piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 16.

Rozdział 16.

Każdy z nas ma jakąś moc. Każdy. Jedni nie zauważają jej, drudzy chwalą się nią na prawo i na lewo. Ale czy jest ktoś kto nigdy nie zostanie obdarowany mocą, o której marzą wszyscy? Może jest, ale nikt jeszcze kogoś takiego nie odkrył. Jedni odnajdują swój dar w dzieciństwie, inni kiedy jest im naprawdę źle, a jeszcze kolejni dopiero na późne lata. Lecz tak naprawdę w każdym z nas drzemie coś czego nikt nie zrozumie oprócz nas. A jedną z mocy jest cos czego niektórzy nie chcą w swoim życiu, a niektórym bardzo tego brak. Miłość. Miłość jest czymś czego nie brak nikomu. Do niektórych przychodzi wcześnie, do niektórych późno, a jeszcze do innych przychodzi i zostaje odpędzona. Ale zawsze jest. Mnie miłość odwiedza tylko w snach i marzeniach. A jeżeli myślę, że już przyszła, to właśnie ona, to rzeczywistość wylewa na mnie kubeł zimnej wody i uświadamia, że ja miłość ni zaznałam i że nie jest mi dane walczyć o to.
Po wybuchu okien nic już nie było takie jak powinno. Daniel się ode mnie odwrócił, tłumaczył się tym, że potrzebuje czasu. To mu go dałam. Maja nie rozmawiała ze mną. Wiedziałam od Zuzi, że się mnie boi i że moja babcia pozwoliła jej zaniedbać swoje obowiązki. Tak naprawdę został przy mnie tylko Olek. Zuza sama nie wiedziała, czy jestem coś warta. Moje życie od, kiedy przeprowadziłam się do akademii zmieniło się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Kolejne tygodnie mijały mi co dziennie tak samo. Szkoła, biblioteka, spotkanie z Olkiem i nauka. Tak co dzień. Z wszystkimi mijałam się w korytarzach, na dziedzińcu tak jak byśmy wcale się nie znali. Przyzwyczaiłam się do tego. Była to moja rutyna, której się trzymałam. Czułam się jak na karuzeli, które kiedy tylko się wychylę wyrzuci mnie na piach. Przystałam na warunki, które postawiło mi życie.

Jak co dzień po szkole poszłam do biblioteki. Edmund nigdy nie zadawał pytań i mogłam się spokojnie schować pomiędzy regałami i myśleć. Kiedy zapragnęłam rozmawiać on magicznym sposobem stawał przede mną. Zawsze miał uśmiech na wargach i kubek gorącej czekolady w prawej dłoni. Nigdy nie pozwalał mi być samej, kiedy cała się sypałam. Tego dnia jednak drzwi nie czekały otwarte. Nie. Były zamknięte, a przecież wiedziałam, że Edmund nigdy ich nie zamykał. No po prostu nigdy. Jeżeli coś tam się działo nie mogłam wejść tą drogą, bo wrota okropnie skrzeczą, kiedy się je otwiera. Na szczęście spędziłam w bibliotece tyle dni, że wiedziałam którędy można wejść zupełnie niezauważonym. Okręciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku wyjścia z budynku. Byłam zdenerwowana co wiązało się z liczeniem kroków. 12… 13… 14… Kiedy znalazłam się na tyłach budynku wspięłam się po schodach pożarowych. 56… 57… 58… Znalazłam się przed drzwiami. Przekręciłam klamkę. Proszę tylko się otwórzcie. Rozległo się ciche kliknięcie i drzwi otworzyły się. Nie zwlekając ani minuty przeszłam przez próg i znalazłam się w ciemnym pomieszczeniu. Wyjęłam z kieszeni spódniczki telefon i zaczęłam nim sobie oświetlać drogę. Oczywiście mogłam włączyć światło, ale była możliwość, że ktoś mnie zauważy. W oddali było widać poświatę. Okej, jestem już prawie na miejscu. Ruszyłam szybszym krokiem, chowając komórkę do kieszeni. 120… 121… 122… Po chwili znalazłam się za jednym z regałów. Tylko ja i Edmund wiedzieliśmy, że jeśli wyciągnie się jedną z książek ma się wgląd na centralny środek biblioteki. Zauważyłam kilka postaci. Cholera! Nie widzę zbyt dobrze, a co ze słuchem to już nie wspomnę. Jak to było… Jak to było… Wiem!
- Vista y audición afilar quiero! – wymówiłam zaklęcie, które znaczyć miało: ,,Wzrok i słuch wyostrzyć chcę!” Zawsze działało niezawodnie.
Teraz widziałam i słyszałam bardzo dobrze. Na dole był Edmund, Daniel, Dylan, tato, Iga i babcia. Nic nie mówili tylko patrzeli na siebie. O co tu chodzi? Zza jednego z regałów wyłoniła się jakaś postać. Kiedy się dokładniej przyjrzałam zobaczyłam Adama. Niósł w rękach jakąś księgę. Spojrzałam na okładkę: ,,Czarna magia”, co? Adam kiwnął na Daniela, a ten wziął księgę i rozłożył ją tak aby była skierowana przodem do Adama. Reszta towarzystwa rozstawiła się wokół nich, Adam zaczął wymawiać słowa w języku, którego nie rozumiałam. Kiedy skończył nic nie było takie same. Iga i tato zmienili się w jakiś obskurnych kolesi, babcia i Edmund leżeli nieprzytomni na ziemi, a bliźniacy z Adamem zniknęli. Faceci w za ciasnych podkoszulkach spojrzeli na bibliotekarza i babcię, wzruszyli ramionami po czym wyszli. Odczekałam minutę i pognałam w kierunku wyjścia. W mgnieniu oka znalazłam się z powrotem w budynku. Wbiegłam przez, już otwarte, drzwi do biblioteki i uklęknęłam koło babci. Oddychała. Spojrzałam na Edmunda, z pod jego głową tworzyła się coraz większa, szkarłatna plama. Jasna cholera! Drżącymi dłońmi wyjęłam telefon z kieszeni, wybrałam numer Zuzi i wysłałam jej wiadomość: ,,Zuza, ratuj mnie! Znaczy nie mnie tylko Edmunda i moją babcie. Sprowadź pomoc do biblioteki. Szybko!” wysłałam i odrzuciłam urządzenie w bok. Podpełzłam do Edmunda. Pochyliłam się nad nim i sprawdziłam czy oddycha. Nie. Nie oddychał. Nie wiem, kiedy zaczęłam płakać. To było… Dziwne. Nie wiedziałam co robić.  Położyłam się obok niego, i przytuliłam twarz do jego ramienia.
- Nie zostawiaj mnie Edmundzie…

***
Edmund umarł. Babcia miała leżeć w szpitalu, ale powiedziała, że za dużo się dzieje aby ona teraz odpoczywała. Daniel i Dylan… Zniknęli. Jak się okazało tato i Iga to nie byli oni. Ostatnie zachowanie Daniela babcia wytłumaczyła tak, że najnormalniej w świecie był opętany przez jakiegoś demona. Ja nawet nie wiedziałam, że coś takiego jest możliwe. Wszystko poszło nie tak.
Pogrzeb Edmunda odbył się cztery dni po tym wydarzeniu. Nie poszłam na tą uroczystość. Bałam się. I nie miałam siły. Od tamtego dnia leżałam cały czas w łóżku i albo płakałam albo spalam. Nikogo nie wpuszczałam, bo wiedziałam, że będą pytać, czy widziałam coś dziwnego, a ja nie miałam ochoty nikomu opowiadać o tym, że na moich oczach zabito Edmunda. Poczułam, że straciłam wszystko co było dla mnie ważne. Edmund, który zawsze był gotowy ze mną porozmawiać i dodać mi otuchy, tato którego bardzo mi brakowało i Daniel… Właśnie teraz uświadomiłam sobie jaki on jest dla mnie ważny i że nie chcę bez niego żyć. Codziennie pukał do mnie Olek w towarzystwie Zuzi i Mai, ale nigdy ich nie wpuściłam. Nie chciałam.

Dwa tygodnie po śmierci Edmunda i zniknięciu bliźniaków i Adama nadal byłam u siebie w pokoju i nikogo nie wpuszczałam. Wiele razy babcia przez drzwi tłumaczyła mi, że tak nie można i że powinnam z kimś porozmawiać. Ja po prostu zaklęciem zawracałam ją i wyganiałam z pod moich drzwi. Przez ten czas stawałam się coraz potężniejsza. Raz nawet mama przyjechała, żeby ze mną porozmawiać, ale ja postąpiłam z nią tak jak z babcią. Kiedy pewnego dnia leżałam na łóżku i myślałam do okna zajrzała ruda czupryna. Rozejrzała się i wpakowała do mojego pokoju, zaraz za nią Olek wgramolił się przez okno. Zuzia pomogła mu wstać, on jej podziękował i oboje znaleźli się przede mną z zadowolonymi uśmiechami.
- No buntowniczko – zaczęła rudowłosa. - Wytłumacz mi jak można tak żyć? Nie czujesz się samotna? – spytała.
Spojrzałam najpierw na nią, zmieniła się. Jej włosy już nie były w takim nieładzie jak zazwyczaj, były ciasno związane w warkocza, rysy jej twarzy wyostrzyły się, a oczy były zmęczone. Spojrzałam na Olka. Z nim było podobnie, włosy związane w kucyka, doroślejsza twarz i zmęczone oczy. Zmienili się. Ciekawe dlaczego.
- Tak – odparłam. – Bardzo dobrze mi tak jak jest. – po tych słowach Olka twarz wykrzywił grymas bólu.
- Słuchaj Aga – powiedział cicho. – Wiem co czujesz. Tak właśnie ja i Patrycja czuliśmy się po tym jak zniknęłaś, ale się podnieśliśmy – mówił, a w moich oczach pojawiały się łzy. – Teraz ty musisz podnieść głowę i walczyć. Zwłaszcza, że wszyscy już wiemy jaka jesteś teraz potężna i że ćwiczysz na nas swoje czary.
Skąd oni to wiedzą? Przecież się z tym ukrywam! Spojrzałam na Zuzię. Jej twarz wyrażała więcej niż tysiąc słów.
- Mamy coś dla ciebie – powiedziała rudowłosa. – Masz – podała mi jakiś list. – przeczytaj, a my sobie poczekamy.
No okej. Wzięłam list i pokiwałam głową. Zuzia i Olek kiwnęli na siebie i usiedli na ziemi. No to czytamy:
,,Raport  z patrolu dnia 20 maja 2014 rok.
Wraz z towarzyszem Ernestem ruszyliśmy sprawdzić opuszczoną fabrykę mebli tak jak nam nakazano. Droga od akademii do fabryki minęła nam bez żadnych przeszkód. Kiedy dotarliśmy do celu wyczuliśmy tam dziwny klimat. W zupełnej ciszy ruszyliśmy sprawdzić środek budynku. Przeżyliśmy ogromne zdziwienie. W środku znajdowała się panna Iga, Eryk Zalewski, Daniel i Dylan Moon. Niestety nie widzieliśmy tam Adama Kiedrowskiego, ale nasze oczy ujrzały najpotężniejszego. Nie byliśmy Gotowie do ataku, dlatego wróciliśmy do akademii. Ale z dumą raportujemy, że nasi żyją i mają się dobrze.
Martin Miller.”


czwartek, 12 lutego 2015

Rozdział 15



Rozdział 15.



Nie mogłam uwierzyć. Iga. Prawdziwa Iga. W pierwszym momencie tylko wyciągnęłam rękę aby sprawdzić, czy to nie duch. Moja dłoń trafiła na jej udo, nie przeleciała przez nie. Następnie po prostu wstałam i się do niej przytuliłam. Nie wiedziałam, kiedy zaczęłam płakać. Ona żyje!!! Czyli mój tato może też żyć.

- Iga – zaczęłam drżącym głosem. – Czy mój tato… - urwałam, bo nie dałam rady mówić dalej. Zawsze uważałam, że siła niewypowiedzianych słów jest magią, której nie da się złamać.

Iga się zaśmiała. Przepraszam, co? Jak ona może się śmiać, to niedorzeczne! Ciotka najwyraźniej zauważyła moją minę, bo przestala się śmiać.

- Kochanie – powiedziała uśmiechając się. – Twój ojciec żyje i przybył tu ze mną. Twoja babka go zatrzymała, a mi udało się wymsknąć do ciebie – mówiła, ale ja już nie słuchałam. Mój ojciec żyje!!! Naprawdę żyje! Dalej słyszałam tylko ple, ple, ple, ple. Nic więcej. Szczęście zaszumiało w mojej głowie. Zanim się obejrzałam upadłam i walnęłam głową w róg stołu.



***


Otworzyłam oczy. Obraz był zamazany tak jakbym patrzyła przez plastik. Wokół mnie widziałam tylko dziwne zarysy postaci. Wszystko było normalne. Zbyt normalne. Nie słyszałam, żeby ktokolwiek coś mówił. Spróbowałam coś powiedzieć. Nic. Jeszcze raz. Nadal nic. Co do diabła?! Nagle mój wzrok wyostrzył się. Zobaczyłam przed sobą Daniela. Nie patrzył na mnie. Rozmawiał z Alicją. Po chwili dziewczyna się do niego przytuliła. On ją pocałował w czubek głowy. Poczułam się zdradzona. Nie miałam pojęcia jak zwrócić na siebie uwagi. Wszyscy, którzy znajdowali się w moim pokoju byli pogrążeni w rozmowach. Chrząknęłam. Nic. Poruszyłam się. Nadal nic. Czy do diabła tak trudno mnie zauważyć?! Spojrzałam na Daniela w nadziei, że na mnie patrzy. Ale on… On i Ala chyba zamierzali się pocałować. P o c a ł o w a ć! Nie, nie, nie.

- Czy nie możecie znaleźć sobie innego pomieszczenia na te wasze dyskusje?! – krzyknęłam na cały głos. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariatkę.

Daniel natychmiastowo znalazł się przy mnie i zamierzał mnie pocałować w policzek. Kiedy był wystarczająco blisko odwróciłam głowę, że trafił na moje włosy. Chrząknął zdziwiony. Dobrze mu tak. Zrzuciłam nogi z łóżka i spróbowałam wstać. Niestety nie był to zbyt dobry pomysł, bo bym wylądowała na ziemi gdyby nie Gustaw. Złapał mnie w ostatniej chwili.

- Uważaj – powiedział i się zaśmiał. – Już masz wystarczające obrażenia. – dotknął opuszkami palców mojego czoła. – Kiedy upadałaś w sanktuarium walnęłaś głową w kant stołu – wyjaśnił i pokręcił głową. – Na szczęście trzeba było tylko szwy założyć. Nie było innych obrażeń.

Spojrzałam w jego oczy. Nie były takie jak jego siostry. Były wąskie, rozświetlone i zza okularów wyglądały sztucznie. Chciałam mu podziękować, ale nagle ktoś wyjął mnie z jego objęć. Spojrzałam do góry na… Daniela. Trzymał kurczowo moich ramion i patrzał na Gusa. Z jego oczu wystrzeliwały pioruny, które były gotowe zabić. Zmusiłam go wzrokiem, żeby na mnie spojrzał. Puść mnie! – przesłałam mu myśl, jednak on nie posłuchał. Jego dłonie bardziej zacisnęły się na moich ramionach. Puść mnie! Idź sobie do swojej Alicji!!! – krzyknęłam do niego w myślach, a on nie myśląc uderzył mnie w twarz. Nie mogłam w to uwierzyć. On mnie uderzył! Uderzył! Dotknęłam kącika ust, gdzie przed chwilą jego ręka spoczęła. Dość! DOŚĆ! Nie dam sobą pomiatać!

- Jakim prawem?! – krzyknęłam do niego. – Jakim prawem traktujesz mnie jak swoją własność?!

Daniel nie patrzał już na mnie. Jego wzrok powędrował gdzieś w bok, a do mnie dotarła jego myśl Agnieszka, nie rób scen. Och, doprawdy?! To nazywasz sceną?!

- Patrz na mnie jak do ciebie mówię! – powiedziałam już nieco ciszej. Nie spojrzał na mnie. Gnojek. – Ach, tak? Nie masz odwagi?! Nie masz odwagi nawet na mnie spojrzeć? – spytałam i w tym momencie ktoś objął mnie w talii. – Nie masz odwagi na mnie spojrzeć po tym jak mnie uderzyłeś! – krzyknęłam z furią, ale pozwoliłam się odciągnąć od niego. – Nigdy ci tego nie wybaczę! Rozumiesz?! Nigdy! – krzyknęłam na odchodne i chwilę później znalazłam się za drzwiami mojego własnego pokoju.

Obejrzałam się na osobę, która mnie wyciągnęła z miejsca, które od zawsze było moją ucieczką. Nie spodziewałam się kogo tam zobaczę. Tato. Mój tata! Rzuciłam mu się na szyję. To naprawdę on! Pachnie tak samo! Nie mogłam w to uwierzyć. Ze szczęścia, aż łzy spływały ciurkiem po moich policzkach. Tata oderwał mnie od siebie na długość jego ramion. Obejrzał mnie dokładnie, od stóp do głów.

