poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział 7



Rozdział 7.

Czasami zastanawiamy się co będzie po śmierci, większość z nas boi się końca lecz tak naprawdę nikt nie potrafi powiedzieć, kiedy ona nas dotknie. Ja wiem, kiedy umrę. Wiem w jaki sposób i wiem, że to nie będzie moja ostatnia droga. Wierzę w życie po śmierci. Nieraz mówimy, że śmierć jest piękna, że ukazuje się kosarz w ciemnej szacie z kapturem naciągniętym na twarz. Jego kosa lśni srebrnym blaskiem oświetlając nasze zgaśnięte oczy. Ale czy ktoś potrafi zdecydować, kiedy odejść? Żadne żywe stworzenie nie chce zniknąć z powierzchni ziemi. Śmierć jest najgorszym problemem świata. Każdy się jej obawia.
Kiedy otworzyłam oczy poczułam ogromny ból w klatce piersiowej. Znałam go. Pojawiał się on od czasu do czasu. Był spowodowany wspomnieniami przesyłanymi do mojego umysłu. Pojawiał się on od zawsze, kiedy Iga próbowała mi pokazać coś czego nikt inny nie mógł ujrzeć. Ten ból był natarczywy, ale zawsze znikał po dwóch, trzech godzinach. Lecz ten… ten był mocniejszy. Babcia mówiła, że to efekt uboczny mojej mocy, którą posiadam. Nad sobą miałam gwiazdy. Świeciły się, więc było już późno. Z bólem odwróciłam głowę w prawo i ujrzałam drzemiącą na krześle Zuzę. Widziałam, że jej rysy były zupełnie gładkie. Nie widziałam tych małych zmarszczek wokół oczu i nosa, kiedy się śmieje, a także nie zauważyłam jej oczu wąskich jak szparki, kiedy się nad czymś zastanawiała. Była zupełnie nieświadoma. Nieświadoma życia, które na nas poluje. Nagle usłyszałam ciężkie westchnięcie. Odwróciłam głowę i po drugiej stronie pokoju ujrzałam Daniela opierającego się o ścianę. Jego włosy były potargane, a mundurek zmięty. Ile byłam nieprzytomna?! Dlaczego oprócz ich nie ma tu nikogo więcej? I najważniejsze: Czemu nie czuje nic poniżej pasa?! Daniel najwyraźniej wyczuł moje spojrzenie, bo z prędkością światła znalazł się przy moim łóżku. Zdziwiło mnie jak szybko to zrobił i bezdźwięcznie. Chwycił moją dłoń i lekko ścisnął. Chciałam się odwdzięczyć tym samym, ale zamiast uścisnąć jego rękę okropny, rwący ból przepłynął wzdłuż mojej prawej ręki. Najwyraźniej jęknęłam z bólu, bo z drugiej strony łóżka odezwała się sennie Zuza.
- Skarbie – zaczęła i ujrzałam w jej pięknych oczach łzy. – Tak się o ciebie martwiłam. Kiedy Gus na ciebie spojrzał ty po prostu upadłaś tak jakbyś była kukłą, której odcięli sznurki! Bałam się, że już nigdy się nie obudzisz – powiedziała na jednym tchu i wtedy łzy wygrały. – Nie chciałam ciebie stracić! – szepnęła ocierając łzy z policzków. – Potrzebuję cię!
Spojrzałam na jej twarz ściągniętą bólem. Chciałam ją przytulić, ale miałam dziwne wrażenie, że nie dam rady nawet skinąć głową. Postanowiłam sprawdzić jak pójdzie mi z mówieniem.
- Zuza – zaczęłam trochę niezbyt wyraźnie i bardzo cicho. – Ile byłam nieprzytomna?
Dziewczyna nagle spojrzała na mnie jakbym pytała się, czy potrafi latać. Zrozumiałam, że ona kompletnie nie ma pojęcia ile dni jestem odłączona od życia. Odwróciłam głowę i spojrzałam pytająco na Daniela.
- Trzy dni – powiedział i uśmiechnął się przepraszająco. – Nikt nie wiedział, że to tyle potrwa. Twoja babka powiedziała, że trafiały ci się już takie przypadki i że nie mamy się obawiać.
Kiedy skończył mówić spojrzałam na niego pytająco. Daniel ścisnął moją dłoń.
- Tak – odpowiedział. – Twoja mama wie o wszystkim. Była pierwszą dorosłą, która dowiedziała się, że straciłaś przytomność.
Zaskakiwało mnie to, że nawet nie zadałam pytania, a on wiedział o co chodzi. Pamiętałam jego krótki pocałunek i byłam pewna, że mi się to nie przyśniło. Patrząc w jego nieobecną twarz coś zawibrowało na stoliku nocnym. Chłopak chwycił komórkę i odebrał. Mruczał coś do słuchawki i po chwili do drzwi zawitało kilkanaście głosów. Pierwszymi osobami, które weszły do małego pomieszczenia była moja babcia, mama, Adam i Dylan. Na widok dwóch ostatnich zrzędła mi mina. Czemu oni wszyscy przyszli? Mi do szczęścia wystarczał tylko Daniel. Nagle chłopak puścił moją dłoń, a na jego miejsce usiadła babcia, z drugiej strony Zuzy też już nie było lecz siedziała tam mama. Pochyliła się nade mną i odgarnęła moją grzywkę z czoła. Kochałam, kiedy tak robiła. To był jedyny gest, który nakazywał mi się wziąć w garść. Mówił: Nie poddawaj się! Przecież to nie w twoim stylu Agnieszka! Ale teraz czułam pełne prawo aby się poddać. Pamiętałam wizję gdzie widziałam tatę. Tatę, który wcale nie był do niego podobny. Chciałam wszystko powiedzieć mamie, ale nie było to takie proste przy takim tłumie. Poszukałam wzrokiem Daniel. Stał naprzeciwko mnie, opierając się o ścianę. Posłałam mu proszące spojrzenie, a on lekko kiwnął głową.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale moim zdaniem Agnieszka chciałaby odpocząć – powiedział i posłał znaczące spojrzenia po zebranych. – Niech zostanie przy niej pani Zalewska, a my udamy się na kolację.
Babcia spojrzała na niego z dumą. Ścisnęłam jej dłoń tak mocno jak tylko mogłam chcąc jej pokazać, że dam sobie radę. Babcia się podniosła i jak na znak wszyscy wyszli z pokoju. Zostałam sam na sam z moją własną matka. Jeszcze nigdy nie krępowałam się tak jak dziś w jej towarzystwie. Oparła się wygodniej na krześle i mrugnęła do mnie zachęcająco. No to do dzieła!
- Mamo – zaczęłam i zaraz odczułam okropny ból. – Mamo… widziałam tatę. – Kiedy to powiedziałam wybałuszyła oczy jakbym powiedziała, że widziałam jednorożca. Widziałam, że kiedy tylko mowa o tacie mama traci cały swój, niezawodny spokój. Ponagnaliła mnie machając dłonią abym mówiła dalej.
- Tato kazał mi znaleźć naszyjnik z głową wilka – powiedziałam i spojrzałam na nią pytająco. – Dlaczego akurat ten naszyjnik?
- Nie wiem skarbie – odpowiedziała i westchnęła. – Mówił coś jeszcze?
- Tak – odparłam i spróbowałam wyciągnąć do niej dłoń. – Powiedział, że będzie mnie chronił. I widziałam wilki. Zakrwawione.
Na dźwięk tych słów mama wyprostowała się tak jakby połknęła patyk. Nie spojrzała na mnie ani razu i wyszła. Zaraz po niej do pokoju wtargnął Daniel. Zamknał drzwi i przystawił je krzesłem, tak aby nie dało się ich otworzyć. Poszarpał je chwilę sprawdzając swój mechanizm i upewniając się, że nikt tutaj nie wejdzie nie proszony podszedł do mnie, usiadł na skraju łóżka i pochylił się nade mną. Musnął delikatnie mój policzek kciukiem i spojrzał mi w oczy. Wiedziałam, że kryło się w nich pragnienie. P o c a ł u j! Chyba usłyszał to słowo, bo pochylił się jeszcze bardziej i pocałował mnie namiętnie. Jego usta były miękkie. Całował mnie z początku delikatnie, ale z sekundy na sekundę całował coraz pewniej. Nagle krzesło upadło z głuchym trzaskiem na ziemię, a drzwi uderzyły w ścianę. Usłyszałam głuchy krzyk Zuzy.

2 komentarze: