poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 29



Rozdział 29


Wiecie jak to jest, kiedy myślicie, że ktoś nie jest dla was ważny, ale tak naprawdę to jest nieprawda? Kiedy zdaje się wam, że dana osoba jest kimś zwyczajnym w waszym życiu, ale kiedy coś się z nią dzieje uświadamiacie sobie, że nie będziecie w stanie prowadzić normalnego życia bez niej? Właśnie tak czułam się, kiedy Maja powiedziała mi, że Ala nie żyje i leży zakrwawiona na korytarzu. Z początku nie chciało mi się w to wierzyć. No bo przecież to nie może być prawdą, co nie? Ale kiedy dziewczynka zaczęła mnie ciągnąć w kierunku z którego przybiegła dotarło do mnie, że to może jednak prawda. Za nami podążali moi przyjaciele na czele z babcią i Szczepanem. Nagle to wszystko wydawało się dziwnie nierealne. Po prostu to było cholernie głupie. Dlaczego akurat ludzie z mojego grona muszą umierać z dnia na dzień? Jesteśmy jacyś inni czy co? Oczywiście jest to pytanie retoryczne. Wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie to, że kiedy dotarliśmy na miejsce wskazane przez Maję tam nikogo nie było. Pytaliśmy się jej kilkakrotnie czy aby nie pomyliła korytarza, bo przecież w akademii o to nie trudno, ale jej zdaniem to było właśnie tu. Chcąc nie chcąc musieliśmy powiedzieć jej, że to niemożliwe aby Ala tu umarła bo nie ma żadnego śladu. Ani kropelki krwi, żadnego odoru śmierci w powietrzu. Nic. Było tu czysto, tak jak zawsze. Nagle ze skrzydła dziewcząt rozległ się przerażający krzyk. Bez namysłu ruszyłam w stronę odgłosu. Słyszałam, że moi przyjaciele biegną za mną. Wbiegając po schodach dołączył do mnie Szczepan z miną poważniejszą niż mogłoby się wydawać. Kiedy zatrzymaliśmy się przy pokoju z numerem pierwszym wszyscy umilkli nasłuchując kolejnego krzyku. Nic takiego się nie pojawiło. Dziwne. Mój towarzysz kiwnął głową w kierunku ostatnich drzwi na lewej ścianie. Zrozumiałam o co mu chodziło. To stamtąd rozległ się kolejny krzyk. Gdy ruszyłam powoli z mojego miejsca dwie duże, ciężkie i mocne dłonie zacisnęły się na moich obu nadgarstkach. Obróciłam głowę aby spojrzeć kto mnie zatrzymuje. Za prawą dłoń ściskał mnie Olek, a za lewą Janek. Teraz im wzięło się za opiekuńczość?! Wyrwałam z ich uścisków ręce, podniosłam wyzywająco brodę i posłałam im nienawistne spojrzenie, które miało przesłać tylko jedno słowo: ,,Pieprzcie się!”. Widziałam w ich oczach troskę pomieszaną z bólem, ale wiedziałam, że Szczepan czeka aż zdecyduję się czy idę z nim odkryć prawdę. Oczywiście, że idę nawet jeśli miałabym zginąć. Takie jest już moje przeznaczenie. Przeniosłam z powrotem wzrok na ostatnie drzwi po lewej, po czym powoli spojrzałam na chłopca po mojej prawej. Był gotowy i czekał tylko, aż dam mu znać, że jestem gotowa. Pokiwałam powoli głową, a on doskonale rozumiejąc, że już czas schwycił mnie za dłoń i powoli ruszył w stronę drzwi z numerem sześć. Kiedy znaleźliśmy się już wystarczająco blisko puścił moją rękę i spojrzał wyczekująco. Chciał abym to ja otworzyła drzwi i weszła pierwsza. Kiedy kiwnęłam głową poczułam, że Olek i Janek zaczynają wariować wiedząc co chcę zrobić i wydawało mi się, że w żadnym wypadku im to nie pasowało. Trudno się mówi. Przywarłam do ściany i ruszyłam powoli do drzwi. Kiedy znalazłam się już prawie na nich sięgnęłam po klamkę. Z ręką na niej spojrzałam na Szczepana i poczekałam, aż da znak abym nacisnęła. On zaś spojrzał na zebranych przy schodach i uśmiechnął się smutno do babci. Nie rozumiałam tego gestu. Nim porządnie zdążyłam się zastanowić o co mu chodzi ktoś wyrwał mi klamkę z dłoni. Po chwili się zorientowałam, że ktoś z wewnątrz pokoju to zrobił. Szybko doskoczyłam do drzwi i wparowałam do środka pokoju. Ujrzałam tam kogoś kogo pod żadnym pozorem nie powinno tam być. Adam.

***


Ile my tu tak właściwie leżymy? Miesiąc? Dwa? Trzy? Nie chcę pytać o to Dylana bo znam jego odpowiedź: ,,Nie mam bladego pojęcia i tak się składa, że mam to w dupie!”. Doskonale wiedziałem, że mój brat nie przejmuje się rozłąką z Zuzą ani z kimkolwiek innym. Nie przejmował się też tym, że najwyraźniej nikt nie zamierza nas uratować. Nawet Agnieszka przestała się pojawiać w ciele Igi! To było po prostu, jednym wielkim szaleństwem! Odkąd ich tu wsadzono każdy tylko mówił o Adze. Aga to, Aga tamto. Adam i jego ojciec smęcili tylko o tym, że jak się okazało ona jest najpotężniejsza i będzie trudniejszym orzechem do schrupania niż im się zdawało i cały czas chcieli z nas wyciągnąć wiedze o jej słabościach. Oczywiście nikt nie śmiał się im o nich opowiedzieć, bo uczono nas od małego, że najpotężniejszą z rodu trzeba chronić nawet jeżeli mielibyśmy za nią umrzeć. Takie cholerne motto jest w stanie wiele zasiać w naszych mózgownicach. Tylko szkoda, że nie ma żadnego motta, które miałoby pomóc nam oswoić się z myślą, że twoja ukochana całowała się z jakimś zapchlonym kundlem, który z pewnością nie traktuje jej z należytym szacunkiem. Po tym, kiedy Aga odwiedziła nas ostatni razem i kiedy dowiedziałem się, że całowała się z jakimś Jankiem byłem załamany. Wiem, że to ja użyłem tych słów… Ale nie wiedziałem, że będę ich aż tak żałować. Cały czas w głowie słyszałem jej śmiech, widziałem jej piękne jadeitowo – szmaragdowe oczy i te piękne blade usta, które są niewyobrażalnie miękkie. Tak mi brakowało jej odwiedzin. Brakowało mi jej. Brakowało mi samego faktu, że ona chce ze mną porozmawiać. Już nawet nie byłem na nią zły, że mnie zdradziła. Nie, nie byłem. Po prostu kiedy ona to powiedziała chciałem aby szybko krzyknęła, że żartuje i że mnie cholernie kocha, ale wyczuwałem w jej myślach, że to co mówi to szczera prawda i że bardzo jej żałuje. Ale wtedy nie myślałem trzeźwo. Chciałem aby pożałowała tego co zrobiła i wypowiedziałem te cholerne, przeklęte słowa! Byłem największym idiotą na całym bożym świecie! Nie dość, że na pewno ją zraniłem to jeszcze jej ojciec traktuje mnie, jak śmiecia. I doskonale wiem, że na to zasługuję. Wiem, że wszystko na co  teraz zasługuje to, to co najgorsze. I chociaż bardzo chciałbym to odwołać to nie mam jak. Wiedziałem, że Aga teraz chwilę pocierpi, ale prędzej czy później zapomni o mnie i o tym co nas łączyło. Wiedziałem to bo znałem na tyle dobrze Agnieszkę, żeby wiedzieć że jest cholernie silna i że nie pozwoli siebie ranić. Nie ona. Jedyne co mi pozostało to wspominanie wspólnych chwil spędzonych razem z nią. Z moja królewną. Z moim szczęściem. Z wszystkim co było dobre w moim życiu.