- Ale wyrosłaś, królewno – powiedział, a ja się zaśmiałam. – Widzę, że masz powodzenie u chłopców, tylko nie rozumiem, dlaczego tamten cię uderzył – rzekł, a ja ujrzałam w jego oczach zmartwienie. – Mam nadzieję, że nic ci się nie stało.

Nic nie odpowiedziałam. Po prostu go przytuliłam.



***



Kolejne kilkanaście dni spędziłam w moim pokoju rozmawiając z tatą. Nasze pogawędki były głównie o moim życiu. Jedna z nich wprowadziła nowo – stary rozdział w moim życiu.

- Królewno, a jak tam twoi normalni przyjaciele? – spytał, a ja nie zrozumiałam. – No Olek i Patrycja? Nadal z nimi utrzymujesz kontakt?

Kiedy tato wypowiedział te imiona nieświadomie wywołał u mnie spazmatyczny płacz. Całkiem o nich zapomniałam, ale teraz, kiedy tato mi uświadomił ich istnienie zapragnęłam znaleźć się w ramionach Olka i wypłakać się mu, a Patrycji opowiedzieć o wszystkich problemach. Ale to było niemożliwe. Oni byli śmiertelnikami i nie mieli prawa wiedzieć niczego o naszym świecie.

- Tato – zaczęłam nadal płacząc. – Ja bardzo bym chciała aby teraz przy mnie byli, ale to niemożliwe! – powiedziałam, a tata spojrzał na mnie zdziwiony. – No bo oni są śmiertelnikami, a ja czarownicą. Oni nie mogą nic o naszym świecie wiedzieć, prawda? – wytłumaczyłam, a tato zaczął się śmiać.

- Widzę, mała że nikt ci jeszcze nie powiedział, że rodzina Olka też jest z białych czarowników i to z rodu samej Izabel – odparł, a mnie zamurowało. Nieświadomie spojrzałam na niego błagalnie aby powiedział, że Patrycja też jest czarownicą. – Niestety Pati nie jest czarownicą, ale jako wybranka Olka wie wszystko o naszym świecie.

Nie do wiary! Moi najlepsi przyjaciele mogą mi teraz pomóc. Spojrzałam na tatę pytająco. Chciałam wiedzieć, czy Olek znajduje się w tej szkole. Tata tylko pokiwał głową i bezgłośnie powiedział: 100. Nie zwlekając ani chwili wybiegłam z pokoju.



***



Kiedy stanęłam przed pokojem z numerem 100 nie wiedziałam co zrobić. Zapukać? A co jeśli tato pomylił pokoje? A jeżeli Olek nie chce mnie już znać za to, że przestałam się z nimi kontaktować? Gdy wyciągnęłam rękę aby zapukać drzwi same się otworzyły, a w nich pojawił się wysoki chłopak. Był zbudowany jak pływak. Podniosłam głowę aby zobaczyć twarz. Usta pełne i jasno różowe, piegi, złote oczy i karmelowa burza fali na głowie. Olek!

- Agnieszka?! – usłyszałam pytanie. Dźwięk tego głosu był jak śpiew ptaków. – Halo? Aga powiedz, że to ty! – powiedział błagalnie, a ja ze śmiechem się do niego przytuliłam.

- Tak! – krzyknęłam lecz mój głos był zatłumiony, gdyż wtulałam głowę w jego tors. – Tak! To ja Aga. Matko Olek, jak ja cię kocham!!!

Niestety wypowiedziałam te słowa za głośno i w niewłaściwym czasie. Olek otrzymał porządny cios w nos od… Nikogo innego jak Daniela. Odwróciłam się i spiorunowałam go wzrokiem. To mój przyjaciel idioto! Czy ty musisz wszystkim łamać nosy?! – przesłałam mu myśl pełną jadu. Ja wszystkim łamię nosy?! Przepraszam cię bardzo, ale to ty mi dwa razy złamałaś nos jakbyś nie pamiętała! – Daniel również odpowiedział mi w myślach.

- A idź do diabła! – krzyknęłam i w tym momencie Olek wciągnął mnie do swojego pokoju po czym zatrzasnął drzwi.

Usłyszeliśmy jeszcze stek przekleństw i chwilę później słychać było kroki. Spojrzałam na mojego przyjaciela. Jego nos był czerwony, ale nie aż tak. Patrzał na mnie z tym krzywym uśmieszkiem, od którego każdej dziewczynie miękły nogi. Podbiegłam do niego i go przytuliłam. Uwielbiałam zapach jego ubrań. Przypominał mi, że każdy dzień może mi dać w kość, ale zawsze on będzie i stawi ze mną czoła wyzwaniom.

- Och, Aga – szepnął. – Tak nam ciebie brakowało. Myśleliśmy, że umarłaś – powiedział, a ja wiedziałam, że teraz łzy balansują na krawędzi jego oczu. – Ja myślałem, że cię porwali. A to by było gorsze od śmierci.

Tymi słowami Olek wywołał u mnie łzy. Ale jak się okazało nie łzy smutku, tylko łzy szczęścia. Cieszyłam się, że jestem tutaj z nim i że mnie przytula.

- A swoją drogą – rzekł już trochę szczęśliwszy. – Co to był za koleś? – spytał ze zwątpieniem. – I dlaczego u licha chciał mi złamać nos?!

- Ha, też mu mówiłam, że miał w zamiarze to zrobić! – Olek posłał mi pytające spojrzenie. – Ja i Daniel potrafimy wysyłać sobie myśli. Taki tam trik, który chciałyśmy zrobić z Pati jak miałyśmy po dziesięć lat, pamiętasz?

Olek spojrzał na mnie z wyższością. Jasne, że pamiętał. W końcu wszyscy pamiętaliśmy nasze przygody.

- A jak tam z Patrycją? – spytałam i spojrzałam znacząco na niego. – Jak wam idzie?

Olek zaczął się krztusić śmiechem.

- Gdybyś chciała wiedzieć to już dawno przestaliśmy się starać – odparł i pociągnął mnie na łóżko. Zaczął mnie gilgotać, a ja nie mogłam ze śmiechu. -  A ty księżniczko? Jak ci idą łowy? Mam nadzieję, że tan Daniel to tylko przygoda, bo jest trochę zbyt….

Nie dokończył, bo w tym samym momencie drzwi upadły z trzaskiem na ziemię, a w dziurze pojawili się bliźniacy z Zuzą i Mają. Daniel momentalnie znalazł się przy nas i odciągnął mnie od Olka.

- Dość! – krzyknęłam i w tym samym momencie szyby w oknach wybuchły. Olek szybko znalazł się przy mnie i ochronił mnie przed odłamkami szkła.

piątek, 6 lutego 2015

Rozdział 14



Rozdział 14.

