poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 29



Rozdział 29


Wiecie jak to jest, kiedy myślicie, że ktoś nie jest dla was ważny, ale tak naprawdę to jest nieprawda? Kiedy zdaje się wam, że dana osoba jest kimś zwyczajnym w waszym życiu, ale kiedy coś się z nią dzieje uświadamiacie sobie, że nie będziecie w stanie prowadzić normalnego życia bez niej? Właśnie tak czułam się, kiedy Maja powiedziała mi, że Ala nie żyje i leży zakrwawiona na korytarzu. Z początku nie chciało mi się w to wierzyć. No bo przecież to nie może być prawdą, co nie? Ale kiedy dziewczynka zaczęła mnie ciągnąć w kierunku z którego przybiegła dotarło do mnie, że to może jednak prawda. Za nami podążali moi przyjaciele na czele z babcią i Szczepanem. Nagle to wszystko wydawało się dziwnie nierealne. Po prostu to było cholernie głupie. Dlaczego akurat ludzie z mojego grona muszą umierać z dnia na dzień? Jesteśmy jacyś inni czy co? Oczywiście jest to pytanie retoryczne. Wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie to, że kiedy dotarliśmy na miejsce wskazane przez Maję tam nikogo nie było. Pytaliśmy się jej kilkakrotnie czy aby nie pomyliła korytarza, bo przecież w akademii o to nie trudno, ale jej zdaniem to było właśnie tu. Chcąc nie chcąc musieliśmy powiedzieć jej, że to niemożliwe aby Ala tu umarła bo nie ma żadnego śladu. Ani kropelki krwi, żadnego odoru śmierci w powietrzu. Nic. Było tu czysto, tak jak zawsze. Nagle ze skrzydła dziewcząt rozległ się przerażający krzyk. Bez namysłu ruszyłam w stronę odgłosu. Słyszałam, że moi przyjaciele biegną za mną. Wbiegając po schodach dołączył do mnie Szczepan z miną poważniejszą niż mogłoby się wydawać. Kiedy zatrzymaliśmy się przy pokoju z numerem pierwszym wszyscy umilkli nasłuchując kolejnego krzyku. Nic takiego się nie pojawiło. Dziwne. Mój towarzysz kiwnął głową w kierunku ostatnich drzwi na lewej ścianie. Zrozumiałam o co mu chodziło. To stamtąd rozległ się kolejny krzyk. Gdy ruszyłam powoli z mojego miejsca dwie duże, ciężkie i mocne dłonie zacisnęły się na moich obu nadgarstkach. Obróciłam głowę aby spojrzeć kto mnie zatrzymuje. Za prawą dłoń ściskał mnie Olek, a za lewą Janek. Teraz im wzięło się za opiekuńczość?! Wyrwałam z ich uścisków ręce, podniosłam wyzywająco brodę i posłałam im nienawistne spojrzenie, które miało przesłać tylko jedno słowo: ,,Pieprzcie się!”. Widziałam w ich oczach troskę pomieszaną z bólem, ale wiedziałam, że Szczepan czeka aż zdecyduję się czy idę z nim odkryć prawdę. Oczywiście, że idę nawet jeśli miałabym zginąć. Takie jest już moje przeznaczenie. Przeniosłam z powrotem wzrok na ostatnie drzwi po lewej, po czym powoli spojrzałam na chłopca po mojej prawej. Był gotowy i czekał tylko, aż dam mu znać, że jestem gotowa. Pokiwałam powoli głową, a on doskonale rozumiejąc, że już czas schwycił mnie za dłoń i powoli ruszył w stronę drzwi z numerem sześć. Kiedy znaleźliśmy się już wystarczająco blisko puścił moją rękę i spojrzał wyczekująco. Chciał abym to ja otworzyła drzwi i weszła pierwsza. Kiedy kiwnęłam głową poczułam, że Olek i Janek zaczynają wariować wiedząc co chcę zrobić i wydawało mi się, że w żadnym wypadku im to nie pasowało. Trudno się mówi. Przywarłam do ściany i ruszyłam powoli do drzwi. Kiedy znalazłam się już prawie na nich sięgnęłam po klamkę. Z ręką na niej spojrzałam na Szczepana i poczekałam, aż da znak abym nacisnęła. On zaś spojrzał na zebranych przy schodach i uśmiechnął się smutno do babci. Nie rozumiałam tego gestu. Nim porządnie zdążyłam się zastanowić o co mu chodzi ktoś wyrwał mi klamkę z dłoni. Po chwili się zorientowałam, że ktoś z wewnątrz pokoju to zrobił. Szybko doskoczyłam do drzwi i wparowałam do środka pokoju. Ujrzałam tam kogoś kogo pod żadnym pozorem nie powinno tam być. Adam.

