Rozdział 7.
Czasami zastanawiamy się co będzie po
śmierci, większość z nas boi się końca lecz tak naprawdę nikt nie potrafi
powiedzieć, kiedy ona nas dotknie. Ja wiem, kiedy umrę. Wiem w jaki sposób i
wiem, że to nie będzie moja ostatnia droga. Wierzę w życie po śmierci. Nieraz
mówimy, że śmierć jest piękna, że ukazuje się kosarz w ciemnej szacie z
kapturem naciągniętym na twarz. Jego kosa lśni srebrnym blaskiem oświetlając
nasze zgaśnięte oczy. Ale czy ktoś potrafi zdecydować, kiedy odejść? Żadne żywe
stworzenie nie chce zniknąć z powierzchni ziemi. Śmierć jest najgorszym
problemem świata. Każdy się jej obawia.
Kiedy otworzyłam oczy poczułam
ogromny ból w klatce piersiowej. Znałam go. Pojawiał się on od czasu do czasu.
Był spowodowany wspomnieniami przesyłanymi do mojego umysłu. Pojawiał się on od
zawsze, kiedy Iga próbowała mi pokazać coś czego nikt inny nie mógł ujrzeć. Ten
ból był natarczywy, ale zawsze znikał po dwóch, trzech godzinach. Lecz ten… ten
był mocniejszy. Babcia mówiła, że to efekt uboczny mojej mocy, którą posiadam.
Nad sobą miałam gwiazdy. Świeciły się, więc było już późno. Z bólem odwróciłam
głowę w prawo i ujrzałam drzemiącą na krześle Zuzę. Widziałam, że jej rysy były
zupełnie gładkie. Nie widziałam tych małych zmarszczek wokół oczu i nosa, kiedy
się śmieje, a także nie zauważyłam jej oczu wąskich jak szparki, kiedy się nad
czymś zastanawiała. Była zupełnie nieświadoma. Nieświadoma życia, które na nas
poluje. Nagle usłyszałam ciężkie westchnięcie. Odwróciłam głowę i po drugiej
stronie pokoju ujrzałam Daniela opierającego się o ścianę. Jego włosy były
potargane, a mundurek zmięty. Ile byłam nieprzytomna?! Dlaczego oprócz ich nie
ma tu nikogo więcej? I najważniejsze: Czemu nie czuje nic poniżej pasa?! Daniel
najwyraźniej wyczuł moje spojrzenie, bo z prędkością światła znalazł się przy
moim łóżku. Zdziwiło mnie jak szybko to zrobił i bezdźwięcznie. Chwycił moją
dłoń i lekko ścisnął. Chciałam się odwdzięczyć tym samym, ale zamiast uścisnąć
jego rękę okropny, rwący ból przepłynął wzdłuż mojej prawej ręki. Najwyraźniej
jęknęłam z bólu, bo z drugiej strony łóżka odezwała się sennie Zuza.
- Skarbie – zaczęła i ujrzałam w jej pięknych oczach łzy. –
Tak się o ciebie martwiłam. Kiedy Gus na ciebie spojrzał ty po prostu upadłaś
tak jakbyś była kukłą, której odcięli sznurki! Bałam się, że już nigdy się nie
obudzisz – powiedziała na jednym tchu i wtedy łzy wygrały. – Nie chciałam
ciebie stracić! – szepnęła ocierając łzy z policzków. – Potrzebuję cię!
Spojrzałam na jej twarz ściągniętą bólem. Chciałam ją przytulić,
ale miałam dziwne wrażenie, że nie dam rady nawet skinąć głową. Postanowiłam
sprawdzić jak pójdzie mi z mówieniem.
- Zuza – zaczęłam trochę niezbyt wyraźnie i bardzo cicho. –
Ile byłam nieprzytomna?
Dziewczyna nagle spojrzała na mnie jakbym pytała się, czy
potrafi latać. Zrozumiałam, że ona kompletnie nie ma pojęcia ile dni jestem
odłączona od życia. Odwróciłam głowę i spojrzałam pytająco na Daniela.
- Trzy dni – powiedział i uśmiechnął się przepraszająco. –
Nikt nie wiedział, że to tyle potrwa. Twoja babka powiedziała, że trafiały ci
się już takie przypadki i że nie mamy się obawiać.
Kiedy skończył mówić spojrzałam na niego pytająco. Daniel
ścisnął moją dłoń.
- Tak – odpowiedział. – Twoja mama wie o wszystkim. Była
pierwszą dorosłą, która dowiedziała się, że straciłaś przytomność.
Zaskakiwało mnie to, że nawet nie zadałam pytania, a on
wiedział o co chodzi. Pamiętałam jego krótki pocałunek i byłam pewna, że mi się
to nie przyśniło. Patrząc w jego nieobecną twarz coś zawibrowało na stoliku
nocnym. Chłopak chwycił komórkę i odebrał. Mruczał coś do słuchawki i po chwili
do drzwi zawitało kilkanaście głosów. Pierwszymi osobami, które weszły do
małego pomieszczenia była moja babcia, mama, Adam i Dylan. Na widok dwóch
ostatnich zrzędła mi mina. Czemu oni wszyscy przyszli? Mi do szczęścia
wystarczał tylko Daniel. Nagle chłopak puścił moją dłoń, a na jego miejsce
usiadła babcia, z drugiej strony Zuzy też już nie było lecz siedziała tam mama.
Pochyliła się nade mną i odgarnęła moją grzywkę z czoła. Kochałam, kiedy tak
robiła. To był jedyny gest, który nakazywał mi się wziąć w garść. Mówił: Nie
poddawaj się! Przecież to nie w twoim stylu Agnieszka! Ale teraz czułam pełne
prawo aby się poddać. Pamiętałam wizję gdzie widziałam tatę. Tatę, który wcale
nie był do niego podobny. Chciałam wszystko powiedzieć mamie, ale nie było to
takie proste przy takim tłumie. Poszukałam wzrokiem Daniel. Stał naprzeciwko mnie,
opierając się o ścianę. Posłałam mu proszące spojrzenie, a on lekko kiwnął
głową.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale moim zdaniem Agnieszka
chciałaby odpocząć – powiedział i posłał znaczące spojrzenia po zebranych. –
Niech zostanie przy niej pani Zalewska, a my udamy się na kolację.
Babcia spojrzała na niego z dumą. Ścisnęłam jej dłoń tak
mocno jak tylko mogłam chcąc jej pokazać, że dam sobie radę. Babcia się
podniosła i jak na znak wszyscy wyszli z pokoju. Zostałam sam na sam z moją
własną matka. Jeszcze nigdy nie krępowałam się tak jak dziś w jej towarzystwie.
Oparła się wygodniej na krześle i mrugnęła do mnie zachęcająco. No to do
dzieła!
- Mamo – zaczęłam i zaraz odczułam okropny ból. – Mamo…
widziałam tatę. – Kiedy to powiedziałam wybałuszyła oczy jakbym powiedziała, że
widziałam jednorożca. Widziałam, że kiedy tylko mowa o tacie mama traci cały
swój, niezawodny spokój. Ponagnaliła mnie machając dłonią abym mówiła dalej.
- Tato kazał mi znaleźć naszyjnik z głową wilka –
powiedziałam i spojrzałam na nią pytająco. – Dlaczego akurat ten naszyjnik?
- Nie wiem skarbie – odpowiedziała i westchnęła. – Mówił coś
jeszcze?
- Tak – odparłam i spróbowałam wyciągnąć do niej dłoń. –
Powiedział, że będzie mnie chronił. I widziałam wilki. Zakrwawione.
Na dźwięk tych słów mama wyprostowała się tak jakby połknęła
patyk. Nie spojrzała na mnie ani razu i wyszła. Zaraz po niej do pokoju
wtargnął Daniel. Zamknał drzwi i przystawił je krzesłem, tak aby nie dało się
ich otworzyć. Poszarpał je chwilę sprawdzając swój mechanizm i upewniając się,
że nikt tutaj nie wejdzie nie proszony podszedł do mnie, usiadł na skraju łóżka
i pochylił się nade mną. Musnął delikatnie mój policzek kciukiem i spojrzał mi
w oczy. Wiedziałam, że kryło się w nich pragnienie. P o c a ł u j! Chyba usłyszał
to słowo, bo pochylił się jeszcze bardziej i pocałował mnie namiętnie. Jego usta
były miękkie. Całował mnie z początku delikatnie, ale z sekundy na sekundę
całował coraz pewniej. Nagle krzesło upadło z głuchym trzaskiem na ziemię, a
drzwi uderzyły w ścianę. Usłyszałam głuchy krzyk Zuzy.
Cudowny rozdział *.*
OdpowiedzUsuńZresztą jak zawsze ♥
Czudnie mała :)
OdpowiedzUsuń