środa, 16 września 2015

Rozdział 31



Rozdział 31

Jak byście się czuli wiedząc, że giną przez was ludzie? Że ktoś może właśnie w tej chwili umierać w męczarniach, a ty sobie tak po prostu siedzisz i popijasz kawę? Co wtedy byście czuli? Poczucie winy? Niepokój? Złość na to, że żyjecie? Właśnie tego byście doświadczali. Wszystkiego najgorszego, a ludzie wokół was powtarzaliby wam, że nie ma, co się martwić w końcu to nie wasza wina. Ale co oni mogą o tym wiedzieć?! Nic. I to jest w tym wszystkim najgorsze. To, że nikt z twoich przyjaciół nie wie, o co w tym wszystkim chodzi.
Amanda leżała zakrwawiona. Janek pochylał się nad nią i sprawdzał czy żyje. Okazało się, że tak, ale wyleczenie jej będzie bardzo trudne. Było ogólne zamieszanie. Goście w pośpiechu opuszczali akademię, uczniowie i personel mieli się rozejść. Zostać miałam ja z przyjaciółmi. Tylko Janka puścili pod pretekstem zaniesienia Amandy do gabinetu lekarskiego. Gustaw wraz z Olkiem i Szczepanem usadzili mnie, Patrycję i Zuzę na krzesłach, a Mai kazali przynieść nam szklanki lodowatej wody. Oni myśleli, że nadal jesteśmy pijane. I chociażbyśmy stanęły na rzęsach tłumacząc im, że po czymś takim już trochę wytrzeźwiałyśmy to oni i tak nie posłuchają. Wiedzieli swoje i tyle. A to było strasznie wkurzające. Siedzieliśmy przy tej ścianie dobre półtorej godziny do póki do póty nie pojawiła się babcia, a wraz z nią ochroniarze, Derek i rodzice Janka. Oczywiście nie umknęło ani babci ani likantropom to, że jesteśmy pijane. Ale to nie było najważniejsze w tej chwili. Nikt nie wiedział, jak ktoś z czarnych przedostał się do akademii i jakim cudem Amanda przeżyła. Było to kompletnie niemożliwe biorąc pod uwagę fakt, że straciła dwie trzecie swojej krwi. Oczywiście dorośli się kłócili, a my jak małe dzieci czekaliśmy, aż udzielą nam głosu. Nie stało się, tak jednak. Kiedy babcia zasugerowała, że to ktoś z wilków jest zdrajcą Derek tak się oburzył, że aż trzy razy się opluł śliną. Kiedy, niestety, ja parsknęłam śmiechem miarka się przebrała i wszyscy wybiegli zdenerwowani. I dopiero wtedy mogłam spokojnie zacząć się obłąkańczo śmiać. Śmiałam się ile sił w płucach. Śmiałam tylko, dlatego, bo to wszystko już niestety mnie przerastało. Nie miałam bladego pojęcia, co powinnam teraz zrobić, jako przyszła najpotężniejsza. Czy powinnam wszystkich przeprosić i oddać się w ręce czarnych? A może znaleźć ich najsłabsze punkty i pokazać, kto tu rządzi? Obie te opcje wydawały mi się tak beznadziejne, że nie miałam ochoty nawet nikomu o nich napominać.
Po godzinnym, bezczynnym siedzeniu i gapieniu się w ścianę Szczepan postanowił spiąć tyłek i nas wszystkich rozruszać.
- No, więc moi drodzy! – zawołał z szaleńczym uśmiechem. Spojrzał na mnie i moje przyjaciółki. – Moje pijane panie – rzucił wzrokiem w stronę Gusa i Olka. – i moi mniej przystojni panowie! Nie możemy tak tutaj sobie siedzieć i czekać na zabawienie! Trzeba coś zrobić! Zaplanować. No cokolwiek! Jakieś propozycje?
Rozejrzał się i z teatralnym zachwytem podbiegł do Zuzy i uśmiechnął się zalotnie.
- Widzę, że nasza przepiękna rusałka ma pomysł! Mów!
- Yyyy… - Zuzia spojrzała na mnie wołając o pomoc. – No… Możemy iść spać i…
- Nie! Nie! I jeszcze raz nie! – krzyknął Szczepan i odskoczył od niej. Jego wzrok padł na mnie. Cwałując przybliżył się do mnie, uklęknął przede mną, oparł łokcie na moich udach i podpierając swoją głowę dłońmi, zamrugał do mnie. Jego wzrok nakazał mi mówić.
- Tak jak powiedziała Zuza… Możemy iść spać i wymyślić plan jutro. Kto za?
Usłyszałam chóralne ,,zgadzam się!” i moi przyjaciele zaczęli opuszczać salę. Zostałam ja sama. Mogłam sobie teraz pozwolić na łzy, które już długo chowały się w kącikach moich oczu. Łzy nie tyle rozpaczy, ale tęsknoty. Tęskniłam za czasami, które nie wrócą. Tęskniłam za Danielem. Za Edmundem. Tęskniłam za dzieciństwem. Za normalnym życiem. Chyba tak naprawdę tęskniłam za wszystkim czego już nie było. I to mnie chyba najbardziej dobijało. Fakt, że chcę mieć to, czego, nie ma i nie będzie. Dobra koniec! Podniosłam się z mojego krzesła, schyliłam się i ściągnęłam szpilki, które miałam na stopach, po czym ruszyłam w stronę wielkich, mahoniowych drzwi. W połowie drogi wszystkie światła zgasły, a ja usłyszałam diaboliczny śmiech. Po chwili poczułam, że czyjaś ręka zaciska się wokół mojej talii. Napastnik przysunął usta do mojego ucha i delikatnie je pocałował, aby zaraz po tym geście przytknąć do mojej twarzy chusteczkę z środkiem nasennym.