***


Ile my tu tak właściwie leżymy? Miesiąc? Dwa? Trzy? Nie chcę pytać o to Dylana bo znam jego odpowiedź: ,,Nie mam bladego pojęcia i tak się składa, że mam to w dupie!”. Doskonale wiedziałem, że mój brat nie przejmuje się rozłąką z Zuzą ani z kimkolwiek innym. Nie przejmował się też tym, że najwyraźniej nikt nie zamierza nas uratować. Nawet Agnieszka przestała się pojawiać w ciele Igi! To było po prostu, jednym wielkim szaleństwem! Odkąd ich tu wsadzono każdy tylko mówił o Adze. Aga to, Aga tamto. Adam i jego ojciec smęcili tylko o tym, że jak się okazało ona jest najpotężniejsza i będzie trudniejszym orzechem do schrupania niż im się zdawało i cały czas chcieli z nas wyciągnąć wiedze o jej słabościach. Oczywiście nikt nie śmiał się im o nich opowiedzieć, bo uczono nas od małego, że najpotężniejszą z rodu trzeba chronić nawet jeżeli mielibyśmy za nią umrzeć. Takie cholerne motto jest w stanie wiele zasiać w naszych mózgownicach. Tylko szkoda, że nie ma żadnego motta, które miałoby pomóc nam oswoić się z myślą, że twoja ukochana całowała się z jakimś zapchlonym kundlem, który z pewnością nie traktuje jej z należytym szacunkiem. Po tym, kiedy Aga odwiedziła nas ostatni razem i kiedy dowiedziałem się, że całowała się z jakimś Jankiem byłem załamany. Wiem, że to ja użyłem tych słów… Ale nie wiedziałem, że będę ich aż tak żałować. Cały czas w głowie słyszałem jej śmiech, widziałem jej piękne jadeitowo – szmaragdowe oczy i te piękne blade usta, które są niewyobrażalnie miękkie. Tak mi brakowało jej odwiedzin. Brakowało mi jej. Brakowało mi samego faktu, że ona chce ze mną porozmawiać. Już nawet nie byłem na nią zły, że mnie zdradziła. Nie, nie byłem. Po prostu kiedy ona to powiedziała chciałem aby szybko krzyknęła, że żartuje i że mnie cholernie kocha, ale wyczuwałem w jej myślach, że to co mówi to szczera prawda i że bardzo jej żałuje. Ale wtedy nie myślałem trzeźwo. Chciałem aby pożałowała tego co zrobiła i wypowiedziałem te cholerne, przeklęte słowa! Byłem największym idiotą na całym bożym świecie! Nie dość, że na pewno ją zraniłem to jeszcze jej ojciec traktuje mnie, jak śmiecia. I doskonale wiem, że na to zasługuję. Wiem, że wszystko na co  teraz zasługuje to, to co najgorsze. I chociaż bardzo chciałbym to odwołać to nie mam jak. Wiedziałem, że Aga teraz chwilę pocierpi, ale prędzej czy później zapomni o mnie i o tym co nas łączyło. Wiedziałem to bo znałem na tyle dobrze Agnieszkę, żeby wiedzieć że jest cholernie silna i że nie pozwoli siebie ranić. Nie ona. Jedyne co mi pozostało to wspominanie wspólnych chwil spędzonych razem z nią. Z moja królewną. Z moim szczęściem. Z wszystkim co było dobre w moim życiu.
- Daniel, idioto – usłyszałem schrypnięty głos mojego brata bliźniaka, był przerażający. – Iga coś od dobrej chwili do ciebie mówi, a ty ją bezczelnie ignorujesz!
Nie mam pojęcia od kiedy mój brat zrobił się taki posłuszny, ale chyba niezbyt będzie to do niego pasować.
- Co? –spytałem nieobecnym głosem. – Przepraszam Iga…
- Nie masz za co… - Iga jedyna mnie rozumiała. No prawie. – Pytałam się o czym myślisz?
Niestety nie dostałem szansy aby jej odpowiedzieć bo drzwi magazynu, w którym się znajdowaliśmy otworzyły się i stanął w nich wysoki, umięśniony mężczyzna z czarnym golfie i czarnych, wełnianych spodniach. Odwrócił się i podniósł coś z ziemi, niezbyt delikatnie. To coś okazało się osobą i stawiało opór, kiedy ochroniarz wnosił je do magazynu. Mężczyzna walnął niesionego w brzuch i rzucił w moje nogi. Przyjrzał się nam, skrzywił usta w grymasie i popędził do drzwi, po czym z hukiem je zamknął. Jest plus: zapomniał zgasić światło. Odczekaliśmy kilka długich chwil i postanowiliśmy sprawdzić kogo tu znowu przywlekli. Pochyliłem się i zdjąłem przybyszowi worek z głowy. Okazało się, że była to dziewczyna o gęstych, brązowych włosach. Odgarnąłem je i po prostu mnie zatkało. Przywlekli tu Alicję… Córkę Igi… Niemożliwe. Nie ona… Nie, nie, nie. Sprawdziłem puls, jest. Spojrzałem na Dylana. Nie musiałem nic mówić, on zrozumiał. Pochylił się w kierunku Igi, a ta zakryła usta ręką, w jej oczach pojawiły się łzy. Nagle Ala ruszyła się i chciała krzyknąć, ale zakryłem jej usta. Pokręciłem głową na znak aby się przymknęła. Kiedy mnie zauważyła w jej oczach pojawiło się zdziwienie i rzuciła mi się na szyję. Przytuliłem ją ze wszystkich sił. Szczęście, że żyła.
- Ala – zacząłem cicho z głową w jej włosach. Odsunąłem ją od siebie. – Ala, posłuchaj mnie! Co tu robisz?
Dziewczyna rozejrzała się, a jej wzrok zatrzymał się na Idze. Nie miałem pojęcia czy ją rozpoznaje, ale coś mi mówiło, że tak. Z jej ust wyrwało się krótkie słowo: ,,Mamuś…” Iga pokiwała głową. Widziałem w jej oczach szczęście i ból, że ona tu jest. Doskonale ją rozumiałem. Nagle zapragnąłem wiedzieć co u Agnieszki.
- Alicja – powiedziałem z bólem w głosie. – Jak Agnieszka zniosła nasze zerwanie?
Widziałem krytyczne spojrzenie Dylana i karcące westchnienie Eryka. Miałem to gdzieś. Chciałem wiedzieć co jest z Agą.
- Aga… Wy zerwaliście? – spytała z zdziwieniem. – Była zrozpaczona. Płakała, rzucała się, biła i zwariowała. Naprawdę. Jesteś dupkiem, że ją rzuciłeś. Ona prawie umarła!  

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 28

Hej, witam, dobry wieczór! Chciałabym wam ogromnie podziękować za te ponad 4000 wyświetleń! Naprawdę jestem pod wielkim wrażeniem, że już tyle odsłon! Jestem wam bardzo, ale to bardzo wdzięczna i mam nadzieję, że podoba się wam mój blog  i no po prostu... Dziękuję!!! Jesteście najlepsi! 

***


Rozdział 28



- Czy ja dobrze usłyszałam? – spytałam drwiącym głosem. – Czy ty – zwróciłam się do Janka. – powiedziałeś, że bierzesz za miesiąc ślub?

Janek nie odpowiedział tylko kiwnął głową. Aha? I ciekawe kiedy zamierzał mi to powiedzieć. Janek jęknął, tak jakby usłyszał moją myśl, ale możliwość kolejna, że się domyślił o czym teraz myślę.

- Aga – zaczął ze skruchą w głosie. – Chciałem ci powiedzieć w odpowiednim momencie…

- Jak widzę nie śpieszyło ci się aby go znaleźć! – krzyknęłam, zaśmiałam się ironicznie i rozejrzałam się po zebranych wokół nas gapiów. – No co? Radujmy się! Janek się żeni! – odwróciłam się w stronę babci. – Babciu, musimy urządzić przyjęcie! Tak!!! Będzie muzyka, alkohol, tańce i dobre towarzystwo. Co ty na to?

Babcia spojrzała pytająco na Janka, on zaś niezauważalnie pokręcił głową. Jednak staruszka zrozumiała moją wypowiedź i pokiwała radośnie głową.

- Dobrze, zgadzam się! – powiedziała z uśmiechem skierowanym do Janka, który miał przekazać mu wiadomość: ,,Nie odmówię jej, bo sama by mnie zmusiła”. Ha, wcale nie. – Okej tylko trzeba pogonić personel i zaplanować co gdzie i jak… - przekrzywiła głowę i puściłam oczko do mnie i do Patrycji. – Dziewczyny, kochane moje… Zajmiecie się tym? Powiedzcie tylko co chcecie aby tam było, a będzie. Żadnych limitów co do kosztów!

Patka uśmiechnęła się i podchodząc do mnie trąciła ramieniem Amandę, ta zaś tylko się zaśmiała i strzepnęła nieistniejący pyłek z ramion. Okej. Kiedy moja przyjaciółka dotarła do mnie ujęła mnie za dłoń i wyszczerzyła się do mojej babci. Babcia tylko lekko się zaśmiała i pokręciła głową z niedowierzaniem. Wskazała niemym ruchem na Janka i uniosła jedną brew. Że mam z nim porozmawiać? W jego snach. Pokręciłam głową na znak, że nici z jej planów, a ona westchnęła ciężko.

- No dobrze! – powiedziała babcia tak, że jej głos odbił się echem od ścian. To był głos władcy, kogoś kto wie co jest dobre, a co złe dla ludzi. Kogoś z kim nawet nie warto dyskutować bo i tak pisana jest przegrana. To był ktoś z kim nie warto zadzierać i przed kim ma się ogromny szacunek. – Nie zebraliśmy się tu po to aby Janek ogłosił nam, że zamierza się żenić. Jesteśmy tu w innym, ważniejszym dla nas celu – rozejrzała się po wszystkich zebranych i uniosła brodę. – Jesteśmy tu po to aby uzgodnić nasze poczynania dotyczące odbicia naszych z rąk czarnych. – Rozległy się pomruki. Babcia nawet nie musiała krzyczeć, że ma być cicho, wystarczyło, że spojrzała. Wow. – Tak więc, zapraszam wszystkich do środka – pokazała na drzwi biblioteki. – Raz, raz! Są rozstawione krzesła niech każdy usiądzie na jednym!

Grupka ludzi, która niewiadomo skąd się wzięła, ruszyła ku drzwiom. Co rusz, ktoś z nich przyglądał się mi z zaciekawieniem. Ja tylko unosiłam wysoko brodę i uśmiechałam się do nich. Kiedy wszyscy już weszli babcia skinieniem głowy pokazała, że mamy zrobić to samo. Ja ruszyłam jako pierwsza i pociągnęłam za sobą Patrycję, która nadal trzymała mnie za rękę. Gdy wparowaliśmy do pomieszczenia naszym oczom ukazały się spalone regały, przypalone, wielkie biurko i szeregi krzeseł zajętych przez społeczność akademii. Dla nas były przygotowane miejsca na podwyższeniu. Skierowałam się w stronę czterech schodków. Przemierzyłam je prawie biegiem. Kiedy stanęłam obok pierwszego fotela zauważyłam, że za rzędem siedzeń klęczy jakiś chłopak. Puściłam dłoń Patki i podeszłam do nieznajomego, po czy uklękłam obok niego.

