piątek, 26 lutego 2016

Rozdział 38, cz. 2

  No tak. Kiedy świat zdecydował się postawić przede mną jeden z najtrudniejszych wyborów, moja głowa była całkowicie pusta. Musiałam wybierać: poświęcić się i pójść do Adama, co równałoby się z poddaniem, ale obronieniem moich przyjaciół; albo zrekrutowanie ludzi do walki i stawienie czoła wrogowi, co byłoby równe z narażeniem przyjaciół na śmierć. I tak źle, i tak źle. Ale musiałam wybrać, a ten wybór powinien być najlepszą decyzją w moim życiu. Boże, ratuj. 

    Spojrzałam na moich przyjaciół. Byli tu wszyscy, od Daniela do Gustawa. Przez mój krótki pobyt w zaświatach uświadomiłam sobie, że bardzo ich potrzebuje. Bez nich praktycznie nie istnieję, a aby wygrać, muszę w pełni im zaufać. To był mój cel. Kotwica, której muszę się trzymać, żeby cokolwiek osiągnąć. Mój wzrok zatrzymał się na mężczyźnie o płonących wściekłą zielenią oczach, kruczoczarnych włosach, małych zmarszczkach w kącikach oczu i posturze byka. Jestem prawie pewna, że widzę go pierwszy raz na oczy. Wiedziałam o nim tylko to, że był dziadkiem Daniela i Dylana, i że obaj chłopcy bardzo za nim tęsknili, tak samo on za nimi. W naszym małym gronie pojawił się jeszcze jeden nowicjusz, i jak zdążyłam już zauważyć, był niezbyt lubiany. O nim wiedziałam trochę więcej, a mianowicie to, że miał na imię Isaac, był byłym przyjacielem Daniela i nikt mu nie ufał. A ja, przyszła najpotężniejsza, byłam zdezorientowana. Postanowiłam dowiedzieć się wszystkiego o dwóch nowych sprzymierzeńcach. Nagle zauważyłam, że spojrzenia wszystkich są utkwione we mnie. Na niektórych twarzach widniał serdeczny uśmiech, lecz na innych wyraz zirytowania. Na moje policzki wypełzł rumienieć, a na wargach pojawił się uśmiech.

   - Ta decyzja z pewnością jest jedną z tych najtrudniejszych w moim życiu, ale, jak to mówią, do odważnych świat należy. – przerwałam na krótką chwilę i omiotłam spojrzeniem wszystkich zebranych. Na ich twarzach widniały najróżniejsze emocje, ale jedną, która przewyższała wszystkie była nadzieja. Nadzieja na lepsze jutro. Bezpieczne życie. – Ale jestem pewna, że czego nie wybrałabym, i tak byłoby źle, więc nie chcę przeciągać. Będziemy walczyć. I pokażemy czarnym, że z nami się nie zadziera. 

   Moi znajomi uradowali się i zaczęli już obmyślać własne plany co do naszej walki z czarnymi. Nie chciałam im psuć dobrego humoru, ale przecież nie było szans, żeby każdemu podobał się mój plan. Byłam pewna, że to wydarzenie wystawi na próbę nie tylko nasze zdrowie, ale też nasze przyjaźnie. Niestety, jak to wojna, będzie nieść za sobą wiele ofiar, tych materialnych, jak i ludzkich.

   - Musimy opracować plan. Lecz najpierw jedna bardzo ważna rzecz. – przerwałam i spojrzałam na Janka i Amandę. – Muszę wiedzieć czy nam pomożecie. Bez was na pewno nie damy rady. Teraz tylko decyzja należy do was. Chcecie się dla nas poświęcić? 

   - Oczywiście, kochanie! – wykrzyknęła Amanda, a jej narzeczony spiorunował ją wzrokiem, lecz ona, o dziwo, nie dała się spławić i po rzuceniu mu morderczego spojrzenia uśmiechnęła się do mnie. – Aga, możesz być pewna, że likantropy bez wątpienia ci pomogą. 

  Nie powiem, zdziwiło mnie to, że Janek wcale nie protestował i podporządkował się słowom swojej dziewczyny.          Byłam tak zszokowana, że nie zauważyłam, kiedy babcia do mnie podeszła. 

   - Kochanie, idź teraz ze swoimi przyjaciółmi i rób to, co Daniel ci powie, dobrze? A my zgromadzimy całą akademię na podwórzu. Przyjdźcie, kiedy będziecie gotowi. 

   Po tych słowach wszyscy dorośli opuścili nas. Zostałam sama z najbliższymi dla mnie osobami. Dopiero teraz miałam okazję im się dokładniej przyjrzeć. Żadne z nich, oprócz nowoprzybyłego Isaaca, nie wyglądało zbyt dobrze. Sińce pod oczami, potargane włosy i ubrania, połamane paznokcie i ten martwy wyraz twarzy. Teraz zauważyłam, jak bardzo wstrząsnęła nimi moja śmierć. Automatycznie wyobraziłam sobie, co musieli czuć. Jak bardzo ich zraniłam. Ale mimo wszystko uśmiechali się do mnie, a w ich oczach kłębiła się bezgraniczna wiara we mnie i moje umiejętności. Byłam wzruszona tym, że mam takich przyjaciół.

   - Przestaniemy tak stać w milczeniu? – ciszę przerwał głos Isaaca przesycony sarkazmem. – Nie zdążyłem się przedstawić – zwrócił się do mnie z szelmowskim uśmiechem. – Isaac Gajewski. Miło mi. 

  Zatkało mnie. Nie wiedziałam, czy także mam się przedstawić, ale w jego oczach było coś, co mnie zahipnotyzowało. Widziałam w jego oczach coś znajomego. W sercu poczułam ukłucie tęsknoty. O co chodzi? Nagle do mojej głowy zaczęły spływać myśli. Tysiące myśli. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie doświadczyłam. Czułam się, jakby ktoś wywiercał w mojej głowie dziurę i próbował dotrzeć do mojego mózgu. Upadłam na kolana z łzami spływającymi po policzkach. Przez te wszystkie natarczywe myśli, przerwała się jedna najsilniejsza: ,,Umrzecie. Najpierw twoi przyjaciele, a później ty. Zapłacicie mi za moją stratę.” Po tych słowach zaczęłam histerycznie krzyczeć. 

   - Daniel! Pomóż mi! Oni są wszędzie! – krzyczałam, ale nie widziałam go. Nie widziałam nic. Słyszałam tylko ten obleśny głos, który przeszywał moje myśli niczym igła materiał. – Nie wytrzymam tego dłużej! DOŚĆ! – wrzasnęłam i wszystkie okna poszły w drobny mak. Głosy zniknęły, a ja opadłam bezsilnie na ziemię. Zaczęłam płakać. Płakałam z bólu, który pulsował w moich skroniach. Nagle ktoś mnie podniósł i wylądowałam w ciepłych ramionach. Poczułam zapach palonego drewna. Daniel. Mój kochany Daniel. Moje całe życie. Byłam w jego ramionach. Bezpieczna. – Dan, postaw mnie. Chcę wam pomóc. Musimy wyjaśnić uczniom i nauczycielom, że jedynym rozwiązaniem jest walka. Potrzebujecie mnie. Zaufaj mi. Dam radę. 

 *** 

   Po dwóch godzinach przekonywania moich przyjaciół, że wszystko jest w porządku, stałam na prowizorycznej scenie na podwórzu akademii. Przede mną byli zebrani wszyscy, którzy tutaj mieszkali. Wiedziałam od babci, że do końca tygodnia mają się zjechać do nas wszyscy biali czarownicy. Ludzie, którzy przeszli do legendy. A ja będę miała na celu wyszkolenie ich i przygotowanie do walki, która na pewno przejdzie do historii. Nie powiem, niezłe bagno. Ale nie jestem w tym sama, mam ze sobą grupę przyjaciół, która zawsze stoi za mną murem. 

  - I co tak się przyglądasz? – usłyszałam głos, który zawsze mnie uspokajał. Daniel. – Już wiesz, co powiedzieć temu tłumowi, aby był pewien, że z tobą wygramy?

   - Szczerze? Nie. – odpowiedziałam, a chłopak, obejmując mnie od tyłu, oparł brodę na mojej głowie. – Nie jestem pewna, czy cokolwiek z siebie wyduszę. A jeśli tak, to czy to będzie miało jakikolwiek sens. Boję się, że nie dam sobie rady. Że się poddam, wtedy, kiedy najbardziej będziecie mnie potrzebować.

   - Słońce – powiedział i obrócił mnie twarzą do siebie. – Wszystko, co zadecydujesz, co powiesz będzie wspaniałe. Bo ty jesteś wspaniała, silna i odważna. Jesteś naszą jedyną nadzieją i jeśli uwierzysz, że wszystko, co zadecydujesz będzie dobre, to tak będzie. Proszę, po prostu uwierz w siebie. – Kiedy skończył mówić, pocałował mnie w czoło i odszedł, aby zostawić mnie samą z decyzją, co powiem ludziom, którzy pokładają we mnie nadzieje. No to czas iść dać nadzieję.

   Stanęłam na podwyższeniu i spojrzałam na zebranych. Ludzie, którzy stali i wlepiali we mnie wzrok byli moją jedyną nadzieją, a ja ich. Musiałam zrobić to tak, jak należy.

   - Witajcie! Jak pewnie każdy z was wie, w ciągu tego tygodnia zdążyłam umrzeć i powstać z martwych. I teraz musimy zacząć walczyć. Lecz nie możemy iść na pole walki bez przygotowania. Zorganizujemy ćwiczenia. Każdy z was dostanie szansę na udoskonalenie swoich umiejętności. Będziecie mogli walczyć ramię w ramię ze swoimi rodzicami. Ale musicie mi coś przyrzec. Nigdy nie przestaniecie wierzyć w swoją siłę. Musicie cały czas wierzyć w siebie. Bo jeżeli wy będziecie pewni swej mocy, to nikt nie będzie mógł podważyć waszych umiejętności. Ta bitwa będzie należeć do was. To wy będziecie panami swego losu. Musicie być tylko pewni swojej siły. Obiecajcie mi nigdy się nie poddać. Nie ważne, jak straszna będzie sytuacja. Wy będziecie dalej walczyć. Obiecujecie? Niestety nie zdążyłam nic więcej dodać, bo głosy powróciły. Znowu upadłam na kolana i zawyłam.

   Niestety, ale powrót z żywych nie był najlepszym pomysłem. To jest mój koniec.

2 komentarze: