Rozdział 31
Jak byście się czuli wiedząc,
że giną przez was ludzie? Że ktoś może właśnie w tej chwili umierać w
męczarniach, a ty sobie tak po prostu siedzisz i popijasz kawę? Co wtedy byście
czuli? Poczucie winy? Niepokój? Złość na to, że żyjecie? Właśnie tego byście
doświadczali. Wszystkiego najgorszego, a ludzie wokół was powtarzaliby wam, że
nie ma, co się martwić w końcu to nie wasza wina. Ale co oni mogą o tym
wiedzieć?! Nic. I to jest w tym wszystkim najgorsze. To, że nikt z twoich
przyjaciół nie wie, o co w tym wszystkim chodzi.
Amanda leżała
zakrwawiona. Janek pochylał się nad nią i sprawdzał czy żyje. Okazało się, że
tak, ale wyleczenie jej będzie bardzo trudne. Było ogólne zamieszanie. Goście w
pośpiechu opuszczali akademię, uczniowie i personel mieli się rozejść. Zostać
miałam ja z przyjaciółmi. Tylko Janka puścili pod pretekstem zaniesienia Amandy
do gabinetu lekarskiego. Gustaw wraz z Olkiem i Szczepanem usadzili mnie,
Patrycję i Zuzę na krzesłach, a Mai kazali przynieść nam szklanki lodowatej
wody. Oni myśleli, że nadal jesteśmy pijane. I chociażbyśmy stanęły na rzęsach
tłumacząc im, że po czymś takim już trochę wytrzeźwiałyśmy to oni i tak nie
posłuchają. Wiedzieli swoje i tyle. A to było strasznie wkurzające.
Siedzieliśmy przy tej ścianie dobre półtorej godziny do póki do póty nie
pojawiła się babcia, a wraz z nią ochroniarze, Derek i rodzice Janka.
Oczywiście nie umknęło ani babci ani likantropom to, że jesteśmy pijane. Ale to
nie było najważniejsze w tej chwili. Nikt nie wiedział, jak ktoś z czarnych
przedostał się do akademii i jakim cudem Amanda przeżyła. Było to kompletnie
niemożliwe biorąc pod uwagę fakt, że straciła dwie trzecie swojej krwi.
Oczywiście dorośli się kłócili, a my jak małe dzieci czekaliśmy, aż udzielą nam
głosu. Nie stało się, tak jednak. Kiedy babcia zasugerowała, że to ktoś z
wilków jest zdrajcą Derek tak się oburzył, że aż trzy razy się opluł śliną.
Kiedy, niestety, ja parsknęłam śmiechem miarka się przebrała i wszyscy wybiegli
zdenerwowani. I dopiero wtedy mogłam spokojnie zacząć się obłąkańczo śmiać.
Śmiałam się ile sił w płucach. Śmiałam tylko, dlatego, bo to wszystko już
niestety mnie przerastało. Nie miałam bladego pojęcia, co powinnam teraz
zrobić, jako przyszła najpotężniejsza. Czy powinnam wszystkich przeprosić i
oddać się w ręce czarnych? A może znaleźć ich najsłabsze punkty i pokazać, kto
tu rządzi? Obie te opcje wydawały mi się tak beznadziejne, że nie miałam ochoty
nawet nikomu o nich napominać.
Po godzinnym, bezczynnym
siedzeniu i gapieniu się w ścianę Szczepan postanowił spiąć tyłek i nas
wszystkich rozruszać.
- No, więc moi drodzy! –
zawołał z szaleńczym uśmiechem. Spojrzał na mnie i moje przyjaciółki. – Moje pijane
panie – rzucił wzrokiem w stronę Gusa i Olka. – i moi mniej przystojni panowie!
Nie możemy tak tutaj sobie siedzieć i czekać na zabawienie! Trzeba coś zrobić!
Zaplanować. No cokolwiek! Jakieś propozycje?
Rozejrzał się i z
teatralnym zachwytem podbiegł do Zuzy i uśmiechnął się zalotnie.
- Widzę, że nasza
przepiękna rusałka ma pomysł! Mów!
- Yyyy… - Zuzia spojrzała
na mnie wołając o pomoc. – No… Możemy iść spać i…
- Nie! Nie! I jeszcze raz
nie! – krzyknął Szczepan i odskoczył od niej. Jego wzrok padł na mnie. Cwałując
przybliżył się do mnie, uklęknął przede mną, oparł łokcie na moich udach i podpierając
swoją głowę dłońmi, zamrugał do mnie. Jego wzrok nakazał mi mówić.
- Tak jak powiedziała
Zuza… Możemy iść spać i wymyślić plan jutro. Kto za?
Usłyszałam chóralne ,,zgadzam
się!” i moi przyjaciele zaczęli opuszczać salę. Zostałam ja sama. Mogłam sobie
teraz pozwolić na łzy, które już długo chowały się w kącikach moich oczu. Łzy
nie tyle rozpaczy, ale tęsknoty. Tęskniłam za czasami, które nie wrócą.
Tęskniłam za Danielem. Za Edmundem. Tęskniłam za dzieciństwem. Za normalnym
życiem. Chyba tak naprawdę tęskniłam za wszystkim czego już nie było. I to mnie
chyba najbardziej dobijało. Fakt, że chcę mieć to, czego, nie ma i nie będzie.
Dobra koniec! Podniosłam się z mojego krzesła, schyliłam się i ściągnęłam
szpilki, które miałam na stopach, po czym ruszyłam w stronę wielkich, mahoniowych
drzwi. W połowie drogi wszystkie światła zgasły, a ja usłyszałam diaboliczny
śmiech. Po chwili poczułam, że czyjaś ręka zaciska się wokół mojej talii.
Napastnik przysunął usta do mojego ucha i delikatnie je pocałował, aby zaraz po
tym geście przytknąć do mojej twarzy chusteczkę z środkiem nasennym.
***
- Agnieszko – usłyszałam cichutki
szept. – Obudź się. Hej, to my… Wstawaj! To ja, tatuś. Mała obudź się.
Słyszałam, czułam go, ale
mimo wszystko byłam pewna, że to sen. Że to jeden wielki sen. I aby nie
przeżywać zbędnych rozczarowań nie otwierałam w ogóle oczu. Czułam, że silne
dłonie delikatnie mną potrząsają, a inne, delikatne, głaszczą mnie po policzku.
Czułam ich, ale nie chciałam w to wierzyć. Ale kiedy obie pary rąk mnie puściły, osoby
odsunęły się ode mnie, a na ich miejsce wstąpiła kolejna, strasznie zimna
wiedziałam, że musze otworzyć oczy. Jeszcze zanim mnie dotknęła, mnie
pocałowała w czoło, ja już wiedziałam, kto to. Tylko jedna osoba tak pachnie.
Daniel. Mój, kochany Daniel. Czując jego słodki oddech, który owiewał moją
twarz, otworzyłam powoli oczy. Ujrzałam nad sobą twarz, która śni mi się, co
noc. Te oczy, gotowe wyznać mi całą prawdę. Usta, tak miękkie, że aż twarde. I
gdy przypominam sobie ich smak coś uderza mnie z siłą młota. To wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro
mi, skarbie… To
wystarczy abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy
abyśmy już nie byli parą. Przykro mi, skarbie… To wystarczy abyśmy już
nie byli parą. Przykro mi, skarbie… Nie,
nie, nie! NIE! Jak mogłam o tym zapomnieć? Jak mogłam zapomnieć o tych
cholernych słowach?! Gdy znowu spojrzałam na Daniela w jego oczach dało się
zobaczyć, że też sobie o tym przypomniał. Że tak samo go to zabolało. Już chciałam
coś powiedzieć, ale on miał inne plany. Nim zdążyłam się odsunąć jego usta znalazły
się na moich. Mmm, jak cudownie znowu czuć ich smak. Na początku żadne z nas
nie poruszało wargami, ale po chwili Danielowi przypomniało się, co chciał
zrobić i rozchylił delikatnie moje usta. Nie wiedziałam, co zrobić. Lecz kiedy
nasze języki się spotkały od razu znalazłam to, czego szukałam. Nasz pocałunek
zaczął być coraz bardziej natarczywy. Daniel na mnie opadł. Nawet nie wiedział,
jakie to zrobiło na mnie wrażenie. Gdyby nie to, że mamy tutaj taką widownię,
już dawno nie miałby na sobie tych ubrań. I kiedy z moich ust przypadkiem
wydobył się jęk rozkoszy ktoś ściągnął go ze mnie i mu przywalił. Oszołomiona podniosłam
się i zobaczyłam przed sobą roześmianego Dylana, zmieszaną Igę, zdziwioną Alę i
wkurzonego ojca. Ojca… Mojego tatusia! Nie czekając ani chwili rzuciłam się na
niego i zaczęłam go przytulać ile sił w ramionach. Gdy usłyszałam jego chrapliwy
oddech puściłam go, a na koniec dałam mu buziaka w policzek. Po nim przytuliłam
Igę. Moją ciotkę, której nigdy nie poznałam. W trzeciej kolejności lekko
uścisnęłam Alę. A później przyszedł czas na drugiego bliźniaka.
- Dylan! – pisnęłam
i rzuciłam się na niego z taką siłą, że oboje upadliśmy na ziemię, tak, że ja
na nim leżałam. Przytuliłam go za siebie i za Zuzię. Byłam pewna, że byłaby
przeszczęśliwa gdyby mogła go przytulić.
- Wolnego
koleżanko! – powiedział chłopak i odczepił mnie od siebie. Obejrzał mnie
dokładnie. – No, no, no… Ale się wystroiłaś! Jak stróż na boże ciało!
Dopiero wtedy
uświadomiłam sobie okoliczności w jakich się znalazłam. Byłam ubrana w
jedwabną, śnieżnobiałą suknię z przyjęcia. Podniosłam jej rąbek i ujrzałam gołe
stopy. Czyli mój porywacz nie mógł mi założyć porzuconych przeze mnie butów?
Moje włosy nie były już tak gładkie, jak w akademii. Ale jest jeden plus tej
sytuacji! Nie jestem ani pijana, ani nie mam kaca! Z moich rozmyślań wyrwało
mnie chrząkanie. Spojrzałam w kierunku odgłosu. Był to Daniel trzymający się za
nos, ale na jego wargach widniał przeuroczy uśmiech, a w jego oczach paliły się
promyczki miłości. Poszurałam do niego i odciągnęłam dłoń od nosa. Nie wyglądał
tak źle! Mój wzrok nieopacznie powędrował do jego ust. No po prostu musiałam
jeszcze raz ich spróbować. Kiedy nasze usta się spotkały przeszedł mnie
przyjemny dreszczyk. Mogłabym z nim całować się godzinami, ale miałam za wiele
pytań. A pierwsze: Dlaczego skoro ze mną zerwał teraz mnie całuje?!
- Bo cię kocham –
odpowiedział. A no tak. Telepatia. – Tak naprawdę sam nie wiem, dlaczego to
wtedy powiedziałem, ale żałuje tego w cholerę! Kocham cię! – przymknął oczy i
odchylił głowę, po czym splótł dłonie na karku. – Aga, jak ja cię, cholernie
kocham!
I nagle z głębi
ciemności wyłonił się Adam z uśmiechem na twarzy. Kiedy był obok nas zaklaskał
i teatralnym gestem otarł łzę.
- To takie
wzruszające! – powiedział i załkał. Przybrał poważną minę. – Niestety przerwę to,
bo muszę zabrać naszą Agusię na przyjemne zabiegi spa! – zaśmiał się i puścił
oko do Daniela, po czym pstryknął palcami i dwóch dryblasów mnie podniosło z
miejsca. – Powiedz im papa, Aga. Nie będziesz w stanie się z nimi przywitać,
jak wrócisz! – odwrócił wzrok w stronę mojego chłopaka. – Pamiętasz? Obiecałem,
że ją zabiję, tak jak ty zabiłeś Gaję! Patrz, nie kłamałem!