Rozdział 16.
Każdy z nas ma jakąś moc. Każdy.
Jedni nie zauważają jej, drudzy chwalą się nią na prawo i na lewo. Ale czy jest
ktoś kto nigdy nie zostanie obdarowany mocą, o której marzą wszyscy? Może jest,
ale nikt jeszcze kogoś takiego nie odkrył. Jedni odnajdują swój dar w
dzieciństwie, inni kiedy jest im naprawdę źle, a jeszcze kolejni dopiero na
późne lata. Lecz tak naprawdę w każdym z nas drzemie coś czego nikt nie
zrozumie oprócz nas. A jedną z mocy jest cos czego niektórzy nie chcą w swoim
życiu, a niektórym bardzo tego brak. Miłość. Miłość jest czymś czego nie brak
nikomu. Do niektórych przychodzi wcześnie, do niektórych późno, a jeszcze do
innych przychodzi i zostaje odpędzona. Ale zawsze jest. Mnie miłość odwiedza
tylko w snach i marzeniach. A jeżeli myślę, że już przyszła, to właśnie ona, to
rzeczywistość wylewa na mnie kubeł zimnej wody i uświadamia, że ja miłość ni
zaznałam i że nie jest mi dane walczyć o to.
Po wybuchu okien nic już nie było
takie jak powinno. Daniel się ode mnie odwrócił, tłumaczył się tym, że potrzebuje
czasu. To mu go dałam. Maja nie rozmawiała ze mną. Wiedziałam od Zuzi, że się
mnie boi i że moja babcia pozwoliła jej zaniedbać swoje obowiązki. Tak naprawdę
został przy mnie tylko Olek. Zuza sama nie wiedziała, czy jestem coś warta.
Moje życie od, kiedy przeprowadziłam się do akademii zmieniło się o trzysta sześćdziesiąt
stopni. Kolejne tygodnie mijały mi co dziennie tak samo. Szkoła, biblioteka,
spotkanie z Olkiem i nauka. Tak co dzień. Z wszystkimi mijałam się w korytarzach,
na dziedzińcu tak jak byśmy wcale się nie znali. Przyzwyczaiłam się do tego. Była
to moja rutyna, której się trzymałam. Czułam się jak na karuzeli, które kiedy
tylko się wychylę wyrzuci mnie na piach. Przystałam na warunki, które postawiło
mi życie.
Jak co dzień po szkole poszłam do
biblioteki. Edmund nigdy nie zadawał pytań i mogłam się spokojnie schować
pomiędzy regałami i myśleć. Kiedy zapragnęłam rozmawiać on magicznym sposobem
stawał przede mną. Zawsze miał uśmiech na wargach i kubek gorącej czekolady w
prawej dłoni. Nigdy nie pozwalał mi być samej, kiedy cała się sypałam. Tego
dnia jednak drzwi nie czekały otwarte. Nie. Były zamknięte, a przecież wiedziałam,
że Edmund nigdy ich nie zamykał. No po prostu nigdy. Jeżeli coś tam się działo
nie mogłam wejść tą drogą, bo wrota okropnie skrzeczą, kiedy się je otwiera. Na
szczęście spędziłam w bibliotece tyle dni, że wiedziałam którędy można wejść zupełnie
niezauważonym. Okręciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku wyjścia z budynku.
Byłam zdenerwowana co wiązało się z liczeniem kroków. 12… 13… 14… Kiedy znalazłam się na tyłach budynku wspięłam się po
schodach pożarowych. 56… 57… 58… Znalazłam
się przed drzwiami. Przekręciłam klamkę. Proszę tylko się otwórzcie. Rozległo się
ciche kliknięcie i drzwi otworzyły się. Nie zwlekając ani minuty przeszłam
przez próg i znalazłam się w ciemnym pomieszczeniu. Wyjęłam z kieszeni
spódniczki telefon i zaczęłam nim sobie oświetlać drogę. Oczywiście mogłam włączyć
światło, ale była możliwość, że ktoś mnie zauważy. W oddali było widać
poświatę. Okej, jestem już prawie na miejscu. Ruszyłam szybszym krokiem,
chowając komórkę do kieszeni. 120… 121…
122… Po chwili znalazłam się za jednym z regałów. Tylko ja i Edmund wiedzieliśmy,
że jeśli wyciągnie się jedną z książek ma się wgląd na centralny środek
biblioteki. Zauważyłam kilka postaci. Cholera! Nie widzę zbyt dobrze, a co ze
słuchem to już nie wspomnę. Jak to było… Jak to było… Wiem!
- Vista y audición
afilar quiero! – wymówiłam zaklęcie, które znaczyć miało: ,,Wzrok i słuch
wyostrzyć chcę!” Zawsze działało niezawodnie.
Teraz widziałam i słyszałam bardzo
dobrze. Na dole był Edmund, Daniel, Dylan, tato, Iga i babcia. Nic nie mówili
tylko patrzeli na siebie. O co tu chodzi? Zza jednego z regałów wyłoniła się
jakaś postać. Kiedy się dokładniej przyjrzałam zobaczyłam Adama. Niósł w rękach
jakąś księgę. Spojrzałam na okładkę: ,,Czarna
magia”, co? Adam kiwnął na Daniela, a ten wziął księgę i rozłożył ją tak
aby była skierowana przodem do Adama. Reszta towarzystwa rozstawiła się wokół
nich, Adam zaczął wymawiać słowa w języku, którego nie rozumiałam. Kiedy
skończył nic nie było takie same. Iga i tato zmienili się w jakiś obskurnych
kolesi, babcia i Edmund leżeli nieprzytomni na ziemi, a bliźniacy z Adamem zniknęli.
Faceci w za ciasnych podkoszulkach spojrzeli na bibliotekarza i babcię,
wzruszyli ramionami po czym wyszli. Odczekałam minutę i pognałam w kierunku wyjścia.
W mgnieniu oka znalazłam się z powrotem w budynku. Wbiegłam przez, już otwarte,
drzwi do biblioteki i uklęknęłam koło babci. Oddychała. Spojrzałam na Edmunda,
z pod jego głową tworzyła się coraz większa, szkarłatna plama. Jasna cholera!
Drżącymi dłońmi wyjęłam telefon z kieszeni, wybrałam numer Zuzi i wysłałam jej
wiadomość: ,,Zuza, ratuj mnie! Znaczy nie
mnie tylko Edmunda i moją babcie. Sprowadź pomoc do biblioteki. Szybko!” wysłałam
i odrzuciłam urządzenie w bok. Podpełzłam do Edmunda. Pochyliłam się nad nim i sprawdziłam
czy oddycha. Nie. Nie oddychał. Nie wiem, kiedy zaczęłam płakać. To było…
Dziwne. Nie wiedziałam co robić. Położyłam
się obok niego, i przytuliłam twarz do jego ramienia.
- Nie zostawiaj mnie Edmundzie…
***
Edmund umarł. Babcia miała leżeć w
szpitalu, ale powiedziała, że za dużo się dzieje aby ona teraz odpoczywała.
Daniel i Dylan… Zniknęli. Jak się okazało tato i Iga to nie byli oni. Ostatnie
zachowanie Daniela babcia wytłumaczyła tak, że najnormalniej w świecie był opętany
przez jakiegoś demona. Ja nawet nie wiedziałam, że coś takiego jest możliwe.
Wszystko poszło nie tak.
Pogrzeb Edmunda odbył się cztery dni
po tym wydarzeniu. Nie poszłam na tą uroczystość. Bałam się. I nie miałam siły.
Od tamtego dnia leżałam cały czas w łóżku i albo płakałam albo spalam. Nikogo
nie wpuszczałam, bo wiedziałam, że będą pytać, czy widziałam coś dziwnego, a ja
nie miałam ochoty nikomu opowiadać o tym, że na moich oczach zabito Edmunda.
Poczułam, że straciłam wszystko co było dla mnie ważne. Edmund, który zawsze był
gotowy ze mną porozmawiać i dodać mi otuchy, tato którego bardzo mi brakowało i
Daniel… Właśnie teraz uświadomiłam sobie jaki on jest dla mnie ważny i że nie
chcę bez niego żyć. Codziennie pukał do mnie Olek w towarzystwie Zuzi i Mai,
ale nigdy ich nie wpuściłam. Nie chciałam.
Dwa tygodnie po śmierci Edmunda i zniknięciu
bliźniaków i Adama nadal byłam u siebie w pokoju i nikogo nie wpuszczałam.
Wiele razy babcia przez drzwi tłumaczyła mi, że tak nie można i że powinnam z
kimś porozmawiać. Ja po prostu zaklęciem zawracałam ją i wyganiałam z pod moich
drzwi. Przez ten czas stawałam się coraz potężniejsza. Raz nawet mama
przyjechała, żeby ze mną porozmawiać, ale ja postąpiłam z nią tak jak z babcią.
Kiedy pewnego dnia leżałam na łóżku i myślałam do okna zajrzała ruda czupryna. Rozejrzała
się i wpakowała do mojego pokoju, zaraz za nią Olek wgramolił się przez okno.
Zuzia pomogła mu wstać, on jej podziękował i oboje znaleźli się przede mną z
zadowolonymi uśmiechami.
- No buntowniczko – zaczęła rudowłosa. - Wytłumacz mi jak
można tak żyć? Nie czujesz się samotna? – spytała.
Spojrzałam najpierw na nią, zmieniła się. Jej włosy już nie
były w takim nieładzie jak zazwyczaj, były ciasno związane w warkocza, rysy jej
twarzy wyostrzyły się, a oczy były zmęczone. Spojrzałam na Olka. Z nim było
podobnie, włosy związane w kucyka, doroślejsza twarz i zmęczone oczy. Zmienili
się. Ciekawe dlaczego.
- Tak – odparłam. – Bardzo dobrze mi tak jak jest. – po tych
słowach Olka twarz wykrzywił grymas bólu.
- Słuchaj Aga – powiedział cicho. – Wiem co czujesz. Tak
właśnie ja i Patrycja czuliśmy się po tym jak zniknęłaś, ale się podnieśliśmy –
mówił, a w moich oczach pojawiały się łzy. – Teraz ty musisz podnieść głowę i
walczyć. Zwłaszcza, że wszyscy już wiemy jaka jesteś teraz potężna i że
ćwiczysz na nas swoje czary.
Skąd oni to wiedzą? Przecież się z tym ukrywam! Spojrzałam na
Zuzię. Jej twarz wyrażała więcej niż tysiąc słów.
- Mamy coś dla ciebie – powiedziała rudowłosa. – Masz –
podała mi jakiś list. – przeczytaj, a my sobie poczekamy.
No okej. Wzięłam list i pokiwałam głową. Zuzia i Olek kiwnęli
na siebie i usiedli na ziemi. No to czytamy:
,,Raport z patrolu dnia 20 maja 2014 rok.
Wraz
z towarzyszem Ernestem ruszyliśmy sprawdzić opuszczoną fabrykę mebli tak jak
nam nakazano. Droga od akademii do fabryki minęła nam bez żadnych przeszkód.
Kiedy dotarliśmy do celu wyczuliśmy tam dziwny klimat. W zupełnej ciszy
ruszyliśmy sprawdzić środek budynku. Przeżyliśmy ogromne zdziwienie. W środku
znajdowała się panna Iga, Eryk Zalewski, Daniel i Dylan Moon. Niestety nie
widzieliśmy tam Adama Kiedrowskiego, ale nasze oczy ujrzały najpotężniejszego.
Nie byliśmy Gotowie do ataku, dlatego wróciliśmy do akademii. Ale z dumą raportujemy,
że nasi żyją i mają się dobrze.
Martin
Miller.”