piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 16.

Rozdział 16.

Każdy z nas ma jakąś moc. Każdy. Jedni nie zauważają jej, drudzy chwalą się nią na prawo i na lewo. Ale czy jest ktoś kto nigdy nie zostanie obdarowany mocą, o której marzą wszyscy? Może jest, ale nikt jeszcze kogoś takiego nie odkrył. Jedni odnajdują swój dar w dzieciństwie, inni kiedy jest im naprawdę źle, a jeszcze kolejni dopiero na późne lata. Lecz tak naprawdę w każdym z nas drzemie coś czego nikt nie zrozumie oprócz nas. A jedną z mocy jest cos czego niektórzy nie chcą w swoim życiu, a niektórym bardzo tego brak. Miłość. Miłość jest czymś czego nie brak nikomu. Do niektórych przychodzi wcześnie, do niektórych późno, a jeszcze do innych przychodzi i zostaje odpędzona. Ale zawsze jest. Mnie miłość odwiedza tylko w snach i marzeniach. A jeżeli myślę, że już przyszła, to właśnie ona, to rzeczywistość wylewa na mnie kubeł zimnej wody i uświadamia, że ja miłość ni zaznałam i że nie jest mi dane walczyć o to.
Po wybuchu okien nic już nie było takie jak powinno. Daniel się ode mnie odwrócił, tłumaczył się tym, że potrzebuje czasu. To mu go dałam. Maja nie rozmawiała ze mną. Wiedziałam od Zuzi, że się mnie boi i że moja babcia pozwoliła jej zaniedbać swoje obowiązki. Tak naprawdę został przy mnie tylko Olek. Zuza sama nie wiedziała, czy jestem coś warta. Moje życie od, kiedy przeprowadziłam się do akademii zmieniło się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Kolejne tygodnie mijały mi co dziennie tak samo. Szkoła, biblioteka, spotkanie z Olkiem i nauka. Tak co dzień. Z wszystkimi mijałam się w korytarzach, na dziedzińcu tak jak byśmy wcale się nie znali. Przyzwyczaiłam się do tego. Była to moja rutyna, której się trzymałam. Czułam się jak na karuzeli, które kiedy tylko się wychylę wyrzuci mnie na piach. Przystałam na warunki, które postawiło mi życie.

Jak co dzień po szkole poszłam do biblioteki. Edmund nigdy nie zadawał pytań i mogłam się spokojnie schować pomiędzy regałami i myśleć. Kiedy zapragnęłam rozmawiać on magicznym sposobem stawał przede mną. Zawsze miał uśmiech na wargach i kubek gorącej czekolady w prawej dłoni. Nigdy nie pozwalał mi być samej, kiedy cała się sypałam. Tego dnia jednak drzwi nie czekały otwarte. Nie. Były zamknięte, a przecież wiedziałam, że Edmund nigdy ich nie zamykał. No po prostu nigdy. Jeżeli coś tam się działo nie mogłam wejść tą drogą, bo wrota okropnie skrzeczą, kiedy się je otwiera. Na szczęście spędziłam w bibliotece tyle dni, że wiedziałam którędy można wejść zupełnie niezauważonym. Okręciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku wyjścia z budynku. Byłam zdenerwowana co wiązało się z liczeniem kroków. 12… 13… 14… Kiedy znalazłam się na tyłach budynku wspięłam się po schodach pożarowych. 56… 57… 58… Znalazłam się przed drzwiami. Przekręciłam klamkę. Proszę tylko się otwórzcie. Rozległo się ciche kliknięcie i drzwi otworzyły się. Nie zwlekając ani minuty przeszłam przez próg i znalazłam się w ciemnym pomieszczeniu. Wyjęłam z kieszeni spódniczki telefon i zaczęłam nim sobie oświetlać drogę. Oczywiście mogłam włączyć światło, ale była możliwość, że ktoś mnie zauważy. W oddali było widać poświatę. Okej, jestem już prawie na miejscu. Ruszyłam szybszym krokiem, chowając komórkę do kieszeni. 120… 121… 122… Po chwili znalazłam się za jednym z regałów. Tylko ja i Edmund wiedzieliśmy, że jeśli wyciągnie się jedną z książek ma się wgląd na centralny środek biblioteki. Zauważyłam kilka postaci. Cholera! Nie widzę zbyt dobrze, a co ze słuchem to już nie wspomnę. Jak to było… Jak to było… Wiem!
- Vista y audición afilar quiero! – wymówiłam zaklęcie, które znaczyć miało: ,,Wzrok i słuch wyostrzyć chcę!” Zawsze działało niezawodnie.
Teraz widziałam i słyszałam bardzo dobrze. Na dole był Edmund, Daniel, Dylan, tato, Iga i babcia. Nic nie mówili tylko patrzeli na siebie. O co tu chodzi? Zza jednego z regałów wyłoniła się jakaś postać. Kiedy się dokładniej przyjrzałam zobaczyłam Adama. Niósł w rękach jakąś księgę. Spojrzałam na okładkę: ,,Czarna magia”, co? Adam kiwnął na Daniela, a ten wziął księgę i rozłożył ją tak aby była skierowana przodem do Adama. Reszta towarzystwa rozstawiła się wokół nich, Adam zaczął wymawiać słowa w języku, którego nie rozumiałam. Kiedy skończył nic nie było takie same. Iga i tato zmienili się w jakiś obskurnych kolesi, babcia i Edmund leżeli nieprzytomni na ziemi, a bliźniacy z Adamem zniknęli. Faceci w za ciasnych podkoszulkach spojrzeli na bibliotekarza i babcię, wzruszyli ramionami po czym wyszli. Odczekałam minutę i pognałam w kierunku wyjścia. W mgnieniu oka znalazłam się z powrotem w budynku. Wbiegłam przez, już otwarte, drzwi do biblioteki i uklęknęłam koło babci. Oddychała. Spojrzałam na Edmunda, z pod jego głową tworzyła się coraz większa, szkarłatna plama. Jasna cholera! Drżącymi dłońmi wyjęłam telefon z kieszeni, wybrałam numer Zuzi i wysłałam jej wiadomość: ,,Zuza, ratuj mnie! Znaczy nie mnie tylko Edmunda i moją babcie. Sprowadź pomoc do biblioteki. Szybko!” wysłałam i odrzuciłam urządzenie w bok. Podpełzłam do Edmunda. Pochyliłam się nad nim i sprawdziłam czy oddycha. Nie. Nie oddychał. Nie wiem, kiedy zaczęłam płakać. To było… Dziwne. Nie wiedziałam co robić.  Położyłam się obok niego, i przytuliłam twarz do jego ramienia.
- Nie zostawiaj mnie Edmundzie…

***
Edmund umarł. Babcia miała leżeć w szpitalu, ale powiedziała, że za dużo się dzieje aby ona teraz odpoczywała. Daniel i Dylan… Zniknęli. Jak się okazało tato i Iga to nie byli oni. Ostatnie zachowanie Daniela babcia wytłumaczyła tak, że najnormalniej w świecie był opętany przez jakiegoś demona. Ja nawet nie wiedziałam, że coś takiego jest możliwe. Wszystko poszło nie tak.
Pogrzeb Edmunda odbył się cztery dni po tym wydarzeniu. Nie poszłam na tą uroczystość. Bałam się. I nie miałam siły. Od tamtego dnia leżałam cały czas w łóżku i albo płakałam albo spalam. Nikogo nie wpuszczałam, bo wiedziałam, że będą pytać, czy widziałam coś dziwnego, a ja nie miałam ochoty nikomu opowiadać o tym, że na moich oczach zabito Edmunda. Poczułam, że straciłam wszystko co było dla mnie ważne. Edmund, który zawsze był gotowy ze mną porozmawiać i dodać mi otuchy, tato którego bardzo mi brakowało i Daniel… Właśnie teraz uświadomiłam sobie jaki on jest dla mnie ważny i że nie chcę bez niego żyć. Codziennie pukał do mnie Olek w towarzystwie Zuzi i Mai, ale nigdy ich nie wpuściłam. Nie chciałam.

Dwa tygodnie po śmierci Edmunda i zniknięciu bliźniaków i Adama nadal byłam u siebie w pokoju i nikogo nie wpuszczałam. Wiele razy babcia przez drzwi tłumaczyła mi, że tak nie można i że powinnam z kimś porozmawiać. Ja po prostu zaklęciem zawracałam ją i wyganiałam z pod moich drzwi. Przez ten czas stawałam się coraz potężniejsza. Raz nawet mama przyjechała, żeby ze mną porozmawiać, ale ja postąpiłam z nią tak jak z babcią. Kiedy pewnego dnia leżałam na łóżku i myślałam do okna zajrzała ruda czupryna. Rozejrzała się i wpakowała do mojego pokoju, zaraz za nią Olek wgramolił się przez okno. Zuzia pomogła mu wstać, on jej podziękował i oboje znaleźli się przede mną z zadowolonymi uśmiechami.
- No buntowniczko – zaczęła rudowłosa. - Wytłumacz mi jak można tak żyć? Nie czujesz się samotna? – spytała.
Spojrzałam najpierw na nią, zmieniła się. Jej włosy już nie były w takim nieładzie jak zazwyczaj, były ciasno związane w warkocza, rysy jej twarzy wyostrzyły się, a oczy były zmęczone. Spojrzałam na Olka. Z nim było podobnie, włosy związane w kucyka, doroślejsza twarz i zmęczone oczy. Zmienili się. Ciekawe dlaczego.
- Tak – odparłam. – Bardzo dobrze mi tak jak jest. – po tych słowach Olka twarz wykrzywił grymas bólu.
- Słuchaj Aga – powiedział cicho. – Wiem co czujesz. Tak właśnie ja i Patrycja czuliśmy się po tym jak zniknęłaś, ale się podnieśliśmy – mówił, a w moich oczach pojawiały się łzy. – Teraz ty musisz podnieść głowę i walczyć. Zwłaszcza, że wszyscy już wiemy jaka jesteś teraz potężna i że ćwiczysz na nas swoje czary.
Skąd oni to wiedzą? Przecież się z tym ukrywam! Spojrzałam na Zuzię. Jej twarz wyrażała więcej niż tysiąc słów.
- Mamy coś dla ciebie – powiedziała rudowłosa. – Masz – podała mi jakiś list. – przeczytaj, a my sobie poczekamy.
No okej. Wzięłam list i pokiwałam głową. Zuzia i Olek kiwnęli na siebie i usiedli na ziemi. No to czytamy:
,,Raport  z patrolu dnia 20 maja 2014 rok.
Wraz z towarzyszem Ernestem ruszyliśmy sprawdzić opuszczoną fabrykę mebli tak jak nam nakazano. Droga od akademii do fabryki minęła nam bez żadnych przeszkód. Kiedy dotarliśmy do celu wyczuliśmy tam dziwny klimat. W zupełnej ciszy ruszyliśmy sprawdzić środek budynku. Przeżyliśmy ogromne zdziwienie. W środku znajdowała się panna Iga, Eryk Zalewski, Daniel i Dylan Moon. Niestety nie widzieliśmy tam Adama Kiedrowskiego, ale nasze oczy ujrzały najpotężniejszego. Nie byliśmy Gotowie do ataku, dlatego wróciliśmy do akademii. Ale z dumą raportujemy, że nasi żyją i mają się dobrze.
Martin Miller.”


1 komentarz: