Rozdział 5.
Moje życie nigdy nie było zbyt piękne,
czy bajkowe, ale zawsze je ceniłam i broniłam jak niczego innego. Lecz, kiedy
tato zmarł był taki czas w moim życiu, że nie miałam już chęci aby dalej je
chronić. Straciłam to co najważniejsze w życiu, a mianowicie chęć istnienia.
Bez taty wszystko wydawało się szare i ponure, nic ani nikt nie było w stanie
tego zmienić, aż nagle pojawił się Olek mój przyjaciel sprzed lat. Pojawił się
w moich drzwiach jak gdyby nigdy nic i oznajmił: ,,Wróciłem!”, kiedy nie ujrzał
mojej radości zaniepokoił się i w mgnieniu oka byłam w jego ramionach i
opowiadałam mu, że mój tato nie żyje. Nasze mamy myślały, że będziemy razem. Owszem,
był taki czas, kiedy też tak myśleliśmy, ale wtedy poznaliśmy moją przyjaciółkę,
a jego dziewczynę od tamtej pory tworzymy magiczną trójkę, która jest gotowa
poświęcić dla siebie życie. Zawsze, kiedy przechodziliśmy trudne chwile ktoś
był i wspierał i teraz, kiedy tego potrzebuję jestem sama. Nic tylko ryczeć w
niebo głosy. Leżałam na łóżku, takie i inne wspomnienia bombardowały mnie ze
wszystkich stron. Nie zauważyłam, że drzwi są nadal otwarte i do mojego pokoju
zajrzała rudowłosa, drobna dziewczyna. Kiedy ujrzała mnie całą we łzach cmoknęła
z dezaprobatą i usiadła na rogu łóżka.
- Cześć! – powiedziała radośnie z uśmiechem pełnym równych
zębów. – Nie ma co płakać – rzekła i klepnęła w moją łydkę. – Skoro cię
zostawił to nawet nie był ciebie wart!
Byłam zaskoczona jej bezpośredniością i spojrzałam na nią jak
na kosmitkę. Jej rude włosy zatańczyły jak ogień pod wpływem światła padającego
z okna, miała prześliczne, duże, zielone oczy. Prawie taki jak moje tylko, że
jej wyrażały pełną niewinność i radość, a moje ukazywały ból i wielką wiedzę
dotyczącą życia. Rudowłosa rusałka podała mi opakowanie chusteczek stojących na
biurku i uśmiechnęła się szeroko.
- Jestem Zuza – powiedziała i wyciągnęła do mnie rękę. – Ty pewnie
jesteś Agnieszka?
- Tak – odparłam wycierając nos chusteczką. – Czy tutaj każdy
wie kim jestem? – spytałam, a Zuza się zaśmiała.
- Tak! Wszyscy cię znają – powiedziała i zmarszczyła swój
mały, piegowaty nosek. – Coś czuję, że właśnie odwiedziła cię Diana. Mam rację?
Pokiwałam głową, a moja towarzyszka poklepała mnie po
ramieniu. Odkąd tu przyjechałam nie poznałam nikogo kto nie miałby do mnie
żadnego problemu, ona była pierwsza. Jej optymizm był zarażający i od razu ją
polubiłam. Zuza była energiczna i nie mogła usiedzieć w miejscu, więc
powiedziała, że pokaże mi szkołę. Oczywiście zgodziłam się, bo miałam wrażenie,
że nie będę się przy niej nudzić. Pokazała mi gdzie są mundurki i podała mi
jeden wraz z parą moich ulubionych butów, położyła ręce na moich plecach i
wepchnęła mnie do łazienki. Chwilę później wyszłam z niej, a Zuza westchnęła.
- O co chodzi? – spytałam. – Coś nie tak? Jestem brudna?
Spojrzałam na nią w nadziei, że się ze mnie nie nabija, a ona
jak gdyby nigdy nic roześmiała się. Miała piękny, perlisty śmiech.
- Nie! – odkrzyknęła nadal się śmiejąc. – Nic z tych rzeczy!
Po prostu jesteś piękna!
- Och… nie sądzę – odparłam i spuściłam wzrok. – Daleko mi do
Diany.
Jej imię to chyba jedno z zaklęć, bo jak na zawołanie w
drzwiach pojawiła się twarz otoczona lokami i z okularami na nosie.
