***
Rozdział 28
- Czy ja dobrze usłyszałam? –
spytałam drwiącym głosem. – Czy ty – zwróciłam się do Janka. – powiedziałeś, że
bierzesz za miesiąc ślub?
Janek nie odpowiedział tylko kiwnął
głową. Aha? I ciekawe kiedy zamierzał mi to powiedzieć. Janek jęknął, tak jakby
usłyszał moją myśl, ale możliwość kolejna, że się domyślił o czym teraz myślę.
- Aga – zaczął ze skruchą w głosie. –
Chciałem ci powiedzieć w odpowiednim momencie…
- Jak widzę nie śpieszyło ci się aby
go znaleźć! – krzyknęłam, zaśmiałam się ironicznie i rozejrzałam się po
zebranych wokół nas gapiów. – No co? Radujmy się! Janek się żeni! – odwróciłam
się w stronę babci. – Babciu, musimy urządzić przyjęcie! Tak!!! Będzie muzyka,
alkohol, tańce i dobre towarzystwo. Co ty na to?
Babcia spojrzała pytająco na Janka,
on zaś niezauważalnie pokręcił głową. Jednak staruszka zrozumiała moją
wypowiedź i pokiwała radośnie głową.
- Dobrze, zgadzam się! – powiedziała
z uśmiechem skierowanym do Janka, który miał przekazać mu wiadomość: ,,Nie
odmówię jej, bo sama by mnie zmusiła”. Ha, wcale nie. – Okej tylko trzeba
pogonić personel i zaplanować co gdzie i jak… - przekrzywiła głowę i puściłam
oczko do mnie i do Patrycji. – Dziewczyny, kochane moje… Zajmiecie się tym?
Powiedzcie tylko co chcecie aby tam było, a będzie. Żadnych limitów co do
kosztów!
Patka uśmiechnęła się i podchodząc do
mnie trąciła ramieniem Amandę, ta zaś tylko się zaśmiała i strzepnęła
nieistniejący pyłek z ramion. Okej. Kiedy moja przyjaciółka dotarła do mnie ujęła
mnie za dłoń i wyszczerzyła się do mojej babci. Babcia tylko lekko się zaśmiała
i pokręciła głową z niedowierzaniem. Wskazała niemym ruchem na Janka i uniosła
jedną brew. Że mam z nim porozmawiać? W jego snach. Pokręciłam głową na znak,
że nici z jej planów, a ona westchnęła ciężko.
- No dobrze! – powiedziała babcia
tak, że jej głos odbił się echem od ścian. To był głos władcy, kogoś kto wie co
jest dobre, a co złe dla ludzi. Kogoś z kim nawet nie warto dyskutować bo i tak
pisana jest przegrana. To był ktoś z kim nie warto zadzierać i przed kim ma się
ogromny szacunek. – Nie zebraliśmy się tu po to aby Janek ogłosił nam, że
zamierza się żenić. Jesteśmy tu w innym, ważniejszym dla nas celu – rozejrzała się
po wszystkich zebranych i uniosła brodę. – Jesteśmy tu po to aby uzgodnić nasze
poczynania dotyczące odbicia naszych z rąk czarnych. – Rozległy się pomruki.
Babcia nawet nie musiała krzyczeć, że ma być cicho, wystarczyło, że spojrzała.
Wow. – Tak więc, zapraszam wszystkich do środka – pokazała na drzwi biblioteki.
– Raz, raz! Są rozstawione krzesła niech każdy usiądzie na jednym!
Grupka ludzi, która niewiadomo skąd się
wzięła, ruszyła ku drzwiom. Co rusz, ktoś z nich przyglądał się mi z
zaciekawieniem. Ja tylko unosiłam wysoko brodę i uśmiechałam się do nich. Kiedy
wszyscy już weszli babcia skinieniem głowy pokazała, że mamy zrobić to samo. Ja
ruszyłam jako pierwsza i pociągnęłam za sobą Patrycję, która nadal trzymała
mnie za rękę. Gdy wparowaliśmy do pomieszczenia naszym oczom ukazały się spalone
regały, przypalone, wielkie biurko i szeregi krzeseł zajętych przez społeczność
akademii. Dla nas były przygotowane miejsca na podwyższeniu. Skierowałam się w
stronę czterech schodków. Przemierzyłam je prawie biegiem. Kiedy stanęłam obok
pierwszego fotela zauważyłam, że za rzędem siedzeń klęczy jakiś chłopak.
Puściłam dłoń Patki i podeszłam do nieznajomego, po czy uklękłam obok niego.
- Cześć – szepnęłam, a chłopak
wzdrygnął się przerażony. – Hej, spokojnie już nie gryzę.
Nieznajomy się uśmiechnął i wrócił do
gmerania przy jednym z foteli, środkowym.
- Co robisz? – spytałam, a chłopak lekko
się odsunął i moim oczom ukazała się otworzona klapa, w której znajdowały się
przeróżne kabelki. – Po co to?
- Tu będzie siedzieć twoja babka –
powiedział i uśmiechnął się do mnie wszystkowiedząco. – w zagłówku fotela są
dwa mikrofony, które mają służyć twojej babci. – pokazał dwa czerwone kabelki,
a później chwycił za splot zielonych, żółtych i niebieskich. – Te odpowiadają
za obrazy, które będą się pojawiać na ekranie za nami – kiedy zobaczył moje
zdziwione spojrzenie zaśmiał się cicho. – W jednej z rączek jest przymontowany
panel sterujący. Twoja babka ma go opanowane do perfekcji.
Mój towarzysz uśmiechnął się do mnie,
po czym szybko schwycił za dłoń i podciągnął do góry. Byłam w szoku. Przez
chwilę nie mogłam się domyśleć gdzie jestem, ale po króciutkiej chwili doszłam
do poprawnego wniosku. Chłopaczyna wyciągnął do mnie dłoń, a na jego twarzy
widniał szeroki uśmiech.
- Cześć! – powiedział już normalnym
głosem. – Mam na imię Szczepan, a ty to nasza słynna Agnieszka? – spytał, ale
nie czekał na odpowiedź. Doskonale o tym wiedział. – Wiesz, większość się
ciebie boi, ale dla mnie jesteś najnormalniejszą dziewczyną na świecie – zawahał
się na chwilę. – No oczywiście pomijając twoje pochodzenie i to kim niedługo
się staniesz. Tak to jesteś normalna. W oczywiście dobrym sensie.
Tego mi brakowało. Takiego optymizmu,
który niewiadomo skąd się bierze. Szczepan był czymś takim. Postanowiłam się z
nim zaprzyjaźnić.
- Nie chcę cię poganiać – zaczął i
kiwnął głową na zebranych. – Ale oni najwyraźniej czekają na ciebie!
Zaśmiałam się zażenowana i ruszyłam z
powrotem do foteli. Szczepan podążył za mną. Moje miejsce było po lewej stronie
babci, a obok mnie siedział Janek. Niech go diabli wezmą. Mój nowy znajomy pochylił
się nad babcią i szepnął jej coś do ucha, a ona z uśmiechem zadowolenia
poklepała go po dłoni i odesłała na krzesełka. Po tym odwróciłam głowę do mnie
i spojrzeniem spytała mnie czy jestem gotowa. Kiwnęłam głową i poczułam metaliczny
smak w ustach. Czas zaczynać.
- Witam was wszystkich! – zaczęła babcia.
Chociaż wcale nie krzyczała było ją słychać w calusieńkiej bibliotece. –
Wiedzcie, że skoro się tu znaleźliście to należycie do tak zwanej elity.
Będziecie uczestniczyć w najważniejszych wydarzeniach w historii naszej
akademii. – Władczy głos babki rozległ się, a niektórzy z zebranych podnieśli
brody z zadowoleniem, że dyrektorka szkoły nazwała ich wybranymi. – Niestety,
śmiem sądzić, że niektórzy z was w walce o nasze dobro ucierpią, a może nawet
umrą. – Rozległy się szmery wśród zebranych, ale babcia uciszyła je jednym
skinieniem dłoni. – Nie martwcie się. Dołożę wszelkich starań aby było, jak
najmniej ofiar. Może zacznę od tematu, który jest niezwykle delikatny. Czarni
czarodzieje mają w swoich rękach niezwykle ważne dla nas osoby – babka kliknęła
coś i na ekranie za nami i przed nami pojawiły się zdjęcia Igi, taty i
bliźniaków. – nie widzę powodu, dla którego miałabym ukrywać przed wami ich tożsamość.
Więźniami są: moja córka Iga Carr, mąż mojej drugiej córki Eryk Zalewski i dwóch
braci, których zapewne bardzo dobrze znacie Daniel i Dylan Moon. Może was zastanawiać
skąd oni się tam wzięli… Nasz bardzo zaufany uczeń okazał się jednym z
czarnych. Był nim Adam Kiedrowski. – Wśród zebranych, aż wrzało i babci nie
było już tak łatwo ich uspokoić. – Spokojnie! Wiem, że był dla nas
przyjacielem, chłopakiem, kolegą. Ale no cóż! Wszystkich nas wykiwał.
Gdzieś wśród zebranych, ktoś krzyknął
słowa: ,,A jak mógł nas tak oszukać?” i babci odebrało mowę. Postanowiłam, że
ja coś teraz powiem.
- Niestety nie wiemy tego jeszcze! –
krzyknęłam, żeby wszyscy mnie usłyszeli. – Ale nie w tym jest całe sedno
sprawy! Tu nie chodzi o niego, tylko o wojnę, którą już wystarczająco długo
nasz ród prowadzi z czarnymi. Czas ją zakończyć! Musze was poprosić o to
abyście stanęli w obronie wszystkiego co jest dobre na tym świecie!
Wszyscy wykrzyknęli równo słowa:
,,Tak, będziemy walczyć!”, a babcia spojrzała pierw na mnie, a później na nich
ze smutkiem.
- Cieszę się, że tak się palicie do
ochrony, ale muszę was trochę zasmucić! Czarni są o wiele od nas silniejsi.
Moja potężne wojsko, które jest świetnie wyszkolone! A my, no cóż nie będę tego
ukrywała, a my nie mamy nic oprócz naszych nadzwyczajnych umiejętności
magicznych. – babcia przerwała, a ktoś krzyknął, że mamy przecież likantropy. –
Tak, mamy – zgodziła się babcia. – lecz oni tez mają rodziny i nie możemy
wymagać od nich, że sprzymierzą się z nami i będą walczyć w wojnie gdzie wielu
ucierpi. Nie możemy tego od nich wymagać bo to nie w porządku. – Przerwała aby
nabrać powietrza i jeden z chłopców siedzących całkiem z tyłu podniósł się i
pokazał na Janka krzycząc, żeby on się o tym wypowiedział. Wszyscy spojrzeli na
likantropa.
- No co tak patrzycie? – spytał się zbyt
cicho aby ktoś go usłyszał. Nagle niewiadomo skąd pojawił się Szczepan i podał
mu mikrofon. – Cześć, to ja Janek. Słuchajcie my, likantropy, pomożemy wam w
każdej sytuacji. – powiedział i wszyscy zaczęli klaskać i przybijać sobie
piątki, ale uciszyło ich chrząknięcie babci. – Ale nie mogę wam zdeklarować, że
mój rodzaj będzie chciał poświęcić swoje życie aby uratować waszych… Przykro
mi.
Nikt się nie odezwał. Była kompletna
cisza. Nie, tak nie może być. Wyrwałam Jankowi mikrofon, przy czym musnęłam
jego dłoń.
- Serio? – krzyknęłam przez co
rozległ się pisk i wszyscy zakryli uszy. Ups. – Co jest z wami? – dodałam już
nieco ciszej. – Że teraz będzie foch, bo ktoś nie ma zamiaru umierać za nas?
Nie no wy tak naprawdę, czy tylko żartujecie? – rozejrzałam się po zebranych i
uniosłam jedną brew. – Gratuluję! Właśnie zostaliście najbardziej samolubną
grupą roku! – wiedziałam, że te słowa ich skrępują i byłam z siebie dumna. –
Tak więc Janek obieca nam, że porozmawia ze swoimi i powie nam jak to będzie.
Zgoda? – Tłum z niechęcią pokiwał głowami, a ja uśmiechnęłam się. – No to
oddaję głos babci.
- Dziękuje, kochanie – odparła staruszka.
Rozejrzała się po zebranych i westchnęła ciężko. – Czekają nas naprawdę trudne miesiące i
chciałabym was prosić o to, żebyście to wytrzymali. Nie bójcie się, że ktoś
ucierpi. Zaczynami ćwiczenia samoobrony od następnego poniedziałku. Cała szkoła
zaczyna.
Nagle do pokoju ni z gruszki, ni z
pietruszki wbiegła przerażona, zapłakana Maja. Miała dłonie we krwi. Zerwałam
się z fotela i podbiegłam do niej.
- Ttttaaam – zaczęła zszokowana
dziewczynka. – Aga, tam na korytarz… Tam, leży…
- Maja! Kto leży!
- Tam leży Ala! – szepnęła i zakryła
dłońmi usta. – Onnaa… Ona nie żyje!
Jxbhyfcc
OdpowiedzUsuńWiecej powiedziec nie potrafie
pierdzielisz !? Tiaaa histeryzuje .
OdpowiedzUsuńPs.to ja Martyna ;*
łoł nie wysłowię się...
OdpowiedzUsuń