wtorek, 22 grudnia 2015

Rozdział 35, cz. 1.



Rozdział 35

Często zastanawiałam się, jak to jest być głuchym. Nie słyszeć nic. Tylko cisza. Oczywiście, inaczej jest gdy nie słyszy się od urodzenia, a jeżeli traci się tą umiejętność w pewnym wieku. Myślę, że osoby, które są głuche od urodzenia mają o wiele lepiej, gdyż nie tracą czegoś do czego były bardzo przyzwyczajone. Nie wyobrażam sobie nagle przestać słyszeć głos Daniela. Nie wytrzymałabym tego. To jest pierwszy powód, dla którego osoby nie słyszące od urodzenia mają lepiej. Niestety nie znajdę ich więcej. Ale za to mam dwa kolejne spostrzeżenia, które niechcący się ze sobą łączą. Osoby od urodzenia głuche są niesprawiedliwie poszkodowane przez świat. Nigdy, ale to nigdy nie usłyszą głosów osób, które bezgranicznie kochają. To jest, jak cios w serce. Oczywiście, są zdolne zauważyć w nich to czego normalni ludzie nie widzą, ale głos czasami bywa czymś co pozwala zapomnieć. Zapomnieć o bólu, łzach, cierpieniu. Jest ostoją. Jest niczym woda dla studni. Czymś cholernie potrzebnym. A osoby niesłyszące… tego nie mają. I jest to cholernie niesprawiedliwe. Niektórzy z nas są uprzedzeni do osób, które nie wiadomo z jakiego powodu nie słyszą, nie mówią, czy nie czują. Boja się ich odmienności. I nieświadomie ich ranią. Chyba nikt z nas nie chciałby być traktowany, jak trędowaty, tylko dlatego że ma krótsze włosy. Na tym to polega. My traktujemy ludzi pozbawionych niektórych zmysłów, jak dziwolągi, a oni nas, jak cudy.

Nic nie słyszałam. Kompletnie nic. Przed oczami także kompletna pustka. Chciałam wstać z mojego łóżka. Tak, siedziałam nadal na nim, a wokół mnie było pełno dymu. Nagle poczułam, że ktoś mnie szarpie. Zaciskał mocno dłonie na moich ramionach. Wytężyłam wzrok i ujrzałam przed sobą Daniela. Za nim stał mój tato, mama i Szczepan. Jedyna kobieta w tym pokoju płakała. Płakała, tak jak nikt dotychczas. Coś mówiła. Nie słyszałam nic. Spojrzałam na Daniela, on także mówił i patrzał na mój brzuch. Nie słyszałam ich! Niech słuch mi wróci!!! Poczułam ucisk na brzuchu i po chwili mój chłopak podniósł moją brodę i obejrzał mnie dokładnie. Spojrzałam w dół i ujrzałam wbity odłamek bomby w moje podbrzusze. O boże… Mama patrzyła na mnie wyczekująco. Mówiła coś? Ale… ja przecież nic nie słyszę. Co by tu zrobić… Wiem!
Daniel… Kochanie, ja nic nie słyszę!
Jak to? Jak to nic nie słyszysz?
Też chciałabym to wiedzieć. Nie słyszę i już. Widzę, że coś mówicie, ale za cholerę nie wiem co. Pomocy!
Spokojnie, skarbie. Zaraz ci pomożemy.
I kiedy to ,,powiedział” do pokoju wbiegła babcia z Dylanem i Olkiem. Jeden z nich niósł nosze. Obaj spojrzeli na mnie i zatrzymali się przerażeni. Dylan powiedział coś do swojego brata. On tylko z grymasem zdenerwowania na twarzy pokiwał głową. Po chwili dwóch przybyłych posadziło mnie na noszach. Kazali się położyć. Za moją głową stanął Daniel. I ruszyliśmy. Kiedy szliśmy korytarzem pojawił się Gustaw z Zuzą, Patrycją i Mają. Wszyscy byli przerażeni. Okularnik podszedł do mnie, położył swoją dłoń na moim czole i powoli zsunął ja na moje oczy. I zasnęłam.

***

Jakim cudem ona nic nie słyszy? Przecież to prawie niemożliwe aby taka słaba bomba ją ogłuszyła. Chyba, że była ona po to przeznaczona. Możliwe. Jak tylko dopadnę Adama to go zabiję. Zabiję z takim okrucieństwem, o którym on nawet nie śnił.
- Daniel! – usłyszałem krzyk Zuzi. Co się dzieje? Pobiegłem w stronę drzwi ambulatorium z niemałym przerażeniem. Gdy wbiegłem do pomieszczenia ujrzałem rudowłosą z zakrwawionymi dłońmi i zapłakanymi oczami. – Aga… Coraz mocniej krwawi. Izabel się spóźnia. Ona nie wytrzyma kolejnej godziny!
- Wiem!- krzyknąłem i po chwili pożałowałem tego. Podszedłem do dziewczyny i ją przytuliłem. – Wszystko będzie dobrze. Ona jest silna. Musimy wierzyć, że nic jej nie będzie.
Zuza pokiwała głową i wytarła oczy rękawem koszuli. Spojrzała przerażona na swoje dłonie. Pokręciłem głową i chwytając ją za nadgarstek ruszyłem w kierunku umywalek. Odkręciłem ciepłą wodę i wepchnąłem jej ręce pod strumień wody. Wziąłem mydło i wsadziłem je jej w dłonie. Poprosiłem aby dokładnie się umyła i zostawiłem ją. Musiałem wszystko poukładać sobie w głowie. Moja dziewczyna ogłuchła. Facet, który jej to zrobił biega sobie wolno. A ja kompletnie nie wiem co dalej robić. Z jednej strony pragnę go ubić, jak psa. Ale z drugiej… Narazić go na cierpienie. Nagle usłyszałem głośny pisk. Patrycja. O nie, nie, nie… Patrycja nigdy nie piszczy. Nie ona. To najtwardsza dziewczyna na świecie. A jeżeli teraz zaczęła krzyczeć, piszczeć przerażona to znaczy, że nie dzieje się nic dobrego. Wręcz przeciwnie. Stała się tragedia. I chyba już nawet wiedziałem jaka.
Popędziłem w stronę łóżka, na którym leżało całe moje życie. Ujrzałem przerażoną Patrycję. Stanąłem, jak wryty. Olek uciskał klatkę piersiową Agi, a Dylan pompował powietrze do jej ust. Nie, nie, nie!
- Co się do kurwy nędzy, tu dzieje?! – krzyknąłem, a maszyna do której była podłączona Agnieszka zaczęła piszczeć. Po chwili ten przerywany dźwięk zamienił się w jeden, przeciągły. Aga przestała oddychać. Umarła.

CDN.

2 komentarze:

  1. Wiedziałam! No ja awruk to wiedziałam! Jak tak możesz mnie ranić Rose! Mnie i Zu! Jak?! Jesteś jak polsat. Kończyć w takim momęcie?! Serio? Eh... Szkoda gadać... Czekam na next'a ;/ Pozdrawiam i życzę weny.
    Francesca Evans

    OdpowiedzUsuń