- Tu jesteś Zuza!! – krzyknął chłopaka o kręconych włosach i
spojrzał na mnie. – O, a ty pewnie Aga? – spytał i nie czekał na odpowiedź. –
Zuzka już zdążyła cię zagarnąć w swe energiczne ramiona?
I kolejny optymistyczny człowiek, który nie szuka konfliktu
ze mną. Byłam szczęśliwa, że już pierwszego dnia natrafiłam na tak pozytywne
osoby. Jak się okazało chłopak ma na imię Gustaw i jest bratem Zuzy. Nie
powiedziałabym bo kompletnie nie byli do siebie podobni. Ona rudowłosa rusałka
o świecących zielonych oczętach, a on ciemno włosy gigant w okularach. Widać,
że bardzo ją kocha bo patrzył na nią z troską pomieszaną wraz z rozbawieniem.
Zawsze chciałam mieć brata, ale moja mama powiedziała, że jedno dziecko jej
wystarczy. Nie pytałam o nic więcej bo wiedziałam, że mama potrafi być czasem
kująca jak metrowy kaktus. Gustaw zapatrzył się na moje zdjęcia, a Zuza śmiała
się do mnie swymi oczętami.
- No co? – spytałam uśmiechnięta. – Idziemy, czy nie?
- Jasne, że idziemy! – wykrzyknęła radośnie, a Gustaw zaśmiał
się pod nosem. – Gus idziesz z nami?
- Jasne – odparł i spojrzał na mnie. – Chcę pokazać Agnieszce
pewne, wyjątkowe miejsce.
Jego ton głosu wywarł na mnie ogromne wrażenie. Co chce mi
pokazać? I dlaczego akurat mi? Chciałam się spytać o to Zuzy lecz ona chwyciłam
mnie za rękę i ruszyliśmy prawie biegiem. Mijaliśmy to kolejne drzwi, schody,
czy też portrety. Czułam się jak w zaczarowanym zamku, gdzie odkrywa się
najróżniejsze tajemnice. Wyobraziłam sobie, że jestem podróżnikiem, któremu zaginęła
najważniejsza mapa i teraz jej poszukuje wraz ze swoimi towarzyszami:
energiczną rusałką i tajemniczym olbrzymem. Z moich chmur wyobraźni wyrwała
mnie Zuza, która koniecznie chciała abym zamknęła oczy. Nie pozostawało mi nic
innego jak to zrobić. Usłyszałam zgrzyt zamka, ciche skrzypienie i zostałam
wepchnięta do jakiegoś pomieszczenia. Nadal z zamkniętymi oczyma wciągnęłam
powietrze do płuc. Poczułam zapach, który czuje się tylko w jednym miejscu.
Biblioteka. Otworzyłam oczy i ujrzałam snop światła padający na wielkie,
drewniane biurko, na którym leżała
wielka księga. Rozejrzałam się i ujrzałam wielkie, drewniane regały. Sięgały od
sufitu do podłogi. Byłam w siódmym niebie! Dwa miejsca były moją ucieczką: mój
pokój i biblioteki. Kochałam zapach książek, które czekają, aż ktoś je weźmie w
swoje dłonie i delikatnie będzie przewracał kartki. Mogłam czytać dniami i
nocami. Z mojego własnego świata wyrwała mnie Zuza swoim śmiechem. Spojrzałam
na nią i poszukałam wzrokiem Gusa. Znalazłam go opierającego się o biurko.
Widziałam w jego oczach zadowolenie.
- Wiedziałem, że ci się spodoba. – powiedział, a mi dosłownie
opadła szczęka ze zdziwienia.
- Skąd? – spytałam, a on uśmiechnął się podstępnie.
- Pozwoliłem sobie przeczytać coś o tobie – odparł i
uśmiechnął się przepraszająco. – Wiem, że to nietaktowne, ale chciałem cię
przywitać jak najlepiej w naszej akademii. Zuzie było niezmiernie miło, że będzie
mogła mi pomóc, a ja byłem zadowolony…
Nie dokończył, bo przerwał mu głośny, dławiony śmiech.
Odwróciłam się i ujrzałam Dylana, który najwyraźniej dobrze się bawił, a u jego
boku stał Daniel. Co oni tu u diabła robili?!