Cześć! Jak pewnie wiecie, zamierzałam usunąć bloga. I już
prawie usunęłam. Wszystko. Ale dzisiaj rozmawiałam z pewnym chłopakiem, który dopiero
zaczął pisać… I on mnie zainspirował, zmotywował. Naprawdę. Chociaż pewnie nie
zdaje sobie z tego sprawy, naprawdę mi pomógł. I powinniście mu dziękować!
Jeżeli ktokolwiek z was czyta moje cholerne wypociny to powinien być mu
wdzięczny, bo to dzięki niemu. ,,Nigdy nie mów nigdy. Bo nigdy może być
cholernie częste.” Tak więc… Nowy rozdział moi drodzy! Oto połowa książki:
,,Tajemnice lasu”!!! Ten rozdział miał być taki bum bum kabum! Mam nadzieję, że
taki jest! Więc ten rozdział dedykuje Zuzi i Nathanowi!
***
Rozdział 30
To niemożliwe… Skąd on się tu wziął?
Jakim cudem się przedostał przez naszą niezawodną straż? Przez czar ochronny?
Do diaska, dlaczego on tu jest?! Te pytania były tylko zasłoną na to co tak
naprawdę tłoczyło się w mojej głowie. Nie mam pojęcia dlaczego, ale nagle
zaczęłam spostrzegać Adama, jako wyjątkowo przystojnego, zabawnego i idealnego
mężczyznę. Nagle poczułam chęć robienia z nim takich rzeczy, o jakich wstyd
mówić. Co do cholery?! Spojrzałam na niego… Jego oczy lśniły głęboką czernią… Były
takie piękne. Co?! Co ja wyprawiam. Usta Adama rozciągnęły się w uśmiechu. Poczułam,
że moje nogi stają się jak z waty. Muszę jak najszybciej odejść od niego. I to
już. Obróciłam się na pięcie i w moim sercu zawitało ukłucie rozpaczy, kiedy
ujrzałam przed sobą Olka i Gusa. O co chodzi? Spojrzałam im w oczy i wypowiedziałam
bezgłośnie: ,,Ratunku!” oboje spojrzeli po sobie ze zdziwieniem. Niech ktoś mi
kurwa pomoże! Jak na zawołanie Szczepan ujął mnie za dłoń i pociągnął za sobą
do wyjścia. Na odchodne usłyszałam słowa, które zmroziły moją krew w żyłach:
,,Jesteś moja Agnieszko. Moja i tylko moja! Przyjdę po ciebie dziś w nocy.” Nie
miałam bladego pojęcie kto to taki do mnie mówił, ale byłam tak przerażona, że
wstrząsnął mną gwałtowny szloch. Co się ze mną dzieje?! Szliśmy i szliśmy, a
droga zdawała się nie mieć końca. Co krok czułam, że zaraz zemdleje.
- Szczepan – powiedziałam cichuteńko,
w przerwie między szlochami. – Szczepan… Muszę usiąść! – Chłopak spojrzał na
mnie smutno i po chwili popchnął mnie na ścianę. Zdziwiona nie zdążyłam nic
zrobić i upadłam na podłogę, waląc łokciem w ławkę, na którą z pewnością miałam
usiąść. Super. Mój towarzysz pokręcił głowa z niedowierzaniem i wsunął dłonie
pod moje pachy po czym podciągnął mnie do góry i usadził na ławce. Odgarnął
moje włosy z oczu i westchnął, po czym się uśmiechnął.
- Oj, Aga… Powiedz mi czy ty zawsze
byłaś taka podatna na urodę chłopców? – spytał z uśmiechem, jakby doskonale
mnie rozumiał. Ale ja go nie rozumiałam. Kiedy spostrzegł moją zdziwioną minę zaczął
się śmiać. Przepraszam? – Och, Aga przecież ty nie wiesz! Doskonale cię
rozumiem, bo sam nie mogę się oprzeć urodzie chłopców… - z uśmiechem zaczął mi
się przyglądać badawczo. Kiedy zauważył, że nadal zbytnio nie rozumiem poklepał
mnie po kolanie. – Jestem gejem. Wiesz nie lubię dziewczyn. Znaczy nie lubię,
lubię. Wolę chłopców.
