Rozdział 35
Często zastanawiałam się, jak to jest
być głuchym. Nie słyszeć nic. Tylko cisza. Oczywiście, inaczej jest gdy nie
słyszy się od urodzenia, a jeżeli traci się tą umiejętność w pewnym wieku. Myślę,
że osoby, które są głuche od urodzenia mają o wiele lepiej, gdyż nie tracą
czegoś do czego były bardzo przyzwyczajone. Nie wyobrażam sobie nagle przestać
słyszeć głos Daniela. Nie wytrzymałabym tego. To jest pierwszy powód, dla
którego osoby nie słyszące od urodzenia mają lepiej. Niestety nie znajdę ich
więcej. Ale za to mam dwa kolejne spostrzeżenia, które niechcący się ze sobą
łączą. Osoby od urodzenia głuche są niesprawiedliwie poszkodowane przez świat.
Nigdy, ale to nigdy nie usłyszą głosów osób, które bezgranicznie kochają. To
jest, jak cios w serce. Oczywiście, są zdolne zauważyć w nich to czego normalni
ludzie nie widzą, ale głos czasami bywa czymś co pozwala zapomnieć. Zapomnieć o
bólu, łzach, cierpieniu. Jest ostoją. Jest niczym woda dla studni. Czymś
cholernie potrzebnym. A osoby niesłyszące… tego nie mają. I jest to cholernie
niesprawiedliwe. Niektórzy z nas są uprzedzeni do osób, które nie wiadomo z
jakiego powodu nie słyszą, nie mówią, czy nie czują. Boja się ich odmienności.
I nieświadomie ich ranią. Chyba nikt z nas nie chciałby być traktowany, jak
trędowaty, tylko dlatego że ma krótsze włosy. Na tym to polega. My traktujemy
ludzi pozbawionych niektórych zmysłów, jak dziwolągi, a oni nas, jak cudy.
Nic nie słyszałam. Kompletnie nic.
Przed oczami także kompletna pustka. Chciałam wstać z mojego łóżka. Tak,
siedziałam nadal na nim, a wokół mnie było pełno dymu. Nagle poczułam, że ktoś
mnie szarpie. Zaciskał mocno dłonie na moich ramionach. Wytężyłam wzrok i
ujrzałam przed sobą Daniela. Za nim stał mój tato, mama i Szczepan. Jedyna
kobieta w tym pokoju płakała. Płakała, tak jak nikt dotychczas. Coś mówiła. Nie
słyszałam nic. Spojrzałam na Daniela, on także mówił i patrzał na mój brzuch.
Nie słyszałam ich! Niech słuch mi wróci!!! Poczułam ucisk na brzuchu i po
chwili mój chłopak podniósł moją brodę i obejrzał mnie dokładnie. Spojrzałam w
dół i ujrzałam wbity odłamek bomby w moje podbrzusze. O boże… Mama patrzyła na
mnie wyczekująco. Mówiła coś? Ale… ja przecież nic nie słyszę. Co by tu zrobić…
Wiem!
Daniel… Kochanie, ja nic nie słyszę!
Jak to? Jak to nic nie słyszysz?
Też chciałabym to wiedzieć. Nie słyszę i już. Widzę, że coś mówicie, ale
za cholerę nie wiem co. Pomocy!
Spokojnie, skarbie. Zaraz ci
pomożemy.
I kiedy to ,,powiedział” do pokoju
wbiegła babcia z Dylanem i Olkiem. Jeden z nich niósł nosze. Obaj spojrzeli na
mnie i zatrzymali się przerażeni. Dylan powiedział coś do swojego brata. On
tylko z grymasem zdenerwowania na twarzy pokiwał głową. Po chwili dwóch
przybyłych posadziło mnie na noszach. Kazali się położyć. Za moją głową stanął
Daniel. I ruszyliśmy. Kiedy szliśmy korytarzem pojawił się Gustaw z Zuzą,
Patrycją i Mają. Wszyscy byli przerażeni. Okularnik podszedł do mnie, położył
swoją dłoń na moim czole i powoli zsunął ja na moje oczy. I zasnęłam.
***
Jakim cudem ona nic nie słyszy?
Przecież to prawie niemożliwe aby taka słaba bomba ją ogłuszyła. Chyba, że była
ona po to przeznaczona. Możliwe. Jak tylko dopadnę Adama to go zabiję. Zabiję z
takim okrucieństwem, o którym on nawet nie śnił.
- Daniel! – usłyszałem krzyk Zuzi. Co
się dzieje? Pobiegłem w stronę drzwi ambulatorium z niemałym przerażeniem. Gdy
wbiegłem do pomieszczenia ujrzałem rudowłosą z zakrwawionymi dłońmi i
zapłakanymi oczami. – Aga… Coraz mocniej krwawi. Izabel się spóźnia. Ona nie wytrzyma
kolejnej godziny!
- Wiem!- krzyknąłem i po chwili
pożałowałem tego. Podszedłem do dziewczyny i ją przytuliłem. – Wszystko będzie
dobrze. Ona jest silna. Musimy wierzyć, że nic jej nie będzie.
Zuza pokiwała głową i wytarła oczy
rękawem koszuli. Spojrzała przerażona na swoje dłonie. Pokręciłem głową i
chwytając ją za nadgarstek ruszyłem w kierunku umywalek. Odkręciłem ciepłą wodę
i wepchnąłem jej ręce pod strumień wody. Wziąłem mydło i wsadziłem je jej w
dłonie. Poprosiłem aby dokładnie się umyła i zostawiłem ją. Musiałem wszystko poukładać
sobie w głowie. Moja dziewczyna ogłuchła. Facet, który jej to zrobił biega
sobie wolno. A ja kompletnie nie wiem co dalej robić. Z jednej strony pragnę go
ubić, jak psa. Ale z drugiej… Narazić go na cierpienie. Nagle usłyszałem głośny
pisk. Patrycja. O nie, nie, nie… Patrycja nigdy nie piszczy. Nie ona. To najtwardsza
dziewczyna na świecie. A jeżeli teraz zaczęła krzyczeć, piszczeć przerażona to
znaczy, że nie dzieje się nic dobrego. Wręcz przeciwnie. Stała się tragedia. I
chyba już nawet wiedziałem jaka.
Popędziłem w stronę łóżka, na którym
leżało całe moje życie. Ujrzałem przerażoną Patrycję. Stanąłem, jak wryty. Olek
uciskał klatkę piersiową Agi, a Dylan pompował powietrze do jej ust. Nie, nie,
nie!
- Co się do kurwy nędzy, tu dzieje?! –
krzyknąłem, a maszyna do której była podłączona Agnieszka zaczęła piszczeć. Po
chwili ten przerywany dźwięk zamienił się w jeden, przeciągły. Aga przestała
oddychać. Umarła.
CDN.
Co kurwa?
OdpowiedzUsuńWiedziałam! No ja awruk to wiedziałam! Jak tak możesz mnie ranić Rose! Mnie i Zu! Jak?! Jesteś jak polsat. Kończyć w takim momęcie?! Serio? Eh... Szkoda gadać... Czekam na next'a ;/ Pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńFrancesca Evans