uniemożliwiły mi to dwie silne dłonie położone na moich barkach. Nawet nie musiałam sprawdzać kto to taki bo wiedziałam, że Olek.

- Serio – zaczęłam i ziewnęłam. – Teraz będziecie mnie traktować, jak inwalidę, czy co?

- Nie… - nie odpowiedział mi Olek. Zerwałam się i ujrzałam na krześle obok łóżka Gustawa. Hm, co on tu robi? – Pewnie zastanawia cię to co tu robię? Otóż Olek jest aktualnie zajęty i mi kazali cię pilnować. Moim zdaniem robię to, dlatego że uważają, że sama nie dasz rady, ale ich zdanie dlatego bo ktoś może próbować cię zabić i mam być twoim aniołem stróżem. Co pewnie nie jest potrzebne, ale cóż.

Powiercił się chwilę nie wiedząc co chce powiedzieć. Tak trochę do niego niepodobnie. Oboje milczeliśmy. Myślę, że to nie była cisza niezręczna tylko taka, która ma dużo do powiedzenia. Kiedy tak sobie siedzieliśmy naszła mnie pewna myśl, że Gus może nie chce tu siedzieć. No bo w końcu komu by było wygodnie na plastikowym krześle? Już chciałam się go spytać, czy chce iść, ale do pokoju wszedł Olek i reszta brygady. Mój towarzysz wstał i przywitał się ze wszystkimi. No prawie ze wszystkimi. Zuzia, Maja i Patrycja olały go i pognały w moim kierunku. Najmłodsza była przy mnie najszybciej i od razu rzuciła się na mnie i mnie przytuliła. Ojej, jak słodko. Dwie starsze usiadły na bokach mojego łóżka i obie położyły dłonie na moich udach.

- Tak dobrze, że żyjesz! – krzyknęła Maja. Krzyk nie był wyraźny bo swoją twarzyczkę wtulała w moją szyję.

- No ja się też cieszę, ale to nie jest powód, dla którego musisz mnie udusić.

Po tych słowach dziewczyna mnie puściła i usiadła normalnie przy czym zakryła Zuzię. Miałam je wszystkie u swojego boku. Przyjrzałam się każdej uważnie. Co ja bym bez nich zrobiła? Kochałam je ponad życie i chociaż dwie z nich znałam od niedawana to bardzo by mi ich brakowało gdyby tak nagle zniknęły. Każda patrzyła na mnie z radością. Przeniosłam wzrok na chłopców. Była ich tylko dwójka. Olek i Gustaw. Olek był i jest moim najlepszym przyjacielem i życie bez niego to byłby koszmar. Gus, Gus, Gus… Z nim to różnie bywa. Nie czułam do niego tego co do reszty. Był mi, hm może nie obojętny, ale nie niezbędny. Przy nim zawsze czułam się jak przy zwykłym znajomym. Nie żebym go nie lubiła, owszem lubię go, ale jakoś by mi go nie brakowało jakby zniknął z mojego życia. I jestem pewna, że on tak samo myślał o mnie. Po jakimś czasie do pokoju przybyły babcia, mama, pani Gałązka i pani Gruszka. Każda z nich miała ponurą minę i nie wyglądały na zbytnio zadowolone. Chłopcy ustawili im krzesła przed moim łóżkiem, a one na nie usiadły. Zapadła grobowa cisza. I co teraz?

- Agnieszko – zaczęła panna Gałązka. – Wszyscy jesteśmy pewni, że ten pożar był spowodowany tym, że ktoś chce cie zabić. Niestety nie mamy pojęcia kto to taki. Pierwszą myślą byli czarni, ale skąd oni mogli wiedzieć, że jesteś w bibliotece? Więc oni odpadli. Kolejni likantropy, ale po rozmowie z nimi wnioskujemy, że to na pewno nie oni. Dalej nie wiemy kto. To musiał być ktoś kto wiedział, że jesteś w bibliotece i przeżywasz chwilowe załamanie… To musiał być ktoś z nas. Dlatego nie możesz teraz nikomu ufać. Nikomu. Rozumiesz?

Zapadła długa, niezręczna cisza. Jak to nie mogę nikomu ufać? Przecież jestem pewna, że to żadna z dziewczyn i żaden chłopak. No po prostu jestem tego tak pewna, jak faktu, że krowa daje mleko.

- Kogo to była decyzja? – spytałam cicho.

- Moja. Moja i tylko moja. Jestem twoja matką Aga i martwię się o ciebie. Chciałabym abyś jeszcze troszkę pożyła.

- Mamo! – krzyknęłam, a raczej pisnęłam. No przecież tak nie można! – Dobrze wiesz, że to żadne z nich – pokazałam na moich przyjaciół. – No nie powiesz mi, że nie wierzysz w to. Nie powiesz!

Ale mama nic nie powiedziała. Zapiszczałam i schowałam się pod kołdrę co było mega dziecinne, lecz co mam począć kiedy nie wiem co robić? Słyszałam ich wołania, ale miałam to gdzieś. Nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się z wielkim rozmachem. Odrzuciłam nakrycie i ujrzałam Janka wraz z rodzicami, Martą, Katariną i Angusem. Na każdej z twarzy widniał wyraz determinacji. Dorośli wstali i przywitali się z nowo przybyłymi, a młodzież i Maja kiwnęła tylko głowami. Ja nic nie zrobiłam. Miałam ich gdzieś. Patrzyłam cały czas w sufit. Nagle poczułam, że prawa część łóżka podnosi się, a po chwili znów upada. Odwróciłam głowę w tamtą stronę. Ujrzałam Janka, który był uśmiechnięty, ale wiedziałam, że nie jest mu do śmiechu.

Chrząknęłam. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni. Spojrzałam na Olka i poprosiłam go bezgłośnie, żeby wszyscy opuścili pokój. Oczywiście zrozumiał. Powiedział, że chciałabym odpocząć i wcale nie chciałabym tego robić przy wszystkich. Z wielkimi oporami towarzystwo opuściło pokój. Wreszcie mogłam spokojnie pomyśleć.

Daniel… Mój kochany Daniel… Kochałam go, tak jak jeszcze nikogo. Był dla mnie wszystkim. Ale kiedy widziała Janka to całe stado motyli w moim brzuchu ruszało do lotu. Przy nim wszystkie odczucia jakie były możliwe się pojawiały. Nie wiedziałam kogo w końcu kocham. Ale czy można to nazwać miłością? Skoro sama nie wiem kogo wolę? Przemyślenia przerwał mi Janek wchodzący otwartym oknem. Co? O boże…

- Co ty wyprawiasz?! – spytałam szeptem, a chłopak nic nie powiedział tylko uśmiechnął się żarliwie. Oh, aż mi gorąco się zrobiło.

Janek podszedł na palcach do drzwi po drodze zabierając krzesło i przystawił je nim. Odwrócił się w moją stronę i szybkim biegiem podążył do mnie. Usiadł na jednym z boków łóżka i gładząc ręką moje włosy zaczął mi się przyglądać. Zamknęłam oczy. Czułam się jak w siódmym niebie. Odczucie było prawie takie samo jakby mnie całował. Mogłabym tak trwać bez końca, ale Janek miał jednak inny plan.

- Królewno – zaczął ściszonym głosem. – Kim jest Daniel?

O nie… Dlaczego pyta o to, a nie o coś innego? Dlaczego, ja się pytam?!

- No wiesz… Daniel to mój… em, przyjaciel. To mój przyjaciel! – skłamałam. Gratulacje! 0:1 życie. – A skąd to pytanie?

- Nie… Nie ważne. – stwierdził Janek i schwycił moją dłoń po czym pocałował czubki palców. – Wiesz, odkąd cię zobaczyłem to po prostu nie mogłem przestać o tobie myśleć. Byłaś taka wyjątkowa. U mnie w środowisku nie ma takich, jak ty i od razu poczułem chęć pocałowania cię, ale przede wszystkim dowiedzenia się jaka jesteś. I teraz… Teraz wiem, że jesteś delikatna i powinienem być zawsze przy tobie i cię chronić. Zawsze być i nigdy nie opuszczać. – przerwał i spojrzał głęboko w moje oczy. – Przeprowadzam się do akademii. Żeby być zawsze przy tobie…

Nie dokończył bo przyciągnęłam go do siebie i zaczęłam delikatnie całować. Chłopak nachylił się.  On całował powoli, nieśpiesznie i delikatnie. Zatopiłam dłonie w jego włosach. Były takie puszyste. Niestety drzwi pokoju otworzyły się z hukiem, a w nich stanęła sama Izabel.