wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 20



Rozdział 20

Na świecie istnieją cztery różne garstki ludzi. W pierwszej garstce są ludzie, którzy nie widzą nic pięknego w otaczającym nas świecie, trzeba im uświadomić piękność niektórych rzeczy. W drugiej, ludzie, którzy zauważają piękno rzeczy. Nawet tych najmniej pięknych, rzeczy codziennych. W trzeciej, ludzie dostrzegający piękno w śpiewie ptaków, w szumie wiatru, w hałasie ruchu ulicznego. A w czwartej? Ostatnia garstka ludzie ma wszystkiego po trochu. Nie dostrzega piękna, ale jeśli chce to je bardzo dokładnie widzi, słyszy więcej niż zwykli ludzie, chociaż czasami unikają tych dźwięków. A kiedy wszystkie te garstki ludzi zbierze się do jednej kupki powstaje społeczność pełna nienawistnych, naiwnych, zawistnych ludzi, którzy myślą, że są lepsi od innych. Oczywiście nie jest tak ze wszystkimi. W tej kupce jest taka malusieńka garstka, nie można jej nawet nazwać piątą garstką, w której mieszczą się ludzie skromni. Ludzie którzy nie oceniają po wyglądzie, po tym ile masz pieniędzy, po tym czy masz jakiś talent. Oni dostrzegają to prawdziwe piękno. Wnętrze człowieka. Charakter. Ci ludzie nie widzą nic brzydkiego. Dla nich każdy człowiek, każda rzecz, każda melodia jest piękna. A oni sami dla siebie są brzydcy. Uważają, że oni, ludzie którzy doceniają to co ważne, są brzydcy, nic nie warci. Są bardzo skromni. I takich ludzi jest bardzo niewiele. O nich trzeba dbać.
Chłopak z kruczoczarnymi włosami, o niebieskich oczach, bladej cerze i zapewne miękkich, różowych ustach, wpatrywał się we mnie, jak sroka w gnat. Nie powiem, żeby nie było to przyjemne, lecz przyprawiało mnie o gęsia skórkę. Patrzył na mnie coraz natarczywiej, a Katarina nadal nie odpowiedziała mu na pytanie. Oj, zero kultury osobistej. Zero. Spojrzałam na Angusa, może on odpowie przybyszowi. Lecz on wpatrywał się w skarpetki i podejrzewam, że nawet nie usłyszał pytania. No cóż, będzie trzeba samemu za siebie odpowiedzieć.
- Cześć – zaczęłam z uśmiechem. – Jestem Agnieszka. Prawdopodobnie jestem tutejszym więźniem. – Obejrzałam się na Angusa i Katarinę, ale oni nic. – A ty? Kim jesteś?
- To teraz nieważne! – krzyknął oburzony. Odwrócił się w stronę Katariny. – Mów, gdzie jest ojciec! – Katarina podskoczyła i spojrzała na chłopaka smutnym wzrokiem.
- Paniczu – zaczęła, bardzo cichutkim głosem. – Twój ojciec jest aktualnie na polowaniu. Nie będzie go dobre dwie godziny.
Chłopak zawarczał. On zawarczał. Mimo woli parsknęłam śmiechem. Szybko zasłoniłam twarz ręka bojąc się, że ktoś zauważy, jednak nic takiego się nie stało. Niebieskooki zakręcił głową, tak jakby szyja go bolała. Kiedy znów na mnie spojrzał jego oczy już nie były takie, jak przedtem. Białka zakrwawione, a źrenica rozepchana na całą tęczówkę. Usta przybrały truskawkową barwę, a zęby nabrały ostrości żyletek. Wyglądał strasznie. A jeszcze straszniejsze było, to że zbliżał się do mnie. Pierwsza myśl, zje mnie. Wiem absurdalne, ale on tak wyglądał. Gdy wilkołak był już pół metra ode mnie znów ktoś stanął w drzwiach. Tym razem była to dziewczyna o złotych włosach, szarych oczach i tak samo bladej cerze, jaką miał chłopak. Była wkurzona. Może nie tak bardzo, jak wilkołak stojący przede mną, ale jednak. Omiotła nas wszystkich spojrzeniem i zatrzymała się na Angusie.
- Angus! – wykrzyknęła. Miała piękny, perlisty głos. – Dlaczego trzymasz moje skarpetki?
Angus spojrzał na nią, a następnie na skarpetki. Ojoj, cóż za dramat. Mężczyzna pokręcił głową na znak, że nie ma pojęcia. Dziewczyna przeniosła wzrok na chłopaka o niebieskich oczach. Widziała tylko jego plecy. Zmarszczyła brwi i zaczęła iść w naszym kierunku.
- Janek… Odwróć się. Chcę zobaczyć twoją twarz.
Chłopak pokręcił głową i spojrzał w moje oczy. Widziałam w nich strach i obrzydzenie. Czyżby ta dziewczyna go brzydziła? Przyjrzałam mu się dokładnie. Był piękny. Nawet kiedy był… taki nienaturalny. Nagle ogarnęła mnie chęć pocałowania go. Dziewczyna od skarpetek była już przy nas. Złapała Janka za rękę i okręciła twarzą do niej. Chłopak znów zawarczał, skarpeciara zastygła. Z głębi jej gardła wydobyło się ciche, ale gwałtowne syczenie. Jej oczy zabłysły rubinem, a kły wydłużyły się. O kurdekurdekurde! Trafiłam w sam środek kłótni pomiędzy wampirem, a wilkołakiem. Ciekawe co się teraz stanie. Czy Janek skoczy skarbeciarze do gardła? A może na odwrót. Odpowiedź przyszła sama.
- Nie wiem kim jesteś – powiedziała wampirzyca. – Ale ani ja, ani Janek nie zaczniemy się gryźć. – Przewróciła oczami i schowała kły. – Ja jestem wychowanym wampirem z dobrej rodziny, a on jest arystokratycznym likantropem. Nikt tu nikogo nie zje.
Zeskoczyłam z łóżka na którym siedziałam i podeszłam do Angusa. Czułam, że on może mi najwięcej powiedzieć. Spojrzałam na niego. W jego oczach kryły się iskry radości, śmiechu. Śmieszyła go ta sytuacja tak samo, jak mnie. Szturchnęłam go i uniosłam brwi. On puścił do mnie oczko i uśmiechnął się. Czym nieświadomie rozpoczął mój atak śmiechu. Śmiałam się ile sił w płucach, a kiedy odchyliłam głowę do tyłu i ujrzałam aniołki barokowe zaczęły mi po policzkach spływać łzy. Janek i skarpeciara spojrzeli na mnie jak na wariatkę, a Katarina zmarszczyła brwi i pokręciła głową. Podeszła do mnie i do swojego brata i wzięła od niego skarpetki po czym podała je wampirzycy. Objęła nas wszystkich wzrokiem i na chwilę wyszła z pomieszczenia. Wróciła po niepełnej minucie ze szklankami i dzbankiem soku na tacy. Postawiła to na stoliczku stojącym pomiędzy łóżkiem na którym leżałam, a innym łóżkiem i mruknęła: ,,Usiądźcie, proszę.”. Wszyscy zgodnie usiedli. Ja i Angus na moim łóżku, a Janek i skarpeciara na drugim łóżku, Katarina dostawiła sobie krzesło, po czym głęboko westchnęła.
- Pewnie każdy z was ma mętlik w głowie – zaczęła Katarina. – Postaram się odpowiedzieć na wszystkie wasze pytania.
Rozejrzała się po nas, zrobiłam to samo. Nikt nie podniósł ręki, ani nic nie powiedział. No dobra. Będę tą pierwszą.
- Jak nazywa się ta skarpeciara? – wskazałam na dziewczynę siedzącą obok Janka.
- Marta – powiedziała Kati. – Jest wampirzycą. I tak, mieszka u nas bezkarnie. Nasz ród, a raczej ród panicza Janka żyje w zgodzie z rodem Marty.
Wow, mega. U nas, jak pojawia się jakiś intruz to wszyscy są gotowi go zabić. A tu jest inaczej. Pieknie.
- Kim jest ta bezczelna dziewczyna, która śmiała mnie nazwać ,,skarciarą”? – spytała Marta, a ja się zaśmiałam.
Katarina spojrzała na mnie karcącym wzrokiem i wykrzywiła usta w niezbyt pięknym uśmiechu.
- To jest Agnieszka Zalewska – odparła likantropka. – Jest, jak podejrzewamy, najpotężniejszą czarownicą z rodu Isabel.
- Nie jestem najpotężniejsza. – poprawiłam Katarinę i spojrzałam na wampirzycę. – I nazwałam cię ,,skarpeciarą”, a nie jakąś ,,skarciarą”!
Niestety nie zdążyła mi odpyskować, bo znów straciłam przytomność.

***
Otworzyłam oczy. Byłam tam gdzie się spodziewałam. W swoim pokoju. Na moim łóżku siedział Olek wyrywający sobie włosy z głowy, obok niego siedziała Zuza i trzymała rękę na jego ramieniu. Na krześle przy biurku siedziała Maja, a za nią stał Gustaw. Wszyscy mieli miny pełne nadziei. Spojrzałam w dół. Widziałam swoje stopy! Stopy. Niemożliwe. Wyciągnęła dłoń przed siebie i okręciłam ją delikatnie. Wszystko to widziałam. Uśmiechnięta od ucha do ucha zamachałam do moich towarzyszy. Pierwszy zauważył to Gustaw. Szturchnął Maję, ona kopnęła Olka, a on z kolei potrząsnął delikatnie Zuzią. Wszyscy patrzeli na mnie, jak na słonia z trzema głowami i dziesięcioma trąbami.
- O co chodzi? – spytałam ze śmiechem. – Czy wyrosła mi trzecia ręka, albo drugi nos?
Zażartowałam. Chciałam ich rozbawić. Niestety oprócz mnie zaśmiała się tylko Maja. No pięknie.
- Tto tty? – odezwał się drżącym głosem Olek.
- Tak! To ja – Okręciłam się jak baletnica. – ja i tylko ja! Nie poznajesz mnie?
- Poznaję. Tylko nie wiedzieliśmy, że uda się nam cie tu przywołać.
Przechyliłam głowę w lewo. Śmiesznie tak wyglądali, wszyscy zasmuceni z niewiadomych przyczyn. Ojej, co to z nimi będzie.
- Kto cie porwał?! – huknął Gustaw.
- Spokojnie, jak na wojnie! – odparłam ze śmiechem. – Jestem bezpieczna. Trafiłam w sam środek arystokracji. Wampirzyca mieszkająca u wilkołaków. Tego jeszcze nie było!
Spojrzałam na Zuzię. Miałam nadzieję, że ona mnie zrozumie. Nie pomyliłam się. Jej oczy nagle zabłysły zaciekawione.
- Nie wierzę! – krzyknęła i usiadła prosto. – A powiedz mi… Jest tam jakiś przystojny wilkołak?
Przystojny wilkołak? Przed moimi oczami pojawił się obraz Janka z obnażonymi zębami i czarnymi, przekrwionymi oczętami. A chwilę później pojawił się jego łagodny obraz. Rozczochrane kruczoczarne włosy, oczy lśniące się błękitem, blada cera wyglądająca, jak porcelana i te usta. Tak, one były przecudne. Chwilę się zastanawiając pokręciłam głową na znak, że nie ma tam żadnego przystojniaka.
- Och… To wielka szkoda…
Nie dokończyła, bo znów przeskoczyłam w inne miejsce.

***
Nade mną pochylał się Janek z troską ukrytą w oczach. Jejciu, jak słodko. Na widok moich otwartych oczu, uśmiechnął się czule i pogłaskał mnie kciukiem po policzku. Przeszedł mnie silny dreszcze.
- Witaj, mała – powiedział miękko. – Dlaczego zemdlałaś? Martwiłem się o ciebie.
Te słowa zabiły mnie, a jednocześnie przyprawiły o motylki w brzuchu. Chłopak położył dłoń na moim brzuchu, a drugą odgarnął mi włosy z twarzy.
- Jesteś przepiękna – szepnął. – Nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda. Mój ojciec cię nawet nie tknie.
I wtem do pomieszczenia wkroczyła wysoka kobieta z wysoko upiętym kokiem i w za ciasnej sukience. Zaraz za nią nadciągał człowiek, który był w miejscu, gdzie jest uwięziony tato z Igą i bliźniakami. Kobieta krzyknęła przerażona i zakryła sobie ręką usta. Facet rzucił się na Janka i odciągnął go ode mnie.
- Janie! – syknął porządnie wkurzony. – Cóż ty robisz z tą dziewczyną?
Chłopak znów przybrał swoją postać prawie całkowicie zmienionego likantropa.
- Ojcze! Nie dotkniesz jej! Po moim trupie!

2 komentarze: