Rozdział 20
Na świecie istnieją cztery różne
garstki ludzi. W pierwszej garstce są ludzie, którzy nie widzą nic pięknego w
otaczającym nas świecie, trzeba im uświadomić piękność niektórych rzeczy. W
drugiej, ludzie, którzy zauważają piękno rzeczy. Nawet tych najmniej pięknych,
rzeczy codziennych. W trzeciej, ludzie dostrzegający piękno w śpiewie ptaków, w
szumie wiatru, w hałasie ruchu ulicznego. A w czwartej? Ostatnia garstka ludzie
ma wszystkiego po trochu. Nie dostrzega piękna, ale jeśli chce to je bardzo
dokładnie widzi, słyszy więcej niż zwykli ludzie, chociaż czasami unikają tych
dźwięków. A kiedy wszystkie te garstki ludzi zbierze się do jednej kupki
powstaje społeczność pełna nienawistnych, naiwnych, zawistnych ludzi, którzy
myślą, że są lepsi od innych. Oczywiście nie jest tak ze wszystkimi. W tej
kupce jest taka malusieńka garstka, nie można jej nawet nazwać piątą garstką, w
której mieszczą się ludzie skromni. Ludzie którzy nie oceniają po wyglądzie, po
tym ile masz pieniędzy, po tym czy masz jakiś talent. Oni dostrzegają to prawdziwe
piękno. Wnętrze człowieka. Charakter. Ci ludzie nie widzą nic brzydkiego. Dla
nich każdy człowiek, każda rzecz, każda melodia jest piękna. A oni sami dla
siebie są brzydcy. Uważają, że oni, ludzie którzy doceniają to co ważne, są
brzydcy, nic nie warci. Są bardzo skromni. I takich ludzi jest bardzo niewiele.
O nich trzeba dbać.
Chłopak z kruczoczarnymi włosami, o
niebieskich oczach, bladej cerze i zapewne miękkich, różowych ustach, wpatrywał
się we mnie, jak sroka w gnat. Nie powiem, żeby nie było to przyjemne, lecz
przyprawiało mnie o gęsia skórkę. Patrzył na mnie coraz natarczywiej, a
Katarina nadal nie odpowiedziała mu na pytanie. Oj, zero kultury osobistej.
Zero. Spojrzałam na Angusa, może on odpowie przybyszowi. Lecz on wpatrywał się
w skarpetki i podejrzewam, że nawet nie usłyszał pytania. No cóż, będzie trzeba
samemu za siebie odpowiedzieć.
- Cześć – zaczęłam z uśmiechem. – Jestem
Agnieszka. Prawdopodobnie jestem tutejszym więźniem. – Obejrzałam się na Angusa
i Katarinę, ale oni nic. – A ty? Kim jesteś?
- To teraz nieważne! – krzyknął oburzony.
Odwrócił się w stronę Katariny. – Mów, gdzie jest ojciec! – Katarina podskoczyła
i spojrzała na chłopaka smutnym wzrokiem.
- Paniczu – zaczęła, bardzo cichutkim
głosem. – Twój ojciec jest aktualnie na polowaniu. Nie będzie go dobre dwie
godziny.
Chłopak zawarczał. On zawarczał. Mimo
woli parsknęłam śmiechem. Szybko zasłoniłam twarz ręka bojąc się, że ktoś
zauważy, jednak nic takiego się nie stało. Niebieskooki zakręcił głową, tak
jakby szyja go bolała. Kiedy znów na mnie spojrzał jego oczy już nie były takie,
jak przedtem. Białka zakrwawione, a źrenica rozepchana na całą tęczówkę. Usta
przybrały truskawkową barwę, a zęby nabrały ostrości żyletek. Wyglądał
strasznie. A jeszcze straszniejsze było, to że zbliżał się do mnie. Pierwsza
myśl, zje mnie. Wiem absurdalne, ale on tak wyglądał. Gdy wilkołak był już pół
metra ode mnie znów ktoś stanął w drzwiach. Tym razem była to dziewczyna o złotych
włosach, szarych oczach i tak samo bladej cerze, jaką miał chłopak. Była
wkurzona. Może nie tak bardzo, jak wilkołak stojący przede mną, ale jednak.
Omiotła nas wszystkich spojrzeniem i zatrzymała się na Angusie.
- Angus! – wykrzyknęła. Miała piękny,
perlisty głos. – Dlaczego trzymasz moje skarpetki?
Angus spojrzał na nią, a następnie na
skarpetki. Ojoj, cóż za dramat. Mężczyzna pokręcił głową na znak, że nie ma
pojęcia. Dziewczyna przeniosła wzrok na chłopaka o niebieskich oczach. Widziała
tylko jego plecy. Zmarszczyła brwi i zaczęła iść w naszym kierunku.
- Janek… Odwróć się. Chcę zobaczyć
twoją twarz.
Chłopak pokręcił głową i spojrzał w
moje oczy. Widziałam w nich strach i obrzydzenie. Czyżby ta dziewczyna go
brzydziła? Przyjrzałam mu się dokładnie. Był piękny. Nawet kiedy był… taki
nienaturalny. Nagle ogarnęła mnie chęć pocałowania go. Dziewczyna od skarpetek
była już przy nas. Złapała Janka za rękę i okręciła twarzą do niej. Chłopak
znów zawarczał, skarpeciara zastygła. Z głębi jej gardła wydobyło się ciche,
ale gwałtowne syczenie. Jej oczy zabłysły rubinem, a kły wydłużyły się. O kurdekurdekurde!
Trafiłam w sam środek kłótni pomiędzy wampirem, a wilkołakiem. Ciekawe co się
teraz stanie. Czy Janek skoczy skarbeciarze do gardła? A może na odwrót. Odpowiedź
przyszła sama.
- Nie wiem kim jesteś – powiedziała wampirzyca.
– Ale ani ja, ani Janek nie zaczniemy się gryźć. – Przewróciła oczami i
schowała kły. – Ja jestem wychowanym wampirem z dobrej rodziny, a on jest
arystokratycznym likantropem. Nikt tu nikogo nie zje.
Zeskoczyłam z łóżka na którym
siedziałam i podeszłam do Angusa. Czułam, że on może mi najwięcej powiedzieć.
Spojrzałam na niego. W jego oczach kryły się iskry radości, śmiechu. Śmieszyła
go ta sytuacja tak samo, jak mnie. Szturchnęłam go i uniosłam brwi. On puścił
do mnie oczko i uśmiechnął się. Czym nieświadomie rozpoczął mój atak śmiechu.
Śmiałam się ile sił w płucach, a kiedy odchyliłam głowę do tyłu i ujrzałam
aniołki barokowe zaczęły mi po policzkach spływać łzy. Janek i skarpeciara
spojrzeli na mnie jak na wariatkę, a Katarina zmarszczyła brwi i pokręciła
głową. Podeszła do mnie i do swojego brata i wzięła od niego skarpetki po czym
podała je wampirzycy. Objęła nas wszystkich wzrokiem i na chwilę wyszła z
pomieszczenia. Wróciła po niepełnej minucie ze szklankami i dzbankiem soku na
tacy. Postawiła to na stoliczku stojącym pomiędzy łóżkiem na którym leżałam, a
innym łóżkiem i mruknęła: ,,Usiądźcie, proszę.”. Wszyscy zgodnie usiedli. Ja i
Angus na moim łóżku, a Janek i skarpeciara na drugim łóżku, Katarina dostawiła
sobie krzesło, po czym głęboko westchnęła.
- Pewnie każdy z was ma mętlik w
głowie – zaczęła Katarina. – Postaram się odpowiedzieć na wszystkie wasze
pytania.
Rozejrzała się po nas, zrobiłam to
samo. Nikt nie podniósł ręki, ani nic nie powiedział. No dobra. Będę tą
pierwszą.
- Jak nazywa się ta skarpeciara? –
wskazałam na dziewczynę siedzącą obok Janka.
- Marta – powiedziała Kati. – Jest wampirzycą.
I tak, mieszka u nas bezkarnie. Nasz ród, a raczej ród panicza Janka żyje w
zgodzie z rodem Marty.
Wow, mega. U nas, jak pojawia się
jakiś intruz to wszyscy są gotowi go zabić. A tu jest inaczej. Pieknie.
- Kim jest ta bezczelna dziewczyna,
która śmiała mnie nazwać ,,skarciarą”? – spytała Marta, a ja się zaśmiałam.
Katarina spojrzała na mnie karcącym
wzrokiem i wykrzywiła usta w niezbyt pięknym uśmiechu.
- To jest Agnieszka Zalewska –
odparła likantropka. – Jest, jak podejrzewamy, najpotężniejszą czarownicą z
rodu Isabel.
- Nie jestem najpotężniejsza. –
poprawiłam Katarinę i spojrzałam na wampirzycę. – I nazwałam cię ,,skarpeciarą”,
a nie jakąś ,,skarciarą”!
Niestety nie zdążyła mi odpyskować,
bo znów straciłam przytomność.
***
Otworzyłam oczy. Byłam tam gdzie się
spodziewałam. W swoim pokoju. Na moim łóżku siedział Olek wyrywający sobie
włosy z głowy, obok niego siedziała Zuza i trzymała rękę na jego ramieniu. Na
krześle przy biurku siedziała Maja, a za nią stał Gustaw. Wszyscy mieli miny
pełne nadziei. Spojrzałam w dół. Widziałam swoje stopy! Stopy. Niemożliwe. Wyciągnęła
dłoń przed siebie i okręciłam ją delikatnie. Wszystko to widziałam.
Uśmiechnięta od ucha do ucha zamachałam do moich towarzyszy. Pierwszy zauważył
to Gustaw. Szturchnął Maję, ona kopnęła Olka, a on z kolei potrząsnął
delikatnie Zuzią. Wszyscy patrzeli na mnie, jak na słonia z trzema głowami i
dziesięcioma trąbami.
- O co chodzi? – spytałam ze
śmiechem. – Czy wyrosła mi trzecia ręka, albo drugi nos?
Zażartowałam. Chciałam ich rozbawić.
Niestety oprócz mnie zaśmiała się tylko Maja. No pięknie.
- Tto tty? – odezwał się drżącym
głosem Olek.
- Tak! To ja – Okręciłam się jak
baletnica. – ja i tylko ja! Nie poznajesz mnie?
- Poznaję. Tylko nie wiedzieliśmy, że
uda się nam cie tu przywołać.
Przechyliłam głowę w lewo. Śmiesznie
tak wyglądali, wszyscy zasmuceni z niewiadomych przyczyn. Ojej, co to z nimi
będzie.
- Kto cie porwał?! – huknął Gustaw.
- Spokojnie, jak na wojnie! –
odparłam ze śmiechem. – Jestem bezpieczna. Trafiłam w sam środek arystokracji.
Wampirzyca mieszkająca u wilkołaków. Tego jeszcze nie było!
Spojrzałam na Zuzię. Miałam nadzieję,
że ona mnie zrozumie. Nie pomyliłam się. Jej oczy nagle zabłysły zaciekawione.
- Nie wierzę! – krzyknęła i usiadła
prosto. – A powiedz mi… Jest tam jakiś przystojny wilkołak?
Przystojny wilkołak? Przed moimi
oczami pojawił się obraz Janka z obnażonymi zębami i czarnymi, przekrwionymi
oczętami. A chwilę później pojawił się jego łagodny obraz. Rozczochrane kruczoczarne
włosy, oczy lśniące się błękitem, blada cera wyglądająca, jak porcelana i te
usta. Tak, one były przecudne. Chwilę się zastanawiając pokręciłam głową na
znak, że nie ma tam żadnego przystojniaka.
- Och… To wielka szkoda…
Nie dokończyła, bo znów przeskoczyłam
w inne miejsce.
***
Nade mną pochylał się Janek z troską
ukrytą w oczach. Jejciu, jak słodko. Na widok moich otwartych oczu, uśmiechnął
się czule i pogłaskał mnie kciukiem po policzku. Przeszedł mnie silny dreszcze.
- Witaj, mała – powiedział miękko. –
Dlaczego zemdlałaś? Martwiłem się o ciebie.
Te słowa zabiły mnie, a jednocześnie
przyprawiły o motylki w brzuchu. Chłopak położył dłoń na moim brzuchu, a drugą
odgarnął mi włosy z twarzy.
- Jesteś przepiękna – szepnął. – Nie pozwolę,
żeby stała ci się krzywda. Mój ojciec cię nawet nie tknie.
I wtem do pomieszczenia wkroczyła
wysoka kobieta z wysoko upiętym kokiem i w za ciasnej sukience. Zaraz za nią
nadciągał człowiek, który był w miejscu, gdzie jest uwięziony tato z Igą i
bliźniakami. Kobieta krzyknęła przerażona i zakryła sobie ręką usta. Facet
rzucił się na Janka i odciągnął go ode mnie.
- Janie! – syknął porządnie wkurzony.
– Cóż ty robisz z tą dziewczyną?
Chłopak znów przybrał swoją postać
prawie całkowicie zmienionego likantropa.
- Ojcze! Nie dotkniesz jej! Po moim
trupie!
Mmmm Janeek,,,,
OdpowiedzUsuńLubiee
Hahha, lol xd
Usuń