***

- Agnieszko – usłyszałam cichutki szept. – Obudź się. Hej, to my… Wstawaj! To ja, tatuś. Mała obudź się.
Słyszałam, czułam go, ale mimo wszystko byłam pewna, że to sen. Że to jeden wielki sen. I aby nie przeżywać zbędnych rozczarowań nie otwierałam w ogóle oczu. Czułam, że silne dłonie delikatnie mną potrząsają, a inne, delikatne, głaszczą mnie po policzku. Czułam ich, ale nie chciałam w to wierzyć.  Ale kiedy obie pary rąk mnie puściły, osoby odsunęły się ode mnie, a na ich miejsce wstąpiła kolejna, strasznie zimna wiedziałam, że musze otworzyć oczy. Jeszcze zanim mnie dotknęła, mnie pocałowała w czoło, ja już wiedziałam, kto to. Tylko jedna osoba tak pachnie. Daniel. Mój, kochany Daniel. Czując jego słodki oddech, który owiewał moją twarz, otworzyłam powoli oczy. Ujrzałam nad sobą twarz, która śni mi się, co noc. Te oczy, gotowe wyznać mi całą prawdę. Usta, tak miękkie, że aż twarde. I gdy przypominam sobie ich smak coś uderza mnie z siłą młota. To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie…  To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie…  To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie…  To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… Nie, nie, nie! NIE! Jak mogłam o tym zapomnieć? Jak mogłam zapomnieć o tych cholernych słowach?! Gdy znowu spojrzałam na Daniela w jego oczach dało się zobaczyć, że też sobie o tym przypomniał. Że tak samo go to zabolało. Już chciałam coś powiedzieć, ale on miał inne plany. Nim zdążyłam się odsunąć jego usta znalazły się na moich. Mmm, jak cudownie znowu czuć ich smak. Na początku żadne z nas nie poruszało wargami, ale po chwili Danielowi przypomniało się, co chciał zrobić i rozchylił delikatnie moje usta. Nie wiedziałam, co zrobić. Lecz kiedy nasze języki się spotkały od razu znalazłam to, czego szukałam. Nasz pocałunek zaczął być coraz bardziej natarczywy. Daniel na mnie opadł. Nawet nie wiedział, jakie to zrobiło na mnie wrażenie. Gdyby nie to, że mamy tutaj taką widownię, już dawno nie miałby na sobie tych ubrań. I kiedy z moich ust przypadkiem wydobył się jęk rozkoszy ktoś ściągnął go ze mnie i mu przywalił. Oszołomiona podniosłam się i zobaczyłam przed sobą roześmianego Dylana, zmieszaną Igę, zdziwioną Alę i wkurzonego ojca. Ojca… Mojego tatusia! Nie czekając ani chwili rzuciłam się na niego i zaczęłam go przytulać ile sił w ramionach. Gdy usłyszałam jego chrapliwy oddech puściłam go, a na koniec dałam mu buziaka w policzek. Po nim przytuliłam Igę. Moją ciotkę, której nigdy nie poznałam. W trzeciej kolejności lekko uścisnęłam Alę. A później przyszedł czas na drugiego bliźniaka.
