sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział 36




Rozdział 36



Minęła godzina od mojego największego błędu życiowego. Tak. To, że przed chwilą chamsko wykorzystałem Alicję było błędem. Dopiero teraz do mnie dotarło, co pomyślałaby teraz o mnie Agnieszka. Jak bardzo skrzywdziłbym ją. Jak teraz płakałaby. Byłem na siebie bardzo zły, za to, że w tamtej chwili zależało mi tylko na tym, aby zapomnieć o kimś, o kim nigdy nie powinienem zapomnieć. Tym kimś była moja malutka, krucha Aga. Moje pół serca. A ja dążyłem tylko do tego, aby się jej pozbyć z mojej głowy. Jak mogłem być tak bardzo egoistyczny? I to zaraz po tym, jak ona umarła. Ale to nie była najstraszniejszego. Najbardziej martwiło mnie, to, że podczas tego okropnego czynu myślałem o niej. Myślałem, co ona by poczuła. Co z tego, że nie żyła! Ale ja ją zdradziłem. Powinienem umrzeć. Umrzeć za coś takiego.  Zniknąć z powierzchni ziemi. Nie jestem godny tego życia.
Kiedy tak wędrowałem po akademii bez celu wpadłem na pewien pomysł. Dlaczego Agnieszka nie mogłaby być wskrzeszona? W końcu żyjemy w świecie czarów, no nie! Wyjąłem telefon i napisałem wiadomości do moich przyjaciół: ,,Cześć. Mam plan. Agnieszka do nas wróci. Za 15 minut w zniszczonej bibliotece. Wszyscy. Przywrócimy ją do żywych. Daniel.” Pisząc tą wiadomość niezupełnie zdawałem sobie sprawę gdzie jestem. Biblioteka była w osobnym budynku, po zachodniej stronie dziedzińca. A ja byłem w budynku mieszkalnym, po wschodniej stronie dziedzińca. Dzieliło mnie od biblioteki 20 minut biegu. Ale ze mnie palant. Wyjąłem jeszcze raz małe urządzonko i wysłałem jeszcze jedną, krótką wiadomość: ,,O kurna, spóźnię się. Nie zdałem sobie sprawy z tego gdzie się aktualnie znajduję. Jak przyjdę oczekuję, że wszyscy tam już będziecie. Idiota Daniel.”  I nie zwlekając ani chwili pognałem do biblioteki.
Na miejscu pojawiłem się po okrągłych 18 minutach. Sprężyłem się. W bibliotece byli już wszyscy, których zwołałem. Na dwóch ocalałych stołach siedziały Zuza, Patrycja, Alicja, (jak myślę) Amanda i Maja. Wokół nich na krzesłach siedzieli Szczepan, Olek, Gus, Dylan i Janek. Wszyscy patrzyli na mnie z wyczekiwaniem. I wtedy olśniło mnie, że nie mam żadnego porządnego planu, a na byle, co żaden z moich przyjaciół się nie zgodzi. Okej. Chociaż spróbujmy.
- Jak już zapewne każdy wie, Agnieszka nie żyje. – zacząłem i dopiero teraz zauważyłem, w jakim stanie są moi znajomi. Każda z dziewczyn, nie wyłączając żadnej, miała opuchnięte oczy, pogryzione wargi, poobgryzane paznokcie i potargane włosy. Były w rozsypce. A oczy każdej z nich cały czas lśniły. Z chłopakami nie było wcale lepiej. Włosy w nieładzie, miny ponure i poważne, dłonie zaciśnięte w pięści. Byłem pewien, że wyglądam, tak jak połączenie dziewczyny i chłopaka, czyli włosy potargane, oczy opuchnięte, popękana skóra na knykciach i zaciśnięte dłonie. Wszyscy wyglądaliśmy, jak kupki nieszczęścia. – I każdemu z nas będzie jej brakować. Bo wiemy, że była za młoda na śmierć. I wiemy też, kto za to odpowiada. Ja to wiem i nie boję cię tego powiedzieć. Adam. Adam zabił naszą przyjaciółkę i dziewczynę. Więc my musimy zabić go.
- To jest twój plan, idioto?! – warknął Janek. Wyglądał na wkurwionego. Jego oczy zmieniły barwę na płonące złoto, a zęby wydłużyły się. – Planujesz zabić tego skurwiela i uważasz, że Aga od tego zmartwychwstanie?! Jesteś debilem! Gdybyś ją naprawdę kochał to byś się z tym pogodził! Zaakceptował to, że umarła! A nie teraz planował mordobicie? Może ty tylko chcesz pozbyć się konkurenta? Co? Nie wmówisz mi, że robisz to tylko, dlatego że chcesz ją pomścić…
- Kochanie, przestań…- powiedziała cicho Amanda, ale ten posraniec tylko na nią warknął.
- Nie! Niech wie, że my wiemy! – krzyknął i zbliżył się do mnie. Miał zgarbione plecy i zaciskał dłonie w pięści, a jego oddech przyśpieszył gwałtownie. – Wiemy, że pieprzyłeś się z Alicją zaraz po tym, jak Agnieszka umarła! Robiłeś to, kiedy my rozpaczaliśmy! Gdy matka Agi klęczała przy niej i płakała! Wołała ciebie! Krzyczała, że powinieneś teraz przy nas być! A ciebie nie było! Nie było cię, gdy jej przyjaciółki próbowały ją obudzić! Nie było cię, gdy Izabel próbowała ją wskrzeszać! Nie było cię, gdy na chwilę otworzyła oczy, jej usta otworzyły się i gdy wypowiedziała twoje imię z nadzieją, że ją ostatni raz pocałujesz! Nie było cię przy niej! – przerwał na chwilę i przybliżył się do mnie. Staliśmy teraz twarzą w twarz. Miałem ochotę ukręcić mu głowę, za te wszystkie pierdolone oskarżenia. – A ja tam stałem! I tak bardzo pragnąłem być tym, którego imię wtedy wymówiła. Pragnąłem być tym jedynym, którego naiwna Agnieszka kocha bezgranicznie! Komu oddała swoje już zimne serce! Nie zasługiwałeś na nią! Nigdy. Powinieneś zdychać! To ja ją kochałem. Ja i tylko ja. Ty myślałeś, że tak było. Tylko myślałeś. Chcę abyś umarł! I zamierzam teraz cię zabić!
Nim zdążyłem cokolwiek zrobić, chłopak zmienił się całkowicie i się na mnie rzucił. Złapał w swój pysk moją rękę i zacisnął szczęki. Moje ciało przeszył ogromny ból. Mój napastnik zamachał mną, jak mały szczeniaczek gryzakiem, i rzucił pod ścianę. Nie podszedł już do mnie. Gdy lekko się podniosłem, a nie było to łatwe, zobaczyłem, że Janek siedzi na podłodze skulony z niedowierzaniem w oczach, a obok niego siedziały wszystkie dziewczyny oprócz Alicji i pocieszały go, przytulały. Do mnie wraz z Alicją biegli wszyscy chłopacy. Nie pamiętam, co było dalej. Odpadłem.

Obudziłem się po dwóch dniach, moja ręka była całkowicie wyleczona. Dziwne. Gdy wyszedłem z naszego szkolnego szpitala dowiedziałem się od brata, że dzisiaj jest pożegnanie i pogrzeb Agnieszki. Świetnie. Dostałem nakaz od pani Kazi na pilnowanie trumny z moją ukochaną. No tak, bo wcale nie będzie to dla mnie dziwne. Ale cóż, jak mus to mus. Pognałem do pokoju, przebrałem się w garnitur i ruszyłem do pokoju Agi. Gdy znalazłem się przed drzwiami zwątpiłem. Czy aby na pewno chciałem widzieć, czuć martwe ciało mojej ukochanej? Nagle drzwi same się otworzyły i z pokoju wyszedł Szczepan. Miał ponurą minę. Kiwnął na mnie i odszedł. No nic. Trzeba tam wejść. Wszedłem, usiadłem na krześle i chwyciłem jej małą, zimną dłoń. Jej skóra zawsze była taka delikatna. Właśnie, nigdy jej tego nie mówiłem.
- Aguś, kochanie – powiedziałem, a mój głos mimowolnie się załamał. – Wiem, że mnie nie słyszysz, ale muszę ci to powiedzieć. Musisz znać prawdę. Spotykałem się kiedyś z Alicją. Twoja niechęć do niej była w zupełności uzasadniona, wiesz? Kochałem ją. Biliśmy ze sobą bardzo długo. Ale wtedy pojawiłaś się ty. Taka piękna, nieświadoma tego, kim tak naprawdę jestem. I to mnie w tobie zauroczyło. Twoja nieświadomość. – zawahałem się czy chcę dalej mówić. A co jeśli jakimś dziwnym trafem by mnie usłyszała? Obraziłaby się śmiertelnie. Haha, dobre. – Jestem synem, syna Izabel. Moja matka miała być najpotężniejszą z naszego rodu, ale mój ojciec ją zabił. A później zabił siebie. Chciał zabić nas, ale wtedy pojawiła się Izabel i nas uratowała. Wtedy on się zabił. Wiem, że się to kupy nie trzyma, ale… To jestem ja. I ty zostałaś kolejną najpotężniejszą tylko, dlatego że moja mama nad tobą czuwała. Wybrała ciebie spośród wszystkich. Wiem, że to także jest dziwne. Lecz moja mama i twój tata byli kiedyś ze sobą i chyba nigdy nie przestali się kochać.
Kiedy chciałem jej powiedzieć, dlaczego odmawiałem jej seksu to ona otworzyła gwałtownie oczy. Odwróciła głowę, spojrzała na mnie i powiedziała cicho.
- Wiem, że zdradziłeś mnie z Alicją.

1 komentarz:

  1. Ej... Jaki Horror! Lel XD ugh... Powaga ;-; Smuteczeg :( Czekam ;)
    Mega =3
    #HappyNewYear!

    OdpowiedzUsuń