- Oooo… - jęknęłam i oparłam głowę o
ścianę. Co za niespodzianka. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się radośnie. –
Usiądź – poklepałam miejsce obok siebie. – cieszę się. Cieszę, że jesteś gejem.
– powiedziałam z niepewnym uśmiechem. Szczepan tylko ujął moją dłoń w swoje i
zaczął gładzić kciukiem wnętrze jednej z nich. Oparłam głowę na jego ramieniu,
a on swoją na mojej. – Cholernie się cieszę, że jesteś gejem.
- Co za ulga! – wykrzyknął i klepnął
mnie w dłoń. – Już myślałem, że mnie potępisz i wezwiesz egzorcystę, tak jak
moja matka.
Co? Czy naprawdę jego matka tak się zachowała?
To okropne! Chciałam go o to spytać, ale nie zdążyłam bo nagle przed mną pojawiła
się Patrycja z szerokim uśmiechem. Hm, czyżby złapali Adama?
- Uprzedzam pytanie. Nie złapaliśmy
go. Przykro mi. – Mimo, że przyniosła złą wiadomość, to na jej twarzy nadal
widniał ten uśmiech. O co jej chodzi! – Szczepan – odwróciła głowę do mojego
towarzysza. – Czy miałbyś ochotę pomóc nam urządzić przyjęcie zaręczynowe dla
Janka i Amandy? – Aaaaa, o to jej chodzi. Spojrzałam na chłopaka siedzącego
obok mnie i spojrzałam na niego z nadzieją. Zgódź się, zgódź. Proszę!
- Czemu by nie! – odparł, a ja go
przytuliłam. On odwzajemnił uścisk i spojrzał krytycznie na Patrycję. – Ale nie
zamierzam pomagać Jankowi w ubraniu się. Może i jestem gejem, ale on mnie
zdecydowanie nie pociąga.
Wszyscy wybuchliśmy śmiechem i ruszyliśmy
urządzić najbardziej huczne przyjęcie, jakie świat widział!
***
Jestem największym idiotą na całym
bożym świecie! Moja Agnieszka, mój skarb cierpiał przeze mnie. Przez mnie
przezywała męczarnie! Nie wybaczę sobie tego. Nigdy. Nie pozwolę aby ona mi
wybaczyła. Nie chce tego. Nie chcę. Chce aby pamiętała zawsze to co jej
zrobiłem. Ile przez mnie wycierpiała. Dlatego nie pozwolę jej mi tego wybaczyć.
Nawet jeżeli miałbym tu umrzeć!
Po tym, jak Ala trafiła do nas Iga
nie mogła przestać się jej przyglądać, porównywać czy jest podobna do niej, czy
też do jej ojca. Daniel zaczął rozmyślać nad Zuzą, a ja… Ja myślałem tylko o
tym, jak się stąd wydostać i zabić Adama. To teraz były moje dwa główne cele. A
Eryk… Eryk zachowywał się tak jakby wcale go tu nie było. I to mnie najbardziej
dziwiło. Odkąd powiedziałem Adze, że to koniec nie było dnia, kiedy by mnie nie
poniżał. A dzisiaj? Dzisiaj ani razu nie odezwał się do mnie słowem. Było z nim
cos nie tak. Moje rozmyślania przerwał mi dźwięk czyichś kroków. Wszyscy
przybraliśmy pozy takie jak zazwyczaj, leżące. Zacząłem przysłuchiwać się dokładniej
odgłosom, które były coraz bliżej nas. Nagle rozległ się głośny śmiech, Adam. Szlag!
- Adam, nie możesz się pojawiać w
akademii! – powiedział jakiś chłopak. Co? Kto to? – Nie rozumiesz, że następnym
razem będziemy musieli cię złapać i skazać na śmierć?! Jesteś na tyle głupi?!
- Zamknij się, Olek! – syknął Adam. Olek…
Olek… Coś mi to mówiło. Kto to był… - Musiałem się tam pojawić aby przelać na
Agnieszkę zaklęcie miłosne! Przecież wiesz. Taki był plan. I jeżeli Daniel nie
pojawi się przy niej w ciągu dwóch dni, zaklęcie zacznie działać z podwojoną
siłą i za cztery dni Aga będzie moja. Doskonale o tym wiesz, bo jak się nie
mylę to ty wymyśliłeś to wszystko!
- Wiem, przecież! – odpowiedział Olek. W
jego głosie dało się słyszeć wątpliwości.
- A może ci się odwidziało? – spytał Adam
z nutka podejrzliwości brzmiącą w głosie. – Może twój instynkt opiekuńczy się odezwał
i odwidziało cię krzywdzenie Agi? Mam ci przypomnieć, że jak nie ona to Patrycja
i twoi rodzice?! Mam?! Mogę to wykonać w jednej sekundzie. Tylko jeden telefon
i załatwione!
- Nie… Nie musisz.
I już ich nie słyszałem. Nie wiedziałem
kto to taki ten Olek, ale musiał to być ktoś ważny dla Agi. A Aga dla niego.
Tylko, że jakby naprawdę tak było to on za żadne skarby by jej nie wydał.
Nigdy. Jestem pewien, że był białym i na sto procent w jego głowie także było zapisane
motto, które nakazuje chronić za wszelką cenę naszą najpotężniejszą. Ale on
złamał tą zasadę. Więc ja połamię go.
***
Poprzedniego wieczoru udekorowaliśmy ze
Szczepanem i Patrycją połowę akademii. Kiedy padaliśmy z nóg wyznaczyliśmy
służących, którzy mają dokończyć za nas, a kucharzy i kelnerzy wzięli się za
gotowanie i nakrywanie stołów. Przyjęcie było urządzone dla całej akademii i
wszystkich likantropów. W stołówce, która na ten wieczór zamieniła się w salę
bankietową, zmieści się trzy tysiące osób. Parkiet do tańczenia był na sali
gimnastycznej, piętro pod stołówką. Akademia zmieniła się w zamek, pełen gości.
Punkt osiemnasta zaproszeni zaczęli przybywać, a portierzy brali płaszcze,
zaprowadzali do sali bankietowej. Wszystko było idealne.
O osiemnastej piętnaście pojawiłam się
na schodach u boku Szczepana, Patrycji, Zuziu, Mai, Olka i Gustawa. Chłopcy
byli poubierani w przepiękne smokingi, które przybierały niebiesko – fioletowy połysk.
Ja i dziewczyny miałyśmy na sobie eleganckie, wieczorowe suknie. Patrycja
ubrała starą, średniowieczną suknię z bufiastymi rękawami, dekoltem w serce i
obfitą spódnicą. Całość miała niebiesko – czarny kolor. Jej włosy były upięte w
wysoki kok, a po obu stronach twarzy spadały małe fale. Zuzia ubrała długą,
szmaragdową, obcisłą suknię. Dekolt był głęboki, a na plecach widniało głębokie
wycięcie sięgające aż do rowka pośladków. Włosy miała rozpuszczona, tak że
kaskadą opadały na jej nagie plecy i ramiona. Maja zaś miała na sobie
delikatna, różową sukienkę. Góra była zdobiona prawdziwymi diamentami, a dół
był pełen tiulu. Włosy spięła w warkocz francuski, a na czubku głowy spoczywała
tiara. Wyglądała, jak księżniczka. A ja… Ja włożyłam długą, jedwabną, białą
suknię. Była ona na szerokich ramiączkach, na plecach miała łagodne wycięcie,
dekolt w serek, odsłaniający zaledwie mały skrawek piersi. Spódnica była
prosta, długa, układająca się delikatnie falbanami. Cały krój sukni był prosty,
łagodny. Nie miała ona żadnych zbędnych ozdobników. Włosy falami opadały na
ramiona. U stóp schodów podbiegł do nas jeden z pierwszaków i pstryknął
zdjęcie. Pomachał nam i odbiegł robić innym parom zdjęcia. Kiedy zeszliśmy ze
schodów Olek objął Patrycję w pasie i odciągnął ja od nas, Gustaw ujął pod
ramię Zuzę i Majkę, a Szczepan chwycił mnie za dłoń i poprowadził w kierunku
Janka i Amandy.
