sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 5.

Rozdział 5.

Moje życie nigdy nie było zbyt piękne, czy bajkowe, ale zawsze je ceniłam i broniłam jak niczego innego. Lecz, kiedy tato zmarł był taki czas w moim życiu, że nie miałam już chęci aby dalej je chronić. Straciłam to co najważniejsze w życiu, a mianowicie chęć istnienia. Bez taty wszystko wydawało się szare i ponure, nic ani nikt nie było w stanie tego zmienić, aż nagle pojawił się Olek mój przyjaciel sprzed lat. Pojawił się w moich drzwiach jak gdyby nigdy nic i oznajmił: ,,Wróciłem!”, kiedy nie ujrzał mojej radości zaniepokoił się i w mgnieniu oka byłam w jego ramionach i opowiadałam mu, że mój tato nie żyje. Nasze mamy myślały, że będziemy razem. Owszem, był taki czas, kiedy też tak myśleliśmy, ale wtedy poznaliśmy moją przyjaciółkę, a jego dziewczynę od tamtej pory tworzymy magiczną trójkę, która jest gotowa poświęcić dla siebie życie. Zawsze, kiedy przechodziliśmy trudne chwile ktoś był i wspierał i teraz, kiedy tego potrzebuję jestem sama. Nic tylko ryczeć w niebo głosy. Leżałam na łóżku, takie i inne wspomnienia bombardowały mnie ze wszystkich stron. Nie zauważyłam, że drzwi są nadal otwarte i do mojego pokoju zajrzała rudowłosa, drobna dziewczyna. Kiedy ujrzała mnie całą we łzach cmoknęła z dezaprobatą i usiadła na rogu łóżka.
- Cześć! – powiedziała radośnie z uśmiechem pełnym równych zębów. – Nie ma co płakać – rzekła i klepnęła w moją łydkę. – Skoro cię zostawił to nawet nie był ciebie wart!
Byłam zaskoczona jej bezpośredniością i spojrzałam na nią jak na kosmitkę. Jej rude włosy zatańczyły jak ogień pod wpływem światła padającego z okna, miała prześliczne, duże, zielone oczy. Prawie taki jak moje tylko, że jej wyrażały pełną niewinność i radość, a moje ukazywały ból i wielką wiedzę dotyczącą życia. Rudowłosa rusałka podała mi opakowanie chusteczek stojących na biurku i uśmiechnęła się szeroko.
- Jestem Zuza – powiedziała i wyciągnęła do mnie rękę. – Ty pewnie jesteś Agnieszka?
- Tak – odparłam wycierając nos chusteczką. – Czy tutaj każdy wie kim jestem? – spytałam, a Zuza się zaśmiała.
- Tak! Wszyscy cię znają – powiedziała i zmarszczyła swój mały, piegowaty nosek. – Coś czuję, że właśnie odwiedziła cię Diana. Mam rację?
Pokiwałam głową, a moja towarzyszka poklepała mnie po ramieniu. Odkąd tu przyjechałam nie poznałam nikogo kto nie miałby do mnie żadnego problemu, ona była pierwsza. Jej optymizm był zarażający i od razu ją polubiłam. Zuza była energiczna i nie mogła usiedzieć w miejscu, więc powiedziała, że pokaże mi szkołę. Oczywiście zgodziłam się, bo miałam wrażenie, że nie będę się przy niej nudzić. Pokazała mi gdzie są mundurki i podała mi jeden wraz z parą moich ulubionych butów, położyła ręce na moich plecach i wepchnęła mnie do łazienki. Chwilę później wyszłam z niej, a Zuza westchnęła.
- O co chodzi? – spytałam. – Coś nie tak? Jestem brudna?
Spojrzałam na nią w nadziei, że się ze mnie nie nabija, a ona jak gdyby nigdy nic roześmiała się. Miała piękny, perlisty śmiech.
- Nie! – odkrzyknęła nadal się śmiejąc. – Nic z tych rzeczy! Po prostu jesteś piękna!
- Och… nie sądzę – odparłam i spuściłam wzrok. – Daleko mi do Diany.
Jej imię to chyba jedno z zaklęć, bo jak na zawołanie w drzwiach pojawiła się twarz otoczona lokami i z okularami na nosie.
- Tu jesteś Zuza!! – krzyknął chłopaka o kręconych włosach i spojrzał na mnie. – O, a ty pewnie Aga? – spytał i nie czekał na odpowiedź. – Zuzka już zdążyła cię zagarnąć w swe energiczne ramiona?
I kolejny optymistyczny człowiek, który nie szuka konfliktu ze mną. Byłam szczęśliwa, że już pierwszego dnia natrafiłam na tak pozytywne osoby. Jak się okazało chłopak ma na imię Gustaw i jest bratem Zuzy. Nie powiedziałabym bo kompletnie nie byli do siebie podobni. Ona rudowłosa rusałka o świecących zielonych oczętach, a on ciemno włosy gigant w okularach. Widać, że bardzo ją kocha bo patrzył na nią z troską pomieszaną wraz z rozbawieniem. Zawsze chciałam mieć brata, ale moja mama powiedziała, że jedno dziecko jej wystarczy. Nie pytałam o nic więcej bo wiedziałam, że mama potrafi być czasem kująca jak metrowy kaktus. Gustaw zapatrzył się na moje zdjęcia, a Zuza śmiała się do mnie swymi oczętami.
- No co? – spytałam uśmiechnięta. – Idziemy, czy nie?
- Jasne, że idziemy! – wykrzyknęła radośnie, a Gustaw zaśmiał się pod nosem. – Gus idziesz z nami?
- Jasne – odparł i spojrzał na mnie. – Chcę pokazać Agnieszce pewne, wyjątkowe miejsce.
Jego ton głosu wywarł na mnie ogromne wrażenie. Co chce mi pokazać? I dlaczego akurat mi? Chciałam się spytać o to Zuzy lecz ona chwyciłam mnie za rękę i ruszyliśmy prawie biegiem. Mijaliśmy to kolejne drzwi, schody, czy też portrety. Czułam się jak w zaczarowanym zamku, gdzie odkrywa się najróżniejsze tajemnice. Wyobraziłam sobie, że jestem podróżnikiem, któremu zaginęła najważniejsza mapa i teraz jej poszukuje wraz ze swoimi towarzyszami: energiczną rusałką i tajemniczym olbrzymem. Z moich chmur wyobraźni wyrwała mnie Zuza, która koniecznie chciała abym zamknęła oczy. Nie pozostawało mi nic innego jak to zrobić. Usłyszałam zgrzyt zamka, ciche skrzypienie i zostałam wepchnięta do jakiegoś pomieszczenia. Nadal z zamkniętymi oczyma wciągnęłam powietrze do płuc. Poczułam zapach, który czuje się tylko w jednym miejscu. Biblioteka. Otworzyłam oczy i ujrzałam snop światła padający na wielkie, drewniane biurko, na którym  leżała wielka księga. Rozejrzałam się i ujrzałam wielkie, drewniane regały. Sięgały od sufitu do podłogi. Byłam w siódmym niebie! Dwa miejsca były moją ucieczką: mój pokój i biblioteki. Kochałam zapach książek, które czekają, aż ktoś je weźmie w swoje dłonie i delikatnie będzie przewracał kartki. Mogłam czytać dniami i nocami. Z mojego własnego świata wyrwała mnie Zuza swoim śmiechem. Spojrzałam na nią i poszukałam wzrokiem Gusa. Znalazłam go opierającego się o biurko. Widziałam w jego oczach zadowolenie.
- Wiedziałem, że ci się spodoba. – powiedział, a mi dosłownie opadła szczęka ze zdziwienia.
- Skąd? – spytałam, a on uśmiechnął się podstępnie.
- Pozwoliłem sobie przeczytać coś o tobie – odparł i uśmiechnął się przepraszająco. – Wiem, że to nietaktowne, ale chciałem cię przywitać jak najlepiej w naszej akademii. Zuzie było niezmiernie miło, że będzie mogła mi pomóc, a ja byłem zadowolony…
Nie dokończył, bo przerwał mu głośny, dławiony śmiech. Odwróciłam się i ujrzałam Dylana, który najwyraźniej dobrze się bawił, a u jego boku stał Daniel. Co oni tu u diabła robili?!

2 komentarze:

  1. Jea!
    Maine imie!
    So swet!
    A rozdział wspaniały!
    Hyhyhy Dylan weś udław hyhyhy

    OdpowiedzUsuń
  2. I znowu kolejny genialny rozdział ♥
    Czekam na next :) -Louise ♥

    OdpowiedzUsuń