- Babciu – zaczęłam, kiedy mnie
puściła i spojrzała wrogo na Daniela. – Babciu to ja na niego wpadłam –
wytłumaczyłam, a ona spojrzała na mnie uważnie. – To nie jego wina. Naprawdę..
Babcia wzruszyła ramionami i
odgoniła bliźniaków. Ruszyłyśmy w stronę głównego wejścia. Pamiętam, że kiedy
byłam mała przed pierwszą wizytą w akademii wyobrażałam ją sobie jak pokazują w
bajkach. Na lekcjach ćwiczą tylko magię, na przerwach też tak sobie wyobrażałam
prawdziwą szkołę magii. Lecz z tą było troszkę inaczej. Na lekcjach owszem
ćwiczyli magię i poznawali nowe zaklęcia lecz tylko dwa razy w tygodniu. Reszta
zajęć była przeznaczona na: teoria, pradawny język białych czarowników i lekcje
jak w normalnym liceum. Kiedy pierwszy raz wjeżdżałam na terytorium akademii
wszystko wydawało mi się niezwykle magiczne nawet kwiaty, które tato mi podarował.
Wiedziałam, że ta szkoła to największy skarb jaki moja babcia chroniła, zaraz
po niej jestem ja. Kiedy byłyśmy centralnie przed drzwiami, a babcia położyła dłoń
na klamce zamknęłam oczy, gdy usłyszałam zgrzyt postąpiłam trzy kroki do przodu. Otworzyłam pierw jedno oko, a kiedy
zauważyłam te same rozległe, czarne schody otworzyłam szeroko oczy. Otaczały
mnie kolory czerwieni, brązu i czerni. Były to kolory, które Izabel ustanowiła
za kolory naszego gatunku. Na ścianie po mojej prawej wisiały portrety moich
przodków. Podeszłam do nich i zauważyłam portret mojej babci wiedziałam, że i
ja kiedyś tam zawisnę. Obejrzałam się na babcie, ale zamiast jej zauważyłam
Dylana. Co on tu do diabła robił? Uśmiechnął się drwiąco i kiwnął na mnie,
zbliżyłam się do niego i momentalnie zauważyłam za nim moją walizkę.
- No to Aga – zaczął z jeszcze
większym uśmiechem. – Jak ci się podoba szkoła? – spytał i mrugnął do mnie.
Tak, mrugnął. – A może jak ci się podobają faceci? Hm?
Wkurzała mnie jego pewność
siebie, ale zarazem ciągnęło mnie do niego. Patrzał na mnie wyczekująco, więc
nie zamierzałam dać mu do zrozumienia, że się przy nim krępuje.
- Och, wiesz nie zauważyłam
nikogo interesującego.
Kłamstwo. Nie byłam osobą, która
kłamie, ale dla moich racji zawsze znalazło się miejsce na małe kłamstewko.
Dylan zaśmiał się drwiąco i chwycił mnie za rękę po czym pociągnął za sobą po
schodach. Chciałam krzyknąć, że nie zabraliśmy mojej walizki, ale jak się obejrzałam
nie było jej gdzie przed chwilą stała. No tak. Magia. Kiedy zatrzymaliśmy się
przed drzwiami z numerem 199 Dylan uśmiechnął się zadowolony. Odwrócił się i stanęliśmy
tak blisko siebie, że aż dziwne, że dzieliła nas jakakolwiek przestrzeń. Nagle
poczułam, że Dylan zatracił się w moich oczach i przez chwilę myślałam, że mnie
pocałuje. On jednak tylko dmuchnął w moją grzywkę i odwrócił się do mnie
plecami. Nacisnął klamkę i drzwi z cichym skrzypieniem otworzyły się. Zrobił mi
miejsce i wskazał ruchem ręki, że mam wejść posłusznie zrobiłam kilka kroków i
nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć drzwi się zatrzasnęły, a Dylan stanął obok
mnie. Mój pokój był cudowny! Przez chwilę miałam wrażenie, że znajduję się w
domu, gdzie nic mi nie grozi, że za chwilę usłyszę przekręcane klucze w
drzwiach i za razem szczekanie Kiry jak i śmiech mamy. Dylan chyba zauważył, że
byłam zaskoczona bo ze śmiechem rzucił się na łóżko i spojrzał na mnie.
- I co? Odebrało mowę?
Spytał lecz nie zamierzałam mu
odpowiedzieć. Byłam u siebie. Mój pokój był moim schronieniem. Od zawsze
chowałam się pod kołdrą, kiedy coś poszło mi źle lecz od śmierci taty to nie
był tylko zwykły pokój, był to mój bilet na inną planetę. Bilet, który dawał mi
możliwość pokonania wszystkich trudności. Był to mój odwet. Na ścianach były
wszystkie zdjęcia jakie zrobiłam w całym moim życiu. Nie posiadałam się z
radości, że wraz ze mną przybył mój pokój. Dylan najwyraźniej zauważył, że nie
zwracam na niego uwagi bo opuścił mój pokój. Podeszłam do łóżka i lekko na nie
odpadłam, wciągnęłam zimne powietrze do płuc i wypełnił je zapach lawendy.
Dokładnie tak jakbym była u siebie w pokoju. Nagle naszła mnie ochota
sprawdzenia, czy na suficie są moje gwiazdy, które poprzyklejałam, kiedy byłam
mała. Były. Tak jak i napis ,, La stella della vita”*, który napisał tato, kiedy
byłam chora. Powiedział, że będzie mnie strzec i nigdy nie pozwoli abym
cierpiała. Na myśl o tacie łzy popłynęły samowolnie. Nigdy nie chciałam go
stracić, ale najwyraźniej los się nikogo o nic nie pytał. Babcia powiedziała,
że tato zginął w słusznej sprawie, ale czasami mi go brakowało. Kiedy myślałam o
tacie zawsze czułam, że tak nie miało być, że coś poszło nie tak. I obiecałam
sobie, że odkryję co.
* z włoskiego ,,Gwiazda życia”
Ysz ! Nie wiem co mam napisać w tym komentarzu więc napisze to co mi przyjdzie do głowy :Rozdział jest zarąbisty ! Bardzo mi się podoba. Kiedy będzie następny rozdział ? Pozdrawiam Louise
OdpowiedzUsuńZarąbiste, cudne, czadowe, :* ,supcio i extra!
OdpowiedzUsuń