Rozdział 32
Strach. Co to tak właściwie jest?
Obawa przed czymś? Przed śmiercią, bólem, cierpieniem? Chyba najwyraźniej takie
odczucie towarzyszyło mi, gdy dwóch gorylów niosło mnie przez ciemne korytarze.
Gdyby nie fakt, że idący obok Adam sobie nucił melodię rodem wziętą z ,,Titanica” to mogłabym pomyśleć, że to
sen. I naprawdę chciałam w to uwierzyć. Chciałam nagle obudzić się w swoim
łóżku i zobaczyć Olka siedzącego obok mnie. Tak bardzo chciałam usłyszeć, że po
prostu byłam tak pijana, że zemdlałam. To było wtedy moje największe marzenie.
Byłam gotowa w nie uwierzyć, lecz nagle dwie pary ogromnych, silnych dłoni mnie
puściły i upadłam na twardą, zimną podłogę tłukąc sobie przy tym kolano. Nie
czułam obecności nikogo w pobliżu, więc zerwałam się na równe nogi i wyruszyłam
przed siebie. Było cholernie ciemno i nie sposób było cokolwiek zauważyć. I
kiedy moje dłonie natknęły się na coś podobnego do klamki, ktoś schwycił mnie do
góry i zaśmiał się. Nie musiałam nawet widzieć twarzy tej osoby, żeby wiedzieć,
że to Adam. Adam i te jego głupie gierki. Miałam tego już serdecznie dość.
Dosyć tego, że aby przeżyć muszę wysilić się, dosyć bycia popychadłem przez
los. DOSYĆ!
Adam nadal mnie trzymając myślał, że
zacznę z nim walczyć, szarpać się i tym podobne. Wiedziałam, że na to liczył,
aby móc się nade mną trochę poznęcać, ale ja miałam jego marzenia w dupie.
Byłam bezwładna, jak lalka. Niewątpliwie go to wkurzyło i z rykiem rzucił mnie
na beton. Podbiegł do mnie i kopnął w brzuch. Zaparło mi oddech. Bolało… I to
jak. Chłopak widząc, że nie reaguję kopnął mnie jeszcze raz, poszedł po
krzesło, posadził mnie na nim i schwycił mój podbródek.
- Powiedz mi Agnieszko, jak to jest –
zaczął i pocałował mnie w jeden policzek. – że się nie bronisz? Co ci odbiło,
żebyś bez żadnego, ale dawała mi się bić, całować? – Pocałował drugi policzek. –
Przecież widziałem, że śliniliście się do siebie z Danielem. Więc dlaczego –
Pocałował mnie w czoło. – Dlaczego pozawalasz mi na to? – I pocałował moje
usta. Było to obrzydliwe, ale nic nie zrobiłam. Było mi to obojętne.
- Bo już nie mam siły na gonienie, za
czymś, co zwą wolnością, pokojem, dobrem. – mówiąc to miałam łzy w oczach. Bo dopiero,
kiedy wypowiesz coś na głos, coś, co miało się nie liczyć, to dopiero wtedy
staję się to okrutną prawdą. – Tego nie ma… Nie, może gdzieś jest, ale chyba
nie chce należeć do mnie. – I pozwoliłam płynąć łzom… Niech płyną, długi, długi
czas. Musiałam je w końcu z siebie wyrzucić.
- Och, jakie to wzruszające! –
wykrzyknął Adam i krążąc wokół mnie, co chwilę oddawał odgłosy, jakby płakał. –
Ale ja mam to gdzieś. Mam za zadanie wyciągnąć od ciebie sposoby, które pomogą
mi zabić Izabel, a później ciebie. Więc, zdradź mi je.
- Nie ma mowy.
Może i było mi wszystko jedno, ale
nie przesadzajmy. Nie miałam zamiaru przyczynić się do śmierci Izabel, no i
oczywiście swojej. Wystawiłam brodę do przodu, godząc się na męczarnie, jakie
niewątpliwie przeżyję. Adam stanął przede mną i spojrzał w moje oczy. Kryło się
w nich cierpienie, zrozumienie i współczucie. Lecz pojawiło się to tylko po to,
aby za moment zastąpione zostało odrazą, kpiną, żądzą krwi i nienawiścią. Odwrócił
się na pięcie i po chwili z rozmachem przyłożył mi w szczękę. Z impetem upadłam
na podłogę i zaczęłam płakać. Płakać tak żałośnie, jak nigdy dotąd. Mój oprawca
zaśmiał się, chwycił moje włosy i usadził mnie z powrotem na krześle. Wyjął z
tylnej kieszeni jeansów zapalniczkę i przybliżył ją do mojego policzka. Szepnął
coś niezrozumiałego i dotknął płomieniem mojej skóry. Z mojego gardła wydobył
się przeraźliwy krzyk. Adama to najwyraźniej zachwyciło, bo ze śmiechem zrobił
to ponownie. Krzyczałam ile sił w płucach, a on się śmiał. Trwało to tak z
dwadzieścia minut, a ja czułam, że zaraz umrę. Kiedy mu się znudziło przywalił
mi jeszcze raz w szczękę, ja upadłam na ziemię, on mnie skopał, złamał mi palca
i zawołał swoich dryblasów i kazał im mnie zanieść do swoich. Kiedy mnie nieśli
całe życie mignęło mi przed oczami. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nigdy
nie miałam powody, aby powiedzieć: ,,Moje życie jest beznadziejne!” Nigdy nie
doświadczyłam czegoś, co byłoby w stanie mnie zabić. I postanowiłam, że teraz
też nie dam się tak łatwo pokonać. Co to to nie!
Gdy donieśli mnie, rzucili na miejsce
zajęczałam z bólu. Nikt mnie nie dotknął, nie spytał jak się czuje… Nic! Po
chwili, kiedy rozległy się kroki odchodzących goryli poczułam, że ktoś ściska
moją dłoń, który nie miała połamanych palców. A jak już zupełnie nie było ich
słychać puszczono moją rękę i grupka ludzi otoczyła mnie. Za moją głową klęczał
Dylan i podtrzymywał moją głowę, przy lewym boku siedziała Iga i oglądała mój
nieszczęsny palec, po prawej był Daniel i ze łzami w oczach dotykał delikatnie
mojego sparzonego policzka, a w nogach był tato. Leciutko dotykał moje nogi i
szeptał, dlaczego, dlaczego, dlaczego… Ali nigdzie nie było. Ale niezbyt mnie
to zmartwiło. Nagle poczułam ogromny ból w brzuchu. Czułam się, jakby ktoś
rozcinał mi skórę.
- Daniel… Boli mnie brzuch. –
szepnęłam, ale chłopak tylko pogłaskał moją dłoń i pocałował mnie w policzek. –
Daniel… Co to?! – krzyknęłam, kiedy ból stawał się coraz bardziej natarczywy.
- Spokojnie, kochanie. To Ala. Musi
sprawdzić, czy nie doszło do urazów wewnętrznych. Zaśnij… A jak się obudzisz
będzie po.
Widziałam w jego oczach cierpienie,
strach i ból. Nagle mnie opuścił ból, a jemu zaczął towarzyszyć. Krzyczał.
Krzyczał przeraźliwie, ale miał jeszcze siłę, aby szepnąć do brata, że ma mnie
uśpić. Że nie powinnam tego przeżywać. Dylan z ociąganiem wykonał rozkaz i tak
zasnęłam. Zasnęłam ze świadomością, że mój ukochany przejął moje cierpienie.
***
Otworzyłam oczy i ujrzałam biały
sufit. Nie, nie, nie… Coś mi nie pasuje. Przecież w kryjówce Adama nie było
widać sufitu i tak nie pachniało. Wyciągnęłam przed siebie lewą rękę chcąc sprawdzić,
czy mam złamany palec. Ujawniła się szczupła ręka z krzywymi palcami i
paznokciami pomalowanymi na różowo. To nie moja ręka! Zerwałam się z łóżka i
ujrzałam w tafli lustra twarz Zuzi. Mój boże… Ja ją opętałam. Zaczęłam panikować.
Co teraz?! Muszę komuś powiedzieć o tym gdzie jestem, ale komu? Nie wiem skąd,
ale wiedziałam, że muszę iść do spalonej biblioteki. Z szybkością, z jaką na
sto procent Zuza nigdy się nie spotkała, ubrałam się, umalowałam i zbiegłam po
schodach. Nie przestając biec mijałam kolejnych uczniów akademii, którzy z
ponurymi twarzami mówili do mnie, witali się, ale ja miałam ich gdzieś.
Musiałam, jak najszybciej znaleźć się w bibliotece i opowiedzieć wszystkim, co
i jak, zanim zniknę! Z impetem otworzyłam wrota i wpadłam na Szczepana, który
za pewne chciał wyjść.
- Zuźka, spokojnie! – krzyknął z
ponurym uśmiechem. – Gdzie się tak śpieszysz?
- To ja, Szczepan! – krzyknęłam głosem
rudowłosej. – To ja Aga! Są tu wszyscy?
Mina Szczepana była bezcenna. Nie wiedział,
co się dzieje, ale widząc moje ponaglające spojrzenie kiwnął powoli głową i
wskazał tyły pomieszczenia. Schwyciłam go za dłoń i pobiegłam w tamtą stronę
ciągnąc go za sobą. Kiedy zatrzymałam się na biurku Szczepan mnie puścił i
podbiegł do Olka, szepnął mu coś na ucho, a tamten się uśmiechnął.
- Witaj, mała! – powiedział pewnym
głosem i przesłał wiadomość do wszystkich umysłów w pomieszczeniu. I jak jeden
mąż grupka moich znajomych uśmiechnęła się uradowana. – Co to robisz? Coś się
dzieje? Podejrzewamy, że porwał się Adam, tylko nie za bardzo wiemy, po co.
- Tak. To Adam. Porwał mnie, żeby
dowiedzieć się, jakim sposobem można zabić Izabel i mnie. Oczywiście nie
zamierzam mu tego powiedzieć i nie za bardzo mu się to spodobało. –
uśmiechnęłam się porozumiewawczo. – Czy coś się dzieje? No, jeżeli do ważnych
wydarzeń zaliczamy to, że mnie torturuje i że aktualnie mam robioną operację przez
Alę, a Daniel zabiera mój ból, to nie. Nic się nie dzieje.
Po tych słowach każdemu z osobna
opadła szczęka. Nie powiem, wyglądało to komicznie.
- Jak to: zabiera ból? – spytała Maja.
– Przecież to niewykonalne!
- Ano, patrz! Jednak wykonalne! – odpowiedziałam,
a ona uśmiechnęła się dziwnie. Niestety dopiero teraz zauważyłam Janka i jego
wyraz twarzy. Miał mi on oświadczyć, że chce wiedzieć, kto to Daniel.
Spojrzałam na Szczepana, gdy on akurat podnosił rękę.
- Dołączam się do niemej prośby
Janka. Kto to Daniel? – spytał chłopak z nieśmiałym uśmiechem.
- Daniel to moja aktualna wielka miłość. –
odpowiedziałam i posłałam przepraszające spojrzenie Jankowi. – Jest jednym z
porwanych przez czarnych. – Przeniosłam wzrok na Patrycję, Majkę i Olka. – I jednak
ze mną nie zerwał!
- To fajnie. Ale powiedz nam gdzie
jesteście! – powiedziała Patrycja. I już miałam zamiar jej to wyjawić, lecz
akurat przeniosłam się z powrotem do mojego ciała.
Super :)
OdpowiedzUsuńJest świetne ! czekam na dalsze części !
OdpowiedzUsuńWo wo wo nie za szybko? xD
OdpowiedzUsuń