Rozdział 24
Niektórzy mówią, że ogień to
najsilniejszy z żywiołów. Ale ja jestem innego zdania. Ogień da się zwalczyć
wodą, piaskiem. Więc wcale nie jest taki niezniszczalny. Moim zdaniem najsilniejszym
żywiołem jest powietrze. Powietrze można stłumić, ale nie zlikwidować.
Powietrze jest niezniszczalne. Ten żywioł możemy zaliczać do przyjaźni.
Dlaczego? Dlatego, że nawet jeśli przyjaźń zniknie to nigdy nie zagaśnie
uczucie, które żywiły do siebie dwie osoby. Przyjaźń zawsze jest i pomimo tego,
że nieraz bywa tak, że ludzie którzy mieli ze sobą wiele wspólnego na drugi
dzień są sobie obcy to nigdy o sobie nie zapomną. Będą wspominać siebie po
długim czasie i będzie im brakować tego uczucia, że ma się kogoś kto zawsze
będzie i wysłucha. Niestety powietrze potrafi być ulotne… Tak samo jak ludzie.
Wystarczy, że popełnisz jeden błąd i powietrze ucieka z twoich płuc. Nie
zostaje w tobie… Już nigdy. Z ludźmi jest podobnie. Tylko, że w ich wypadku
słowa są tymi błędami. Wypowiesz w złości, upojeniu lub radości nie te słowa co
trzeba było i ważna dla ciebie osoba znika. Ucieka od ciebie. I kiedy później
rozumiesz to co powiedziałeś to i tak nic nie zmieni. Twoje wytłumaczenia nic nie
zmienią. Bo niestety jest tak, że ludzie zbyt poważnie biorą słowa. Zbyt
poważnie nas rozumieją. I to najczęściej bywa powodem bólu wielu ludzi.
Pierwszym moim odczuciem po
przebudzeniu się był okropny ból w piersi. Był tak ogromny, że chciało mi się
wrzeszczeć z bólu. Niestety tego nie mogłam zrobić. Nie mogłam mówić. Nie rozumiałam,
dlaczego… I wtem wszystkie wydarzenia uderzyły we mnie, jak cegła spadająca z
okna. Ktoś wkradł się do biblioteki i rozniecił pożar… Podpalił wszystkie książki.
Jego celem na bank było podpalenie mnie. Cholera jasna! Spróbowałam się
podnieść, ale uniemożliwiły mi to dwie silne dłonie położone na moich barkach.
Nawet nie musiałam sprawdzać kto to taki bo wiedziałam, że Olek.
- Serio – zaczęłam i ziewnęłam. –
Teraz będziecie mnie traktować, jak inwalidę, czy co?
- Nie… - nie odpowiedział mi Olek.
Zerwałam się i ujrzałam na krześle obok łóżka Gustawa. Hm, co on tu robi? –
Pewnie zastanawia cię to co tu robię? Otóż Olek jest aktualnie zajęty i mi
kazali cię pilnować. Moim zdaniem robię to, dlatego że uważają, że sama nie dasz
rady, ale ich zdanie dlatego bo ktoś może próbować cię zabić i mam być twoim
aniołem stróżem. Co pewnie nie jest potrzebne, ale cóż.
Powiercił się chwilę nie wiedząc co
chce powiedzieć. Tak trochę do niego niepodobnie. Oboje milczeliśmy. Myślę, że
to nie była cisza niezręczna tylko taka, która ma dużo do powiedzenia. Kiedy
tak sobie siedzieliśmy naszła mnie pewna myśl, że Gus może nie chce tu siedzieć.
No bo w końcu komu by było wygodnie na plastikowym krześle? Już chciałam się go
spytać, czy chce iść, ale do pokoju wszedł Olek i reszta brygady. Mój towarzysz
wstał i przywitał się ze wszystkimi. No prawie ze wszystkimi. Zuzia, Maja i
Patrycja olały go i pognały w moim kierunku. Najmłodsza była przy mnie
najszybciej i od razu rzuciła się na mnie i mnie przytuliła. Ojej, jak słodko.
Dwie starsze usiadły na bokach mojego łóżka i obie położyły dłonie na moich
udach.
- Tak dobrze, że żyjesz! – krzyknęła Maja.
Krzyk nie był wyraźny bo swoją twarzyczkę wtulała w moją szyję.
- No ja się też cieszę, ale to nie
jest powód, dla którego musisz mnie udusić.
Po tych słowach dziewczyna mnie
puściła i usiadła normalnie przy czym zakryła Zuzię. Miałam je wszystkie u
swojego boku. Przyjrzałam się każdej uważnie. Co ja bym bez nich zrobiła?
Kochałam je ponad życie i chociaż dwie z nich znałam od niedawana to bardzo by
mi ich brakowało gdyby tak nagle zniknęły. Każda patrzyła na mnie z radością.
Przeniosłam wzrok na chłopców. Była ich tylko dwójka. Olek i Gustaw. Olek był i
jest moim najlepszym przyjacielem i życie bez niego to byłby koszmar. Gus, Gus,
Gus… Z nim to różnie bywa. Nie czułam do niego tego co do reszty. Był mi, hm
może nie obojętny, ale nie niezbędny. Przy nim zawsze czułam się jak przy
zwykłym znajomym. Nie żebym go nie lubiła, owszem lubię go, ale jakoś by mi go
nie brakowało jakby zniknął z mojego życia. I jestem pewna, że on tak samo
myślał o mnie. Po jakimś czasie do pokoju przybyły babcia, mama, pani Gałązka i
pani Gruszka. Każda z nich miała ponurą minę i nie wyglądały na zbytnio
zadowolone. Chłopcy ustawili im krzesła przed moim łóżkiem, a one na nie
usiadły. Zapadła grobowa cisza. I co teraz?
- Agnieszko – zaczęła panna Gałązka. –
Wszyscy jesteśmy pewni, że ten pożar był spowodowany tym, że ktoś chce cie zabić.
Niestety nie mamy pojęcia kto to taki. Pierwszą myślą byli czarni, ale skąd oni
mogli wiedzieć, że jesteś w bibliotece? Więc oni odpadli. Kolejni likantropy,
ale po rozmowie z nimi wnioskujemy, że to na pewno nie oni. Dalej nie wiemy
kto. To musiał być ktoś kto wiedział, że jesteś w bibliotece i przeżywasz
chwilowe załamanie… To musiał być ktoś z nas. Dlatego nie możesz teraz nikomu
ufać. Nikomu. Rozumiesz?
Zapadła długa, niezręczna cisza. Jak
to nie mogę nikomu ufać? Przecież jestem pewna, że to żadna z dziewczyn i żaden
chłopak. No po prostu jestem tego tak pewna, jak faktu, że krowa daje mleko.
- Kogo to była decyzja? – spytałam
cicho.
- Moja. Moja i tylko moja. Jestem
twoja matką Aga i martwię się o ciebie. Chciałabym abyś jeszcze troszkę pożyła.
- Mamo! – krzyknęłam, a raczej pisnęłam.
No przecież tak nie można! – Dobrze wiesz, że to żadne z nich – pokazałam na
moich przyjaciół. – No nie powiesz mi, że nie wierzysz w to. Nie powiesz!
Ale mama nic nie powiedziała.
Zapiszczałam i schowałam się pod kołdrę co było mega dziecinne, lecz co mam
począć kiedy nie wiem co robić? Słyszałam ich wołania, ale miałam to gdzieś.
Nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się z wielkim rozmachem. Odrzuciłam
nakrycie i ujrzałam Janka wraz z rodzicami, Martą, Katariną i Angusem. Na
każdej z twarzy widniał wyraz determinacji. Dorośli wstali i przywitali się z
nowo przybyłymi, a młodzież i Maja kiwnęła tylko głowami. Ja nic nie zrobiłam.
Miałam ich gdzieś. Patrzyłam cały czas w sufit. Nagle poczułam, że prawa część
łóżka podnosi się, a po chwili znów upada. Odwróciłam głowę w tamtą stronę.
Ujrzałam Janka, który był uśmiechnięty, ale wiedziałam, że nie jest mu do
śmiechu.
Chrząknęłam. Wszyscy spojrzeli na
mnie zdziwieni. Spojrzałam na Olka i poprosiłam go bezgłośnie, żeby wszyscy
opuścili pokój. Oczywiście zrozumiał. Powiedział, że chciałabym odpocząć i
wcale nie chciałabym tego robić przy wszystkich. Z wielkimi oporami towarzystwo
opuściło pokój. Wreszcie mogłam spokojnie pomyśleć.
Daniel… Mój kochany Daniel… Kochałam
go, tak jak jeszcze nikogo. Był dla mnie wszystkim. Ale kiedy widziała Janka to
całe stado motyli w moim brzuchu ruszało do lotu. Przy nim wszystkie odczucia
jakie były możliwe się pojawiały. Nie wiedziałam kogo w końcu kocham. Ale czy można
to nazwać miłością? Skoro sama nie wiem kogo wolę? Przemyślenia przerwał mi
Janek wchodzący otwartym oknem. Co? O boże…
- Co ty wyprawiasz?! – spytałam szeptem,
a chłopak nic nie powiedział tylko uśmiechnął się żarliwie. Oh, aż mi gorąco
się zrobiło.
Janek podszedł na palcach do drzwi po
drodze zabierając krzesło i przystawił je nim. Odwrócił się w moją stronę i
szybkim biegiem podążył do mnie. Usiadł na jednym z boków łóżka i gładząc ręką
moje włosy zaczął mi się przyglądać. Zamknęłam oczy. Czułam się jak w siódmym
niebie. Odczucie było prawie takie samo jakby mnie całował. Mogłabym tak trwać
bez końca, ale Janek miał jednak inny plan.
- Królewno – zaczął ściszonym głosem.
– Kim jest Daniel?
O nie… Dlaczego pyta o to, a nie o
coś innego? Dlaczego, ja się pytam?!
- No wiesz… Daniel to mój… em, przyjaciel.
To mój przyjaciel! – skłamałam. Gratulacje! 0:1 życie. – A skąd to pytanie?
- Nie… Nie ważne. – stwierdził Janek
i schwycił moją dłoń po czym pocałował czubki palców. – Wiesz, odkąd cię
zobaczyłem to po prostu nie mogłem przestać o tobie myśleć. Byłaś taka
wyjątkowa. U mnie w środowisku nie ma takich, jak ty i od razu poczułem chęć pocałowania
cię, ale przede wszystkim dowiedzenia się jaka jesteś. I teraz… Teraz wiem, że
jesteś delikatna i powinienem być zawsze przy tobie i cię chronić. Zawsze być i
nigdy nie opuszczać. – przerwał i spojrzał głęboko w moje oczy. – Przeprowadzam
się do akademii. Żeby być zawsze przy tobie…
Nie dokończył bo przyciągnęłam go do
siebie i zaczęłam delikatnie całować. Chłopak nachylił się. On całował powoli, nieśpiesznie
i delikatnie. Zatopiłam dłonie w jego włosach. Były takie puszyste. Niestety
drzwi pokoju otworzyły się z hukiem, a w nich stanęła sama Izabel.
Ruda kocham cie! A zarazem nienawidzę cie !
OdpowiedzUsuńCzemu taki moment !
Pozdrawiam!!! :*
"Usiadł na jednym z boków łóżka"
OdpowiedzUsuń"Chłopak podniósł się z krzesła"
Niezgodność treści
A tak wgl to się popłakałam przy wstępie
I wgl szuper!
Osz kurde. Dobra. Ja to poprawić jutro.
Usuń