Już z daleka zaczęłam się przyglądać
przyszłej pannie młodej. Miała na sobie długą, bufiastą suknię, która wyglądem
przypominała suknię ślubną. Włosy miała spięte we wplatanego warkocza, który
nieznacznie zdążył się rozwalić. Wyglądała przepięknie. Nagle ktoś uścisnął moja
dłoń. Spojrzałam na Szczepana, jego wzrok mówił, że powinnam się przywitać.
Okej.
- Cześć Janku – zwróciłam się do pana
młodego i przyjrzałam się mu dokładnie. Miał lekko zmierzwione włosy i zarumienione
policzki. Jego smoking był szyty na miarę, miał kolor matowej czerni, a jego
koszula była nieskazitelnie biała. Wyglądał bosko. – Cześć Amando! – przyjrzałam
się i m obu. Wyglądali cudownie razem. Będzie z nich niezła para młoda.
- Witaj Aga! – krzyknęła Amanda i mnie
przytuliła. – Przepięknie wyglądasz! Twoja suknia jest cudowna. Kupisz mi taka
kochanie? – zwróciła się do Janka, ten nawet na nią nie spojrzał bo był zbyt
zajęty mordowanie wzrokiem Szczepana za to że obejmuje mnie w talii. Amanda przewróciła
oczami i z powrotem przeniosła uwagę na mnie. – Niesamowicie razem wyglądacie!
Ty i twój chłopak.
Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać.
Wiedziałam, że Szczepan też z chęcią wybuchł by śmiechem, ale wiedział jak się zachować
i odwrócił mnie, po czym podtrzymując, poprowadził w stronę sali bankietowej.
Czy zapomniałam wspomnieć, że wraz z Zuzą i Patrycją odrobinę wstawiłyśmy się
przed przyjściem tutaj? Mój towarzysz posadził mnie na jednym z krzeseł i kazał
mi poczekać na niego. Okej! Żyjąc we własnym, pijaczym świecie. Nagle ktoś się przede
mną pojawił. Musiałam się porządnie skupić aby dostrzec, że to Janek.
Przyglądał mi się badawczo, a na jego twarzy widniał wyraz niezadowolenia.
- Ten facet cie upił?! – syknął, a ja
nie za bardzo wiedziałam o co mu chodzi. – Agnieszka! Czy ten facet cie upił,
do jasnej cholery?!
- Szczepan? – spytałam, a on pokiwał
głową. – Nie… Co ty! Ja, Zuzia i Pati same się upiłyśmy bo szczerze mówiąc nie
uśmiechało się nam przyjście tu, także no…
- Aga… - mruknął i przyciągnął mnie do
siebie. Coś mi mówiło, że powinnam go odepchnąć, ale byłam za bardzo wstawiona
aby teraz się w to bawić. Dawno chciałam żeby on, albo Daniel mnie przytulił.
Od bardzo dawna. Nagle ktoś go oderwał ode mnie, a druga osoba chwyciła mnie za
brodę i spojrzała mi w oczy.
- Miałeś rację – usłyszałam głos Olka,
to on mnie trzymał. – Upiły się. I to porządnie. Trzeba je stąd wyprowadzić
zanim ktokolwiek zauważy.
Co? Chcą nas wyprowadzić? Nie, nie, nie!
Zabawa trwa w najlepsze! Już chciałam coś krzyknąć, ale ktoś niestety mnie
ubiegł. W całej akademii dało się słyszeć potworny krzyk. Od razu ruszyłam w
kierunku odgłosu, ale jak się okazało niezbyt sprawnie mi to poszło. Podniosłam
ramię i po chwili spoczęło na czyjejś szyi. Pognaliśmy w stronę, z której nadal
rozlegał się krzyk. Gdy tam się znaleźliśmy, musieliśmy dobrą chwilę się
przeciskać przez tłum. Gdy już nikt nam nie przeszkadzał stanęliśmy, jak wryci.
Na ziemi leżała Amanda z rozszarpanym gardłem, a nad nią na ścianie, jej krwią
było napisane: ,,Oddajcie nam Agnieszkę, a już nikt nie umrze!”