- Dylan! – pisnęłam i rzuciłam się na niego z taką siłą, że oboje upadliśmy na ziemię, tak, że ja na nim leżałam. Przytuliłam go za siebie i za Zuzię. Byłam pewna, że byłaby przeszczęśliwa gdyby mogła go przytulić.
- Wolnego koleżanko! – powiedział chłopak i odczepił mnie od siebie. Obejrzał mnie dokładnie. – No, no, no… Ale się wystroiłaś! Jak stróż na boże ciało!
Dopiero wtedy uświadomiłam sobie okoliczności w jakich się znalazłam. Byłam ubrana w jedwabną, śnieżnobiałą suknię z przyjęcia. Podniosłam jej rąbek i ujrzałam gołe stopy. Czyli mój porywacz nie mógł mi założyć porzuconych przeze mnie butów? Moje włosy nie były już tak gładkie, jak w akademii. Ale jest jeden plus tej sytuacji! Nie jestem ani pijana, ani nie mam kaca! Z moich rozmyślań wyrwało mnie chrząkanie. Spojrzałam w kierunku odgłosu. Był to Daniel trzymający się za nos, ale na jego wargach widniał przeuroczy uśmiech, a w jego oczach paliły się promyczki miłości. Poszurałam do niego i odciągnęłam dłoń od nosa. Nie wyglądał tak źle! Mój wzrok nieopacznie powędrował do jego ust. No po prostu musiałam jeszcze raz ich spróbować. Kiedy nasze usta się spotkały przeszedł mnie przyjemny dreszczyk. Mogłabym z nim całować się godzinami, ale miałam za wiele pytań. A pierwsze: Dlaczego skoro ze mną zerwał teraz mnie całuje?!
- Bo cię kocham – odpowiedział. A no tak. Telepatia. – Tak naprawdę sam nie wiem, dlaczego to wtedy powiedziałem, ale żałuje tego w cholerę! Kocham cię! – przymknął oczy i odchylił głowę, po czym splótł dłonie na karku. – Aga, jak ja cię, cholernie kocham!
I nagle z głębi ciemności wyłonił się Adam z uśmiechem na twarzy. Kiedy był obok nas zaklaskał i teatralnym gestem otarł łzę.
- To takie wzruszające! – powiedział i załkał. Przybrał poważną minę. – Niestety przerwę to, bo muszę zabrać naszą Agusię na przyjemne zabiegi spa! – zaśmiał się i puścił oko do Daniela, po czym pstryknął palcami i dwóch dryblasów mnie podniosło z miejsca. – Powiedz im papa, Aga. Nie będziesz w stanie się z nimi przywitać, jak wrócisz! – odwrócił wzrok w stronę mojego chłopaka. – Pamiętasz? Obiecałem, że ją zabiję, tak jak ty zabiłeś Gaję! Patrz, nie kłamałem!