- Daniel, idioto – usłyszałem schrypnięty głos mojego brata bliźniaka, był przerażający. – Iga coś od dobrej chwili do ciebie mówi, a ty ją bezczelnie ignorujesz!
Nie mam pojęcia od kiedy mój brat zrobił się taki posłuszny, ale chyba niezbyt będzie to do niego pasować.
- Co? –spytałem nieobecnym głosem. – Przepraszam Iga…
- Nie masz za co… - Iga jedyna mnie rozumiała. No prawie. – Pytałam się o czym myślisz?
Niestety nie dostałem szansy aby jej odpowiedzieć bo drzwi magazynu, w którym się znajdowaliśmy otworzyły się i stanął w nich wysoki, umięśniony mężczyzna z czarnym golfie i czarnych, wełnianych spodniach. Odwrócił się i podniósł coś z ziemi, niezbyt delikatnie. To coś okazało się osobą i stawiało opór, kiedy ochroniarz wnosił je do magazynu. Mężczyzna walnął niesionego w brzuch i rzucił w moje nogi. Przyjrzał się nam, skrzywił usta w grymasie i popędził do drzwi, po czym z hukiem je zamknął. Jest plus: zapomniał zgasić światło. Odczekaliśmy kilka długich chwil i postanowiliśmy sprawdzić kogo tu znowu przywlekli. Pochyliłem się i zdjąłem przybyszowi worek z głowy. Okazało się, że była to dziewczyna o gęstych, brązowych włosach. Odgarnąłem je i po prostu mnie zatkało. Przywlekli tu Alicję… Córkę Igi… Niemożliwe. Nie ona… Nie, nie, nie. Sprawdziłem puls, jest. Spojrzałem na Dylana. Nie musiałem nic mówić, on zrozumiał. Pochylił się w kierunku Igi, a ta zakryła usta ręką, w jej oczach pojawiły się łzy. Nagle Ala ruszyła się i chciała krzyknąć, ale zakryłem jej usta. Pokręciłem głową na znak aby się przymknęła. Kiedy mnie zauważyła w jej oczach pojawiło się zdziwienie i rzuciła mi się na szyję. Przytuliłem ją ze wszystkich sił. Szczęście, że żyła.
- Ala – zacząłem cicho z głową w jej włosach. Odsunąłem ją od siebie. – Ala, posłuchaj mnie! Co tu robisz?
Dziewczyna rozejrzała się, a jej wzrok zatrzymał się na Idze. Nie miałem pojęcia czy ją rozpoznaje, ale coś mi mówiło, że tak. Z jej ust wyrwało się krótkie słowo: ,,Mamuś…” Iga pokiwała głową. Widziałem w jej oczach szczęście i ból, że ona tu jest. Doskonale ją rozumiałem. Nagle zapragnąłem wiedzieć co u Agnieszki.
- Alicja – powiedziałem z bólem w głosie. – Jak Agnieszka zniosła nasze zerwanie?
Widziałem krytyczne spojrzenie Dylana i karcące westchnienie Eryka. Miałem to gdzieś. Chciałem wiedzieć co jest z Agą.
- Aga… Wy zerwaliście? – spytała z zdziwieniem. – Była zrozpaczona. Płakała, rzucała się, biła i zwariowała. Naprawdę. Jesteś dupkiem, że ją rzuciłeś. Ona prawie umarła!  

1 komentarz:

  1. Jestes okropna wiesz?
    Jestes genijalnie okropna!!
    Czekam na nexta itd itp

    OdpowiedzUsuń