- Cześć – szepnęłam, a chłopak wzdrygnął się przerażony. – Hej, spokojnie już nie gryzę.

Nieznajomy się uśmiechnął i wrócił do gmerania przy jednym z foteli, środkowym.

- Co robisz? – spytałam, a chłopak lekko się odsunął i moim oczom ukazała się otworzona klapa, w której znajdowały się przeróżne kabelki. – Po co to?

- Tu będzie siedzieć twoja babka – powiedział i uśmiechnął się do mnie wszystkowiedząco. – w zagłówku fotela są dwa mikrofony, które mają służyć twojej babci. – pokazał dwa czerwone kabelki, a później chwycił za splot zielonych, żółtych i niebieskich. – Te odpowiadają za obrazy, które będą się pojawiać na ekranie za nami – kiedy zobaczył moje zdziwione spojrzenie zaśmiał się cicho. – W jednej z rączek jest przymontowany panel sterujący. Twoja babka ma go opanowane do perfekcji.

Mój towarzysz uśmiechnął się do mnie, po czym szybko schwycił za dłoń i podciągnął do góry. Byłam w szoku. Przez chwilę nie mogłam się domyśleć gdzie jestem, ale po króciutkiej chwili doszłam do poprawnego wniosku. Chłopaczyna wyciągnął do mnie dłoń, a na jego twarzy widniał szeroki uśmiech.

- Cześć! – powiedział już normalnym głosem. – Mam na imię Szczepan, a ty to nasza słynna Agnieszka? – spytał, ale nie czekał na odpowiedź. Doskonale o tym wiedział. – Wiesz, większość się ciebie boi, ale dla mnie jesteś najnormalniejszą dziewczyną na świecie – zawahał się na chwilę. – No oczywiście pomijając twoje pochodzenie i to kim niedługo się staniesz. Tak to jesteś normalna. W oczywiście dobrym sensie.

Tego mi brakowało. Takiego optymizmu, który niewiadomo skąd się bierze. Szczepan był czymś takim. Postanowiłam się z nim zaprzyjaźnić.

- Nie chcę cię poganiać – zaczął i kiwnął głową na zebranych. – Ale oni najwyraźniej czekają na ciebie!

Zaśmiałam się zażenowana i ruszyłam z powrotem do foteli. Szczepan podążył za mną. Moje miejsce było po lewej stronie babci, a obok mnie siedział Janek. Niech go diabli wezmą. Mój nowy znajomy pochylił się nad babcią i szepnął jej coś do ucha, a ona z uśmiechem zadowolenia poklepała go po dłoni i odesłała na krzesełka. Po tym odwróciłam głowę do mnie i spojrzeniem spytała mnie czy jestem gotowa. Kiwnęłam głową i poczułam metaliczny smak w ustach. Czas zaczynać.

- Witam was wszystkich! – zaczęła babcia. Chociaż wcale nie krzyczała było ją słychać w calusieńkiej bibliotece. – Wiedzcie, że skoro się tu znaleźliście to należycie do tak zwanej elity. Będziecie uczestniczyć w najważniejszych wydarzeniach w historii naszej akademii. – Władczy głos babki rozległ się, a niektórzy z zebranych podnieśli brody z zadowoleniem, że dyrektorka szkoły nazwała ich wybranymi. – Niestety, śmiem sądzić, że niektórzy z was w walce o nasze dobro ucierpią, a może nawet umrą. – Rozległy się szmery wśród zebranych, ale babcia uciszyła je jednym skinieniem dłoni. – Nie martwcie się. Dołożę wszelkich starań aby było, jak najmniej ofiar. Może zacznę od tematu, który jest niezwykle delikatny. Czarni czarodzieje mają w swoich rękach niezwykle ważne dla nas osoby – babka kliknęła coś i na ekranie za nami i przed nami pojawiły się zdjęcia Igi, taty i bliźniaków. – nie widzę powodu, dla którego miałabym ukrywać przed wami ich tożsamość. Więźniami są: moja córka Iga Carr, mąż mojej drugiej córki Eryk Zalewski i dwóch braci, których zapewne bardzo dobrze znacie Daniel i Dylan Moon. Może was zastanawiać skąd oni się tam wzięli… Nasz bardzo zaufany uczeń okazał się jednym z czarnych. Był nim Adam Kiedrowski. – Wśród zebranych, aż wrzało i babci nie było już tak łatwo ich uspokoić. – Spokojnie! Wiem, że był dla nas przyjacielem, chłopakiem, kolegą. Ale no cóż! Wszystkich nas wykiwał.

Gdzieś wśród zebranych, ktoś krzyknął słowa: ,,A jak mógł nas tak oszukać?” i babci odebrało mowę. Postanowiłam, że ja coś teraz powiem.

- Niestety nie wiemy tego jeszcze! – krzyknęłam, żeby wszyscy mnie usłyszeli. – Ale nie w tym jest całe sedno sprawy! Tu nie chodzi o niego, tylko o wojnę, którą już wystarczająco długo nasz ród prowadzi z czarnymi. Czas ją zakończyć! Musze was poprosić o to abyście stanęli w obronie wszystkiego co jest dobre na tym świecie!

Wszyscy wykrzyknęli równo słowa: ,,Tak, będziemy walczyć!”, a babcia spojrzała pierw na mnie, a później na nich ze smutkiem.

- Cieszę się, że tak się palicie do ochrony, ale muszę was trochę zasmucić! Czarni są o wiele od nas silniejsi. Moja potężne wojsko, które jest świetnie wyszkolone! A my, no cóż nie będę tego ukrywała, a my nie mamy nic oprócz naszych nadzwyczajnych umiejętności magicznych. – babcia przerwała, a ktoś krzyknął, że mamy przecież likantropy. – Tak, mamy – zgodziła się babcia. – lecz oni tez mają rodziny i nie możemy wymagać od nich, że sprzymierzą się z nami i będą walczyć w wojnie gdzie wielu ucierpi. Nie możemy tego od nich wymagać bo to nie w porządku. – Przerwała aby nabrać powietrza i jeden z chłopców siedzących całkiem z tyłu podniósł się i pokazał na Janka krzycząc, żeby on się o tym wypowiedział. Wszyscy spojrzeli na likantropa.

- No co tak patrzycie? – spytał się zbyt cicho aby ktoś go usłyszał. Nagle niewiadomo skąd pojawił się Szczepan i podał mu mikrofon. – Cześć, to ja Janek. Słuchajcie my, likantropy, pomożemy wam w każdej sytuacji. – powiedział i wszyscy zaczęli klaskać i przybijać sobie piątki, ale uciszyło ich chrząknięcie babci. – Ale nie mogę wam zdeklarować, że mój rodzaj będzie chciał poświęcić swoje życie aby uratować waszych… Przykro mi.

Nikt się nie odezwał. Była kompletna cisza. Nie, tak nie może być. Wyrwałam Jankowi mikrofon, przy czym musnęłam jego dłoń.

- Serio? – krzyknęłam przez co rozległ się pisk i wszyscy zakryli uszy. Ups. – Co jest z wami? – dodałam już nieco ciszej. – Że teraz będzie foch, bo ktoś nie ma zamiaru umierać za nas? Nie no wy tak naprawdę, czy tylko żartujecie? – rozejrzałam się po zebranych i uniosłam jedną brew. – Gratuluję! Właśnie zostaliście najbardziej samolubną grupą roku! – wiedziałam, że te słowa ich skrępują i byłam z siebie dumna. – Tak więc Janek obieca nam, że porozmawia ze swoimi i powie nam jak to będzie. Zgoda? – Tłum z niechęcią pokiwał głowami, a ja uśmiechnęłam się. – No to oddaję głos babci.

- Dziękuje, kochanie – odparła staruszka. Rozejrzała się po zebranych i westchnęła ciężko.     – Czekają nas naprawdę trudne miesiące i chciałabym was prosić o to, żebyście to wytrzymali. Nie bójcie się, że ktoś ucierpi. Zaczynami ćwiczenia samoobrony od następnego poniedziałku. Cała szkoła zaczyna.

Nagle do pokoju ni z gruszki, ni z pietruszki wbiegła przerażona, zapłakana Maja. Miała dłonie we krwi. Zerwałam się z fotela i podbiegłam do niej.

- Ttttaaam – zaczęła zszokowana dziewczynka. – Aga, tam na korytarz… Tam, leży…

- Maja! Kto leży!

- Tam leży Ala! – szepnęła i zakryła dłońmi usta. – Onnaa… Ona nie żyje!

wtorek, 14 lipca 2015

Ten post jest trochę inny!



Ten jeden post,
trochę inny!


               
Cześć, witam! Myślę, że wielu z was mnie zlinczuje, jak przeczyta ten post, no ale co ja mogę? A więc tak na wstępie, wiem że mój blog to jest książka pisana przeze mnie, ale to nie znaczy, że nie mogę tu poruszać pewnych, ważnych dla mnie tematów. Otóż, wypowiem się o sprawie, o której zapewne każdy z was słyszał. Dominik Szymański. Chłopak, który się zabił z powodu ludzi w szkole. Wiem, wiem już prawie każdy wypowiedział się w tej sprawie i większość ma tego dość, ale ja bym chciała coś podkreślić w tej całej sprawie, coś czego niektórzy zapomnieli. Ale to zaraz.

Odkąd media nagłośniły samobójstwo Dominika zrobił się chaos na całą Polskę. Po pierwsze: Dlaczego nagłośnili to dopiero miesiąc, powtarzam miesiąc, po jego śmierci? Dlaczego nie uwzględnili wszystkiego co się teraz dzieje? To pierwsza sprawa. Po drugie: Czy oni oszaleli? Czy Dominik, już nawet jak nie żyje nie może mieć spokoju? Czy ludzie z jego szkoły są tak, za przeproszeniem, pojebani, że nawet po jego tragicznej śmierci muszą robić z niego, kogoś kim nigdy nie był? A po trzecie i ostatnie: Dlaczego niektórzy z nas nawet po tej tragedii uważają, że Dominik był nic niewartym idiotą?

To są trzy sprawy, które mnie nurtują, ale nie będę ich rozgrzebywała, bo to i tak nie ma sensu. Nie będę pisała, jaki to Dominik był wspaniały, cudowny, delikatny, wrażliwy itp. bo ja go przecież nie znałam. I nie będę, tak jak ta reszta społeczeństwa opowiadała o nim niestworzone rzeczy. Bo co ja mogę wiedzieć? Wiem tylko to, że z jednej strony rozumiem Dominika, ale z drugiej trochę mi go żal. Żal mi tego, że brakowało mu tej odwagi. Odwagi, pewności siebie, która w jego sytuacji była niezbędna. Rozumiem go, że chciał się zabić z powodu tych  wszystkich oszczerstw na jego temat. To było okropne, jak bardzo ludzie mieli mu za złe, to jak się ubierał, to jak był uczesany, ten jeden głupi fakt, że dbał o siebie. Ja go rozumiem i jego decyzje także. Ale nie rozumiem ludzi. Szkoły. Jego otoczenia. Nie rozumiem, dlaczego chłopcy, dresy, z jego szkoły traktowali go, jak defekt fabryczny ludzkości. Naprawdę nie mogę pojąć, dlaczego wyzywali go tylko z powodu ubrań. Ubrań, na które jego mama zarabiała w pocie czoła, żeby nie czuł się inny od swoich rówieśników. I co się okazało? Okazało się, że gimbusy wyzywały go z powodu jego ubrań, które nosi każdy z nas! To jest żałosne! Wyzywali go bo nosił modne ubrania! Sama z doświadczenia wiem, że wyzywają też z powodu niemodnych ubrań. Więc, gdzie się podziała, jakakolwiek logika w całym zachowaniu tych idiotów? Modnie ubrany z biedniejszej rodziny = odmieniec, do kosza z nim. Źle ubrany z biedniejszej rodziny = odmieniec, do kosza z nim. Czy w naszym społeczeństwie liczy się tylko fakt z jakiej rodziny pochodzimy? Jeżeli tak to ja wysiadam…

Kolejnym tematem, który moim zdaniem trzeba poruszyć, jest to, że szkoła nic nie zrobiła pomimo zgłoszeń matki. To już nie świadczy o dzieciach, które uczą się w tej szkole tylko o dorosłych! Dorosłych, którzy tylko wzruszyli ramionami i przysłowiowo powiedzieli: ,,Radźcie sobie sami. To nie nasz problem.”! No po prostu gdzie są porządni ludzie?! I jak teraz rodzic, który martwi się o swoje dziecko, który je kocha bezgranicznie, jak taki rodzic ma wysłać swoją pociechę do gimnazjum? Ja wiem, w szkołach po podstawówce, szczególnie w gimnazjum, wyprawia się coraz to gorsze rzeczy, ale nauczyciele, wychowawcy, personel nie powinni być obojętni na czyjeś cierpienie w takiej placówce! To jest skandaliczne! Tacy ludzie nie powinni pracować w ośrodkach edukacyjnych.

Okej, Dominik, Dominikiem. Wiem, tragedią jest to, że się zabił, ale spójrzmy prawdzie w oczy. Nie on pierwszy, nie on ostatni. Owszem, szkoda mi go i jakbym wiedziała wcześniej o jego problemach szukałabym wiele sposobów, aby mu pomóc, dać wsparcie, bo ja je sama kiedyś otrzymałam i teraz dążę do tego aby każdy otrzymał je z moich rąk. Ale już dość. Na początku napisałam, że poruszę temat, o którym wszyscy zapomnieli. Tolerancja! Coś czego powoli brakuje w naszym społeczeństwie! U dzieci, nastolatków, młodzieży brak tolerancji! I wszyscy są pewni, że to przez ten demoralizujący Internet! Internet to zło! Śmiechu warte! Oczywiście, Internet robi swoje, ale zastanówmy się przez chwilę… Skąd młodzi ludzie biorą uprzedzenie do ludzi o innym wyglądzie, innej wierze i innych przyzwyczajeniach. Od rodziców! Dzieci słyszą, jak rodzice rozmawiają o ludziach i mówią o nich złe rzeczy. Tak, jak ktoś kiedyś powiedział: Nikt rasistą się nie rodzi.  I chciałabym zwrócić się do was wszystkich w wielkim zaufaniu. Nie pozwólcie aby rasiści zawładnęli naszą ziemią! Nawołujcie do tolerancji! Proszę!

Moim ostatnim tematem na dzisiaj jest samobójstwo. Coś o czym teraz się cholernie dużo słyszy i coś co jest popełniane najczęściej przez młodych ludzi. Dlaczego? Nie, nie tylko przez Internet. Przez ludzi, którzy nie zauważają, że nic już nie jest w porządku. Że życie straciło jakąkolwiek barwę. Proszę was, do diabła zatrzymajcie się na chwilę i pomyślcie do czego zmierza wszechświat! Proszę! To nie boli, a możliwe, że zmieni świat!

Więc na koniec, wracając do Dominika i jego śmierci. Kiedy widzisz, że komuś dzieje się krzywda, kogoś wyśmiewają, szydzą z niego, robią mu okropne, obrzydliwe żarty nie stój obojętnie obok tego! Nie przyłączaj się do tego! Nie pozwól na to aby kolejny nastolatek zaznał tego okropnego świata! To mój apel do was wszystkich, ludzi, którzy czytają mojego bloga! Nie pozwólcie na to aby świat zszedł na psy, bo równocześnie on ciągnie nas za sobą! Proszę!

Na koniec chciałabym złożyć kondolencje mamie, rodzinie i przyjaciołom Dominika. I wszystkim, którzy kiedyś kogoś w taki sposób stracili.

Mam nadzieję że to, prawie, 3700 wyświetleń da radę rozesłać to do ludzi! I że trafi to do rodziny Dominika i nie tylko. Po prostu jeżeli uważasz, że to ma jakieś znaczenie udostępnij ten post aby trafił do jak największej liczby ludzi i coś im przekazał!

Dziękuję za uwagę! Opinie wyrażajcie w komentarzach. Miłego lata!