Nic nie będzie takie jak dawniej… To koniec i ty o tym powinnaś wiedzieć. Nic nie będzie takie jak dawniej… To koniec i ty o tym powinnaś wiedzieć. Nic nie będzie takie jak dawniej… To koniec i ty o tym powinnaś wiedzieć. Nic nie będzie takie jak dawniej… To koniec i ty o tym powinnaś wiedzieć. Te słowa to przekleństwo! Dość!
Poderwałam się z łóżka, na którym leżałam i moje czoło niechcący rozkwasiło nos Daniela. Usłyszałam okropny syk i mój chłopak odchylił głowę do tyłu klnąc jak szewc. Spojrzałam na niego. Zakrywał ręką nos, ale widać było, że okropnie krwawi. Nagle w pokoju rozległ się śmiech. Spojrzałam na prawo i ujrzałam Zuzę, Maję i Alicję. Rudowłosa i najmłodsza się śmiały, a Alicja krzywo na nie patrzyła. Dziewczyny zauważając, że patrzę na nie bardziej się roześmiały. Co w tym śmiesznego? Przecież Daniel krwawi. Nie zdałam sobie sprawy, ale wypowiedziałam te słowa na głos.
- To w tym śmiesznego – zaczęłam Zuzia nadal chichocząc. – Że on – wskazała na Daniela. – zamierzał cię pocałować, a ty mu nos rozwaliłaś.
Maja wciągnęła gwałtownie powietrze i zarechotała.
- Wiesz to nie jest w porządku – wykrztusiła mała. – On chciał cię tylko obudzić, a ty go oszpeciłaś.
Rudowłosa ponownie się roześmiała, a ja przewróciłam oczami. Mój wzrok powędrował ku Ali, która była już przy Danielu i przyglądała się jego twarzy. Widziałam jak ona na niego patrzyła. I od razu zapragnęłam, żeby pojawiły się tutaj małe chochliki i zawiązały na jej włosach tysiące supełków. Daniel najwyraźniej usłyszał moją myśl, bo zaczął chichotać. Alicja spojrzała na niego zdziwiona, ale z jej oczu nadal nie znikało światełko pożądania. A więc to co mi się śniło to była prawda? Że stracę Daniela przez Alicję? Nie zastanawiając się ani chwili podbiegłam do nich i odepchnęłam Alicję od mojego chłopaka. Spojrzałam w jego oczy. Były ciemne, nie widziałam w nich ani odrobiny smutku. Tylko świetliki radości. Objęłam jego twarz dłońmi i pochyliłam się nad nim aby go pocałować. Niestety w drzwiach akurat pojawiła się babcia, a wraz z nią Adam. Kiedy tylko go zobaczyła wszystko do mnie wróciło. Przypomniałam sobie, że widziałam wszystko co działo się w miejscu gdzie przetrzymywana jest Iga i mój ojciec. Nagle w mojej głowie rozbrzmiał głos: ,,Twoja córeczka poszła w ślady swojej ukochanej matki i całowała się z moim synem”. Adam to syn najpotężniejszego czarnego czarownika. On mnie pocałował! Powiedział o tym swojemu ojcu! Na pewno wiedział, że Eryk to mój ojciec. On wie gdzie on jest! Wszyscy patrzeli na Daniela. Była okazja. Nie zwlekając rzuciłam się na Adama. Upadliśmy razem na podłogę tak, że ja siedziałam na nim okrakiem. Nie tracąc czasu zaczęłam okładać go pięściami. Przez chwilę chłopak się bronił, ale kiedy celnym ruchem dotknęłam jego nosa odpuścił. Nagle na mojej talii zatrzasnęły się silne ramiona i w mgnieniu oka wisiałam w powietrzu. Spojrzałam na Adama, leżał nieprzytomny, zakrwawiony i spuchnięty.
- Puść mnie! – krzyknęłam i celnym kopnięciem trafiłam w splot słoneczny trzymającej mnie osoby. Niestety nie puściła mnie tylko zaczęła wyrzucać z siebie bardzo niecenzuralne słowa. – Puść mnie do jasne cholery!!! Adam to zdrajca! On wie gdzie jest mój ojciec!
Krzyczałam i kopałam na oślep. Czułam, że brakuje mi sił, ale walczyłam do końca. Kiedy moje nogi opadły bezsilne, a trzymający poluźnił uścisk wszyscy na mnie spojrzeli.
- On jest synem najpotężniejszego – szepnęłam ze łzami w oczach. – On wie gdzie mój tato… Brakuje mi go. Nie mogę bez niego żyć – łzy zaczęły spływać po moich policzkach. – Adam musi umrzeć. Inaczej my umrzemy.
I po tych słowach znowu film mi się urwał.

***

Kolejne trzy dni spędziłam w zamknięciu pod nadzorem babci i pan Magu. Adam zresztą też spędzał tak czas. Tylko, że go przesłuchiwali, a ja miałam się uspokoić. Lecz to nie było takie proste. Tęskniłam za moim tatą i świadomość, że ten dupek przez cały czas wiedział gdzie on jest mnie dobijała. Babcia, kiedy do mnie przychodziła mówiła mi, że to że pobiłam Adama było niedorzeczne i że wcale nie pomogło, ale ja byłam innego zdania. Cieszyłam się, że wyglądał jak pół dupy zza krzaka po spotkaniu ze mną. A kiedy przychodził do mnie Edmund to pytał się mnie, czy chciałam go zabić. Lecz ja sama tego nie wiem. Wiem tylko, że chciałam aby cierpiał tak jak ja cierpiałam, kiedy dowiedziałam się, że mój tata rzekomo nie żyje. I chyba mi się nie udało.
Czwartego dnia z rzędu u drzwi stanął Daniel. Nie spojrzałam w jego oczy, bo bałam się dowiedzieć się jak wszyscy będą na mnie patrzeć. Chłopak zauważył, że go ignoruję więc po prostu wyszedł. Resztę dnia spędziłam na płakaniu. Piąty dzień był dniem, który odmienił moje życie. A mianowicie nagle przede mną pojawiła się Iga. Prawdziwa Iga.
- Cześć Agnieszko – powiedziała, a mi opadła szczęka ze zdziwienia. – Jestem prawdziwa. Izabel mnie uratowała.