sobota, 10 października 2015

Rozdział 33



Rozdział 33

I znowu to samo. Obudziłam się, zobaczyłam czarną otchłań nad sobą, poczułam zapach stęchlizny. To samo. Już powoli miałam dość tego, że nie mam nic do powiedzenia w kwestiach gdzie i kiedy się pojawiam. Skoro miałam być najpotężniejszą, to, czemu nic nie potrafię? Dlaczego jestem bezbronna? To jest nie do wytrzymania! Czas zmienić zasady gry.
Zerwałam się na równe nogi przy okazji strącając rękę Daniela z mojej talii. Miło, że mnie przytulał, ale nie ma czasu na czułości. Trzeba działać. Mimo, że na pewno mieliśmy ranek to tutaj było ciemno, jak w grobie. Nie ułatwiało mi to przygotowanie moich towarzyszy do ucieczki. Nagle przypomniałam sobie, jak byłam tutaj w noc, kiedy Daniel ze mną zerwał, i jak z moich palców wystrzelił ogień. Czemu nie miałabym spróbować? Pomyślałam o świetle. Słońcu, cieple ogniska i jasności dnia. Jak na zawołanie moja ręka stanęła w płomieniach, a ja wszystko doskonale widziałam. Niestety widok nie był najpiękniejszy. Moją uwagę najbardziej przykuł Daniel. Był cały poraniony, zakrwawiony, poobijany i pozawijany w bandaże. Reszta nie wyglądała lepiej. Co tu musiało się dziać….
- Aga – usłyszałam pełne zdziwienia westchnięcie. – Kochanie, twoja ręka… Twoja ręka się pali.
Spojrzałam w kierunku głosu. Iga. Ojej, to ona nie wiedziała, że wcale się nie palę?
- Spokojnie, Igo – odparłam z uśmiechem. – To nic. W ogóle nie czuję, żeby mnie to bolało, więc bez obaw. – Obrzuciłam spojrzeniem pozostałych i zatrzymałam się na Danielu. – Torturowali was? – spytałam cicho, a w moich oczach pojawiły się łzy. – Powiedz mi czy robili wam krzywdę przeze mnie? – Widziałam, że chłopak nie palił się do odpowiedzi i niezmiernie mnie to wkurzyło. – Zadałam ci pytanie do cholery!
- Tak – odpowiedział cicho, nie patrząc na mnie. – Ale to nic, skarbie. Nic nam nie jest. Powiedz lepiej, jak ty się czujesz? – Widząc moje pytające spojrzenie uśmiechnął się smutno i kiwnął na mój brzuch. – Może nie pamiętasz, ale Alicja robiła ci operację. Miałaś pękniętą śledzionę… Mogłaś umrzeć.
- Trudno! – krzyknęłam. Nie rozumiałam ich. Jak oni mogli się o mnie martwić, skoro przeżyli przeze mnie takie okropności? Przecież gdybym tu się nie pojawiła on by ich pozabijał! Strasznie mnie to bolało. Bolało mnie to, że osoby, które kocham cierpią za mnie. Tak nie może być. Nie, nie, nie…
Bez słowa wytłumaczenia ruszyłam w stronę, z której zwykle przybywał Adam i jego ojciec. Czas ich zabić. Pozbawić najcenniejszego daru. Nie mogą dłużej żyć. Nie pozwolę im ranić, zabijać. Może dla nich to jest w porządku, ale moim zdaniem nie. Słyszałam, że moi przyjaciele próbują mnie dogonić. Przystanęłam na chwilę, odwróciłam się na pięcie i skupiając całą swoją moc w dłoniach zbudowałam przezroczysty mur. Mur, którego nie widać, ale tylko osoby o czystym sumieniu są w stanie go przekroczyć. A wiedziałam, że żadne z nich nie ma i nie będzie miało czystego sumienia. Widząc ich, nadbiegających ruszyłam przed siebie. Czułam, że jestem coraz bliżej moich wrogów. Czułam także napływającą moc. Moc, której jeszcze nigdy nie czułam. Uśmiechnęłam się do siebie uradowana. Nikt nie będzie w stanie mnie powstrzymać. Kiedy dzieliły mnie zaledwie dwa kroki od drzwi, które prowadziły do gabinetu Adama przystanęłam i wzięłam głęboki oddech. W mojej głowie pojawiły się przeróżne zaklęcia, o których nie miałam dotąd pojęcia. A wraz z nimi głos Izabel: ,,Wiem, że jesteś gotowa. Załatw to raz, a porządnie.’’ I wtedy wszystko zrozumiałam. Izabel nie miała już wystarczająco siły, aby sama tego dokonać. Wszystko oddała mi. Swoją wiedzę, potęgę, siłę. Zabrałam jej wszystko. I teraz jestem odpowiedzialna, aby doprowadzić wszystko do końca. Muszę skończyć to tak, jak powinnam. Wzięłam dwa głębokie oddechy i otworzyłam kopniakiem drzwi. To, co tam zobaczyłam wryło w mnie w ziemię. Przy biurku siedział Olek. Olek… Mój przyjaciel. Chłopak, który zawsze mnie chronił. Był przy mnie… A teraz siedzi tutaj! Siedzi i patrzy na mnie, jak na kosmitkę! Debil, idiota, kutas, frajer, zdrajca, pojeb, szmaciarz, dupek! Chciałam się na niego rzucić… Obić jego twarz, ale nie. Nie… Wpadłam na lepszy pomysł. Wyczarowałam sobie nóż, moją siłą woli wyciągnęłam jego język, podeszłam do niego, unieruchomiłam go i ze łzami spływającymi po policzkach przybliżyłam do niego nóż.
- Przykro mi, Olek – powiedziałam i zaśmiałam się. – Ale nie jesteś gotów, aby go posiadać. – I nie zastanawiając się ani chwili ucięłam mu język. Polała się krew. Obryzgała mnie, moją suknię, zachlapała mi oczy. Było warto. Nagle ktoś zatrzasnął drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam Sebastiana.
- Brawo, brawo, brawo – powiedział cicho z uśmiechem. – Nie spodziewałem się, że będziesz w stanie zrobić coś takiego. Po prostu szacunek. I co teraz zamierzasz zrobić?
Jego pytanie było, co najmniej dziwne. Pytał o coś, czego był już pewien. Wiedział, że chcę go zabić. I się na to godził? Coś jest nie tak…
- Wiem i się z tym godzę. – powiedział i wyszczerzył się. – Jeżeli zabijesz mnie swoją mocą Adam będzie wiedział, jak zabić ciebie. I to zrobi. Teraz. A że od niedawna się szkolisz, wiadomo, że Izabel oddała ci wszystko, co miała i jest bardzo słaba. A mój syn akurat ją zabija. Taki zbieg okoliczności. Dwójka byłych najpotężniejszych umrze tego samego dnia. Z rąk następców. Taka parodia tego, co zdarzyło się sto lat temu. Wiesz, jak umarła najpotężniejsza z rodu Czarnych, a jak najpotężniejszy z rodu Białych? My ich zamordowaliśmy. Tylko, że oni byli pełni sił. A cóż, nie mogę tego powiedzieć o sobie i Izabel. Umrzemy godnie, bez swoich mocy. A ty zginiesz tak samo. Tak już musi być. Niestety.
Nie, nie musi! Aga przenieś się do akademii. Zaufaj mi. Ja go zabiję, a ty przeniesiesz się do domu. Daniela i resztę też uratuję. Zaufaj mi!
- Dobrze. – odpowiedziałam. Pomyślałam o tym, aby znaleźć się tam gdzie jest Izabel i ją uratować. I zanim się przeniosłam zobaczyłam, jak sztylet Olka trafia w samo serce Sebastiana. I zniknęłam.

***

Stanęłam dokładnie przed Adamem. Patrzałam jemu prosto w oczy, jego wzrok wyrażał zdziwienie i podziw.
- Skąd się tu wzięłaś, do diabła? – spytał i spojrzał za mnie.
- Twój ojciec nie żyje. Ale nie pozwolę zabić ci Izabel. Nie dzisiaj!
Odwróciłam się na pięcie i machnęłam dłonią na Izabel. Po chwili zniknęła. Usłyszałam syczenie za plecami. Spojrzałam przez ramię, a tam zobaczyłam Adama próbującego powstrzymać się przed zaatakowaniem mnie. Bez żadnego słowa pstryknęłam palcami i przeniosłam się do akademii.
W wielkim skrócie, co działo się po moim powrocie. Wszyscy byli uradowani, cieszyli się, że żyję i że Sebastian nie żyje. Kazali mi iść do gabinetu lekarskiego i przepadać się. Ale nie tylko mi. Danielowi, Dylanowi, Idze, tacie i Alicji także. Tak, odzyskaliśmy ich. Niestety nie wszystko skończyło się tak, jak powinno. W końcu Olek został bez języka. I kiedy Patrycja dowiedziała się, dlaczego go oszpeciłam wcale nie była na mnie zła. Spoliczkowała go i z płaczem oznajmiła mu, że potrzebuje chwile przerwy. On pokiwał głową, na znak, że rozumie no, bo w końcu mówić nie mógł. Po tym całym dniu poszłam do swojego pokoju, schowałam się pod kołdrą i zaczęłam płakać. Płakałam… sama nie wiem, nad czym… Po prostu pozwoliłam płynąć łzą. Ktoś kiedyś powiedział, że czasami lepiej jest wypłakać się do końca. Pozwolić, aby oczy wyschły. Płakałam i zastanawiałam się, czy człowiek może umrzeć od płaczu. Myśląc tak nawet nie zauważyłam, że przyszedł do mnie Daniel, położył się obok mnie i połączył nasze małe palce. Wyczerpana lecącymi łzami zasnęłam.
Nieraz się gubimy w życiu. I nie jest to złe. Czasami żeby odnaleźć właściwą drogę, trzeba wyrzucić mapę i zgubić się. Tak jest najlepiej. A kiedy ta właściwa droga się pojawi to już nigdy nie zniknie.

5 komentarzy: